Литмир - Электронная Библиотека

Wkrótce rozmowa przeszła na interesy. Może mieli dopiero luty, ale trzeba było sfinalizować plany corocznej parady z okazji Dnia Pamięci. Potem dyskutowali o postawieniu nowych ławek w parku. Większość z tego Cal puszczał mimo uszu, rozmyślając o Quinn.

Jednak w końcu musiał włączyć się do rozmowy, głównie dlatego, że Fox kopnął go pod stołem w kostkę.

– Dom Bransonów jest tylko kilka posesji dalej od kręgielni – mówił burmistrz Watson. – Misty mówiła, że w budynkach po obu stronach też zgasły światła, ale naprzeciwko nie. Telefony przestały działać. Kiedy odbieraliśmy ją z Wendy po tańcach, powiedziała, że naprawdę się przestraszyła. To trwało tylko kilka minut.

– Może coś z wyłącznikiem – zasugerował Jim Hawkins i popatrzył na syna.

– Może, Misty mówiła, że światło migało przez kilka sekund. Może spadek mocy, ale chyba poproszę Mike'a Bransona, żeby sprawdził swoją instalację. Może coś się przepaliło. Nie chcemy przecież pożaru wywołanego przez nieszczelną instalację elektryczną.

Jak oni mogli zapomnieć?, zastanawiał się Cal. Czy to był mechanizm obronny, amnezja czy sprawka demona?

Jednak nie wszyscy zapomnieli. Widział pytanie, troskę w oczach ojca i jeszcze dwóch czy trzech innych obecnych. Ale burmistrz i większa część rady przeszła do dyskusji o pomalowaniu linii na boisku bejsbolowym przed rozpoczęciem sezonu Małej Ligi.

Już wcześniej zdarzały się dziwne spadki mocy albo braki prądu, zawsze jednak w lipcu, przed samą Siódemką.

Po zakończonym spotkaniu Cal, jego ojciec i Fox poszli razem do kręgielni. Nie zamienili słowa, dopóki nie zamknęli za sobą drzwi.

– Na niego jeszcze za wcześnie – powiedział natychmiast Jim. – To pewnie spadek mocy lub wadliwa instalacja.

– Nie. To nie był pierwszy raz – odpowiedział Cal. – I nie tylko Fox i ja to widzieliśmy. Nie tym razem.

– Cóż. – Jim usiadł ciężko przy jednym ze stolików. – Co mogę zrobić?

Uważać na siebie, pomyślał Cal. Zaopiekować się mamą. Ale to i tak by nie wystarczyło.

– Powiedz mi, jeśli tylko zauważysz coś niezwykłego. Mnie, Foxowi lub Gage'owi, jak już przyjedzie. Tym razem jest nas więcej. Quinn i Layla też są jakoś powiązane, musimy tylko się dowiedzieć, jak i dlaczego.

Prababcia wiedziała, że Quinn ma z tym jakiś związek, pomyślał Cal. Wyczuła to.

– Muszę porozmawiać z babcią.

– Cal, ona ma dziewięćdziesiąt siedem lat. Nieważne jaka jest dziarska, to jednak dziewięćdziesiąt siedem.

– Będę delikatny.

– Wiecie, zamierzam znowu porozmawiać z panią H. – Fox potrząsnął głową. – Jest nerwowa i niespokojna. Coś przebąkuje o wyjeździe już w przyszłym miesiącu, a nie w kwietniu. Myślałem, że po prostu się niecierpliwi, skoro zdecydowała się na przeprowadzkę, ale może to coś więcej.

– No dobrze. – Jim wypuścił powietrze. – Idźcie i róbcie, co do was należy. Ja się tu wszystkim zajmę. Umiem kierować kręgielnią – powiedział, zanim Cal zdążył zaprotestować. – Robię to już od jakiegoś czasu.

– Dobrze. Zawiozę babcię do biblioteki, jeśli się tam dzisiaj wybiera. Potem wrócę, żeby cię zmienić. Będziesz mógł ją odebrać i zawieźć do domu.

Cal poszedł do Essie pieszo. Mieszkała tylko przecznicę dalej, w ślicznym małym domku, razem z jego kuzynką Ginger. Jedyne ustępstwo babci na rzecz swojego wieku stanowiło przyzwolenie, żeby Ginger z nią zamieszkała, zajęła się domem, zakupami, większością gotowania i od czasu do czasu występowała w roli szofera podczas wypraw staruszki do lekarza czy dentysty.

Ginger była upartą i praktyczną osóbką, która nie wchodziła babci w drogę i – jeśli nie musiała – nie wściubiała nosa w jej sprawy. Ginger wolała telewizję od książek i żyła dla trzech popołudniowych telenowel. Po katastrofalnym, bezdzietnym małżeństwie nabrała szczerej awersji do mężczyzn poza telewizyjnymi lalusiami i mięśniakami ozdabiającymi okładki magazynu „People”.

Z tego, co Cal wiedział, jego babci i kuzynce całkiem nieźle żyło się razem w domku dla lalek ze schludnym ogródkiem i wesołym, niebieskim gankiem.

Przed domem nie zobaczył samochodu Ginger i zastanowił się, czy babcia nie pojechała już na wczesną wizytę do lekarza. Ojciec miał zawsze w głowie jej rozkład dnia – tak jak wszystko – dziś rano jednak był zaprzątnięty innymi sprawami.

Najprawdopodobniej Ginger pojechała do sklepu.

Wszedł na ganek i zapukał do drzwi. Był zaskoczony, kiedy stanęły otworem. Nawet w zdenerwowaniu jego ojciec rzadko zapominał o czymkolwiek.

Ale bardzo zaskoczył go widok Quinn na progu.

– Cześć. Wejdź. Pijemy z Essie herbatę w salonie. Schwycił ją za ramię.

– Co ty tu robisz? Na dźwięk jego ostrego tonu powitalny uśmiech Quinn zniknął.

– Mam pracę do wykonania. A Essie sama do mnie zadzwoniła.

– Dlaczego?

– Może jeśli wejdziesz, zamiast na mnie warczeć, oboje się tego dowiemy.

Nie widząc innego wyjścia, Cal wszedł do uroczego salonu babci, gdzie na parapetach kwitły afrykańskie fiołki, a zrobione przez jego ojca półki uginały się od książek, rodzinnych zdjęć i innych pamiątek. Na niskim stole przed sofą o wysokim oparciu, którą zeszłej wiosny jego matka obiła nową tkaniną, stał komplet do herbaty.

Ukochana babcia Cala siedziała niczym królowa w ulubionym fotelu o wysokim oparciu.

– Cal. – Wyciągnęła do niego rękę i nadstawiła policzek do pocałunku. – Myślałam, że będziesz zajęty cały ranek, najpierw spotkanie, potem w kręgielni.

– Spotkanie już się skończyło, a tata pilnuje interesu. Nie widziałem samochodu Ginger.

– Mam towarzystwo, więc pojechała po kilka sprawunków. Quinn właśnie nalewała herbatę. Weź sobie filiżankę z szafki.

– Nie, dziękuję. Dopiero co jadłem śniadanie.

– Do ciebie też bym zadzwoniła, gdybym wiedziała, że masz czas dziś rano.

– Dla ciebie zawsze mam czas, babciu.

– Mój chłopiec. – Essie zwróciła się teraz do Quinn, ściskając jego dłoń. Po chwili zwolniła uścisk i wzięła od dziewczyny filiżankę z herbatą. – Dziękuję. Proszę, siadajcie. Mogę równie dobrze od razu przejść do rzeczy. Chciałabym was zapytać, czy wczoraj na tańcach coś się wydarzyło. Krótko przed dziesiątą.

Pytając, wpatrywała się intensywnie w Cala i widząc wyraz jego twarzy, zamknęła oczy.

– A zatem coś się działo. – Jej cichy głos drżał. – Nie wiem, czy czuć ulgę czy strach. Ulgę, bo obawiałam się, że postradałam zmysły. Strach, bo jednak nie. W takim razie to było prawdziwe – powiedziała cicho. – To, co zobaczyłam.

– A co widziałaś?

– Czułam się tak, jakbym patrzyła przez zasłonę albo welon. Wydawało mi się, że widzę krew, ale nikt inny jej nie dostrzegał. Nikt nie zauważył ani krwi, ani stworzeń, które rozpierzchły się po podłodze, po stołach. – Potarła szyję. – Nie widziałam wyraźnie, ale dostrzegłam jakiś czarny kształt. Unosił się w powietrzu po drugiej stronie zasłony. Pomyślałam, że to śmierć.

Uśmiechnęła się lekko, unosząc pewną dłonią filiżankę.

– W moim wieku przygotowujesz się na śmierć, lub przynajmniej powinieneś. Ale ja bałam się tego kształtu. A potem zniknął, zasłona uniosła się i wszystko było tak, jak powinno.

– Babciu…

– Dlaczego nie powiedziałam wam wczoraj? – przerwała. – Umiem czytać z twojej twarzy jak z książki, Caleb. Duma, strach. Po prostu chciałam stamtąd wyjść, wrócić do domu i twój ojciec mnie odwiózł. Musiałam się wyspać. A dziś rano musiałam się dowiedzieć, czy to było prawdziwe.

– Pani Hawkins…

– Od teraz mów do mnie Essie – poinstruowała.

– Essie, czy kiedykolwiek wcześniej doświadczyłaś czegoś podobnego?

– Tak. Nigdy ci nie mówiłam – wyjaśniła, gdy Cal zaklął – ani nikomu innemu. Tamtego lata, kiedy miałeś dziesięć lat. Tego pierwszego lata. Widziałam przed domem potworne rzeczy, niemożliwe. Ten czarny kształt czasem przybierał postać mężczyzny, czasami psa, albo ohydnej kombinacji obu. Twój dziadek nic nie widział lub nie chciał zobaczyć. W tamtym tygodniu działy się potworne rzeczy.

39
{"b":"105149","o":1}