– Jest czym się pochwalić – dodała Layla. – Mamy nowiusieńki ekspres do kawy i eklektyczną kolekcję kubków.
– Nie miałbym nic przeciwko kawie.
– Pójdę wstawić wodę. Cal popatrzył za wychodzącą Laylą.
– Wydaje się, że zupełnie zmieniła zdanie.
– Jestem przekonująca. A ty hojny. Myślę, że powinnam ci za to podziękować.
– Mów dalej. Jakoś to zniosę. Śmiejąc się, położyła mu ręce na ramionach i głośno go pocałowała.
– Czy to oznacza, że nie dostanę dziesiątaka? Uśmiechnęła się jeszcze szerzej, dźgając go palcem w brzuch.
– Przyjmuj całusa i się ciesz. W każdym razie, jednym z powodów, dla których Layla się wahała, były pieniądze. Oczywiście, sam pomysł, żeby tu zostać był – jest – dla niej trudny do przyjęcia. Ale głównie powstrzymywała ją myśl o długim bezpłatnym urlopie, płaceniu czynszu tutaj i utrzymywaniu mieszkania w Nowym Jorku.
Quinn podeszła do czerwonej komody i zaczęła włączać i wyłączać lampę. Po wyrazie jej twarzy Cal poznał, że sprawia jej to dużą przyjemność.
– Jeden kłopot z jej listy zniknął, skoro nie musimy płacić czynszu – ciągnęła. – Jeszcze się do końca nie zdecydowała, na razie żyje tylko dniem dzisiejszym.
– Muszę ci coś powiedzieć, wam obu, co może sprawić, że to będzie jej ostatni dzień tutaj.
– Coś się stało. – Quinn opuściła dłoń i odwróciła się ku niemu. – Co takiego?
– Wszystko wam opowiem, ale najpierw chcę zadzwonić do Foxa, zapytać, czy nie mógłby wpaść. Wtedy nie będę musiał powtarzać wszystkiego dwa razy.
Jednak musiał opowiedzieć wszystko bez Foxa, który – jak powiedziała pani Hawbaker – był, zwyczajem prawników, w sądzie. Cal usiadł więc w dziwacznie urządzonym salonie, na kanapie tak miękkiej, że już miał nadzieję dopaść na niej nagą Quinn, i opowiedział im o spotkaniu na Main Street.
– Spotkałeś PC – zadecydowała Quinn.
– Rodzaj komputera?
– Nie, nie, to skrót. Jak CIA. Poza Ciałem – istotę niematerialną. Albo nastąpiło małe zakrzywienie czasu i znalazłeś się w alternatywnym Hawkins Hollow.
Cal może i spędził trzy czwarte swojego życia uwięziony w sytuacji wymykającej się racjonalnemu sposobowi myślenia, ale nigdy w życiu nie słyszał kobiety mówiącej jak Quinn Black.
– To nie było nic alternatywnego, a ja tkwiłem w swoim ciele, tam, gdzie moje miejsce.
– Już od dłuższego czasu studiuję, badam i opisuję zjawiska paranormalne. – Zamyślona Quinn popiła kawy.
– Może Cal rozmawiał z duchem, który stworzył iluzję, że są sami, a wszystkich innych – nie wiem – wymazał na kilka minut. – Layla wzruszyła ramionami, gdy Quinn popatrzyła na nią zmrużonymi oczami. – Jestem w tym nowa i wciąż bardzo się staram nie marzyć, że za chwilę ktoś mnie obudzi i powie, że to wszystko sen.
– Jak na nowicjuszkę twoja teoria jest całkiem niezła – pochwaliła Quinn.
– A moja? Brzmi tak: na razie o wiele ważniejsze jest to, co powiedziała, niż jak to powiedziała.
– Zrozumiałam aluzję. – Quinn skinęła głową. – Powiedziała, że już czas. Trzy razy siedem. To akurat łatwa zagadka.
– Dwadzieścia jeden lat. – Cal zaczął przechadzać się po pokoju. – W lipcu upływa dwadzieścia jeden lat.
– Trójka, tak jak siódemka, jest uważana za cyfrę magiczną. Chyba twoja zjawa chciała ci powiedzieć, że to zawsze miało się wydarzyć teraz, w lipcu tego roku. On jest silniejszy, ty masz więcej siły i tamci też. – Quinn zacisnęła powieki.
– I dlatego zarówno ta kobieta, jak i on – ten demon – mogli się…
– Ukazać jako manifestacja – Quinn dokończyła myśl Layli. – To całkiem logiczne.
– Nic w tej sprawie nie jest logiczne.
– Ależ jest. – Quinn otworzyła oczy i popatrzyła na nią z politowaniem. – Tamtym wymiarem także rządzi logika, tylko inna niż ta, z którą mamy do czynienia na co dzień. Przeszłość, teraźniejszość i to, co nastąpi. Wszystkie te elementy mogą być częścią rozwiązania, pomóc nam zakończyć ten koszmar.
– Myślę, że chodzi o coś więcej. – Cal odwrócił się od okna. – Po tej nocy na polanie wszyscy trzej zmieniliśmy się bardzo.
– Nie chorujecie, a wasze rany goją się błyskawicznie. Quinn mi mówiła.
– Tak, a ja widzę.
– Bez okularów.
– Widuję też wydarzenia z przeszłości. Już tam, na polanie, zobaczyłem przebłyski tego, co było.
– Tak jak zobaczyłeś, oboje widzieliśmy – poprawiła się Quinn – kiedy dotknęliśmy razem kamienia. I potem, gdy…
– Coś w tym stylu, ale nie zawsze tak jasno i wyraźnie. Czasami we śnie, niekiedy na jawie. Czasami te wizje nie mają żadnego związku z tym, co się akurat dzieje. A Fox… zabrało mu trochę czasu, zanim to zrozumiał. On też widzi. – Cal, zły na siebie, potrząsnął głową. – Widzi albo wyczuwa to, co ludzie myślą lub czują.
– Fox jest medium? – zapytała Layla.
– Mediumiczny prawnik. Tak ma wpisane w umowie o pracę. Mimo wszystko kąciki ust Quinn drgnęły.
– Niezupełnie. Nigdy nie mogliśmy tego do końca kontrolować. Fox musi się postarać, a i tak nie zawsze mu wychodzi. Ale od tamtego czasu ma wyjątkowego nosa do ludzi. A Gage…
– Widzi przyszłość – dokończyła Quinn. – Jest wróżbitą.
– Jemu jest najtrudniej. To jedna z przyczyn, dla której tak często wyjeżdża. Tu czuje się najgorzej. Miał kilka naprawdę potwornych snów, wizji, koszmarów czy jak je tam chcecie nazwać.
A gdy on czuje ból, wy także, pomyślała Quinn.
– Ale nie zobaczył, co powinniście zrobić?
– Nie. To by było zbyt proste – odrzekł Cal gorzko. – Dużo zabawniej jest spieprzyć życie trzem dzieciakom, pozwolić niewinnym ludziom, żeby zabijali się i okaleczali nawzajem. Rozciągnijmy to na kilka dekad, a potem powiedzmy: no dobra, chłopcy, już czas.
– Może nie mieli innego wyjścia. – Quinn uniosła dłoń, widząc błyskawice w oczach Cala. – Nie twierdzę, że to fair.
Tak naprawdę sytuacja jest fatalna, ale może po prostu nie było innego sposobu. Czy chodzi o coś, co zrobił Giles Dent, czy też o coś, co zostało wprawione w ruch wieki wcześniej, może nie było innego wyboru. Powiedziała, że on kogoś powstrzymuje, nie pozwala zniszczyć Hollow. Jeśli to była Ann i mówiła o Gilesie Dencie, to może on uwięził demona, tę bestia, a sam – beatus – został w jakiejś postaci uwięziony wraz z nim i walczył z wrogiem przez cały ten czas.
Layla podskoczyła na dźwięk gwałtownego pukania do drzwi.
– Otworzę. Może to materace.
– Możesz mieć rację – powiedział cicho Cal – ale to wcale nie poprawia mi samopoczucia. Przytłacza mnie świadomość, że to może być nasza ostatnia szansa.
Quinn wstała.
– Tak bardzo bym chciała…
– To kwiaty! – Głos Layli był pełen radości, gdy weszła z wazonem pełnym tulipanów. – Dla ciebie, Quinn.
– Jezu, doskonałe wyczucie czasu – wymamrotał Cal.
– Dla mnie? Och Boże, wyglądają jak lizaki. Są cudowne! – Quinn postawiła wazon na przedpotopowym stoliku do kawy. – To na pewno łapówka od mojego wydawcy, żebym skończyła ten artykuł o… – Zamilkła, gdy przeczytała kartkę. Zaskoczona podniosła wzrok na Cala. – Przysłałeś mi kwiaty?
– Byłem w kwiaciarni…
– Przysłałeś mi kwiaty w Dzień Świętego Walentego!
– Słyszę, że matka mnie woła – ogłosiła Layla. – Idę, mamo! – Szybko wymknęła się z pokoju.
– Przysłałeś mi na walentynki tulipany, które wyglądają jak kwitnące lizaki.
– Wydały mi się zabawne.
– Tak napisałeś na kartce. „Czyż nie są zabawne?”. Kurczę. – Przegarnęła palcami włosy. – Muszę powiedzieć, że jestem rozsądną kobietą, która bardzo dobrze wie, że Dzień Świętego Walentego to absolutnie komercyjne święto stworzone w celu sprzedaży jak największej liczby kartek, kwiatów i słodyczy.
– Tak, cóż. – Cal wbił ręce w kieszenie. – To działa.
– Nie należę także do kobiet, które rozczulają się na widok bukietu kwiatów lub postrzegają je jako przeprosiny czy też preludium do seksu.
– Po prostu je zobaczyłem i pomyślałem, że ci się spodobają. Koniec kropka. Muszę wracać do pracy.
– Jednak – ciągnęła, podchodząc do niego – nie wiem dlaczego, ale żadne z tych zastrzeżeń nie dotyczy obecnej sytuacji. Są zabawne. – Wspięła się na palce i pocałowała Cala w policzek. – I piękne. – Pocałowała go w drugi. – Pomyślałeś o mnie. – I w usta. – Dziękuję.