Литмир - Электронная Библиотека

– Niektórzy ludzie widują go podczas Siódemki… tak mówiono, zanim wspomnienia zaczęły się zacierać. Mogła coś usłyszeć.

– Nie sądzę, Fox. Jedni mówili o chłopcu, inni o mężczyźnie, kobiecie, psie, wilku…

– Szczurze wielkości dobermana – przypomniał Fox.

– Dzięki, że o tym pamiętałeś. Ale nikt nigdy nie twierdził, że widział go poza Siódemką. Tylko my, a przecież nikomu nie mówiliśmy. – Cal uniósł pytająco brew.

– Nie. Myślisz, że opowiadam na prawo i lewo, jak to widuję czerwonookie demony? To by mi dopiero przysporzyło klientów!

– Ona jest bystra. Nie rozumiem, dlaczego miałaby twierdzić, że widziała go w nietypowym dla niego czasie, skoro nie widziała. Poza tym bardzo się tym przejęła. Była podekscytowana. Dlatego przyjmijmy, że go widziała i spróbujmy sformułować logiczne wnioski. Może sukinsyn robi się coraz silniejszy, na tyle, żeby pojawiać się też poza Siódemką.

Fox przez chwilę rozmyślał z ponurą miną.

– Nie podoba mi się takie wyjaśnienie.

– Inna odpowiedź brzmi tak, że Quinn jest w jakiś sposób związana z tym wszystkim. Z jednym z nas, z miastem, z incydentem przy Kamieniu Pogan.

– To mi się bardziej podoba. Wszyscy jesteśmy w jakiś sposób ze sobą związani. Gdybyś dobrze poszukał, mógłbyś znaleźć powiązania między niemal każdą parą ludzi na świecie. – Zamyślony Fox wziął drugi kawałek pizzy. – Może jest jakąś daleką kuzynką któregoś z nas. Mam krewnych od groma, ty tak samo. Gage mniej, ale trochę jego rodziny też mieszka gdzieś na świecie.

– Być może. Ale dlaczego daleka kuzynka miałaby widzieć coś, czego nie zobaczył nikt z naszej najbliższej rodziny? Powiedzieliby nam, Fox. Oni wiedzą najlepiej, co się zbliża.

– Reinkarnacja. Zgodne z pewnego rodzaju logiką. W rodzinie O'Dellów traktujemy ją bardzo poważnie. Może Quinn tu była, gdy to wszystko się wydarzyło. W poprzednim wcieleniu.

– Nie wykluczam żadnej ewentualności. Ale dlaczego jest tutaj teraz? I jak jej obecność ma nam pomóc w zakończeniu tego cholernego bałaganu?

– Odpowiedź na to pytanie wymaga więcej niż godzinnej pogawędki przed kominkiem. Gage pewnie się nie odzywał?

– Jeszcze nie. Ale skontaktuje się z nami. Pojutrze zabiorę Quinn do Kamienia.

– Nie tracisz czasu, kolego. Cal potrząsnął głową.

– Pójdzie tam sama, jeśli szybko jej nie zaprowadzę. Gdyby coś się stało… Nie możemy brać na siebie takiej odpowiedzialności.

– Jesteśmy odpowiedzialni… czyż nie o to chodzi? W pewnym stopniu to nasza wina. – Popatrzył za zmarszczonymi brwiami na Dona Myersa z „Myers Pomoc Hydrauliczna”, który przy akompaniamencie wiwatów i okrzyków zachęty zbił siedem z dziesięciu kręgli. Całe jego studwudziestokilogramowe cielsko rzuciło się w radosny taniec, co nie stanowiło przyjemnego widoku.

– Robisz to, co robisz – powiedział Fox cicho. – Dzień po dniu przeżywasz swoje życie, chodzisz do roboty. Jesz pizzę, drapiesz się po tyłku, czasem przelecisz panienkę, jeśli ci się poszczęści. Ale wiesz, chociaż starasz się zagłuszyć tę świadomość, że on wróci. Że część ludzi, których codziennie widujesz na ulicach, może nie przeżyć do następnej rundy. My możemy nie przeżyć. A, do diabła. – Stuknął szklanką o piwo Cala. – Mamy pięć miesięcy, żeby coś wykombinować.

– Mógłbym znowu spróbować się cofnąć.

– Dopiero jak przyjedzie Gage. Nie możemy podjąć takiego ryzyka bez jednego z nas, nie warto. Ostatnim razem zobaczyłeś tylko jakieś fragmenty, a nieźle przy tym oberwałeś.

– Teraz jestem starszy i mądrzejszy. I sądzę, że jeśli on już się pojawia – w naszych snach, na drodze przed Quinn – to znaczy, że nabiera mocy. Może dowiedziałbym się więcej niż poprzednio.

– Nie bez Gage'a. To… hmmm – powiedział, przenosząc wzrok ponad ramię przyjaciela. – Świeży towar.

Cal odwrócił się i zobaczył Quinn stojącą w rozpiętym płaszczu przy pierwszym torze. Z wyrazem powagi na twarzy obserwowała Myersa, który z wdziękiem hipopotama w baletkach zamachnął się i rzucił swą szczęśliwą czerwoną kulą.

– To właśnie Quinn.

– Tak, rozpoznałem ją. Czytałem jej książki. Wygląda seksowniej niż na zdjęciu, a już tam wyglądała na gorącą laskę.

– Ja zobaczyłem ją pierwszy. Fox parsknął śmiechem i popatrzył kpiąco na Cala.

– Koleś, to nie chodzi o to, kto zobaczył ją pierwszy, tylko kogo ona zobaczy. Wykorzystam cały potencjał mego seksownego czaru, a ty staniesz się niewidzialny.

– Brednie. Cały potencjał twojego seksownego czaru nie zasiliłby czterdziestowatowej żarówki.

Quinn ruszyła w ich stronę i Cal wstał.

– Ach, to dlatego zostałam dziś spławiona – powiedziała. – Pizza, piwo i kręgle.

– Dzisiaj ja pilnuję interesu. Quinn, to jest Fox O'Dell.

– Drugi z tria. – Uścisnęła dłoń Foxa. – Teraz bardzo się cieszę, że postanowiłam zobaczyć, jak mówią, najgorętsze miejsce w mieście. Mogę się przysiąść?

– Będzie nam niezmiernie miło. Masz ochotę na piwo?

– zapytał Fox.

– Kurczę, a czy mógłbyś, ale… poproszę niskokaloryczne. Cal wszedł za kontuar.

– Zajmę się tym. Coś do piwa? Pizza?

– Och. – Quinn popatrzyła rozmarzonymi oczami na leżącą na barze pizzę. – Hmm, pewnie nie masz chrupkiego pieczywa i niskotłuszczowej mozarelli?

– Świr na punkcie zdrowego jedzenia? – zapytał Fox.

– Wręcz przeciwnie. – Quinn przygryzła dolną wargę. – Zmieniam styl życia. Cholera, ta pizza wygląda przepysznie. A może przekroimy jeden z tych kawałków na pół? – Zrobiła ruch dłonią nad talerzem.

– Żaden problem. Cal wziął nóż do pizzy i przeciął jeden z kawałków.

– Kocham tłuszcz i cukier jak matka dziecko – wyjaśniła Quinn Foxowi. – Ale próbuję odżywiać się bardziej racjonalnie.

– Moi rodzice są wegetarianami – odpowiedział, gdy oboje brali pokrojoną pizzę. – Dorastałem na tofu i lucernie.

– Boże. To takie smutne.

– Dlatego zawsze, gdy mógł, jadał u mnie i wydawał całe kieszonkowe na ciasteczka i piankę czekoladową.

– Ciasteczka z czekoladą to pokarm bogów. – Quinn uśmiechnęła się do Cala, który postawił jej piwo na barze. – Podoba mi się wasze miasto. Przeszłam się po Main Street, ale tyłek mi zamarzł, więc wróciłam do czarującego hotelu Hollow, usiadłam w oknie i patrzyłam, jak kręci się wasz świat.

– Sympatyczny świat – zauważył Cal – który o tej porze roku obraca się trochę wolniej.

– Mhm – przyznała Quinn, wgryzając się z lubością w wąski trójkącik pizzy. Zamknęła oczy, wzdychając z rozkoszy. – Ona jest pyszna. Miałam nadzieję, że nie będzie tak dobra, skoro to pizza robiona w kręgielni.

– Radzimy sobie. Gino naprzeciwko jest lepszy i ma większy wybór.

Quinn otworzyła oczy i zobaczyła jego uśmiech.

– To okropna wiadomość dla kobiety zmieniającej styl życia. Cal pochylił się nad barem. Uśmiechnął się jeszcze szerzej i Quinn poczuła, że gubi wątek. Miał najładniejszy krzywy uśmiech, jaki widziała, aż chciało się skubnąć te pełne wargi.

Zanim zdążył się odezwać, ktoś go zawołał i te głębokie, szare oczy przestały się w nią wpatrywać.

– Zaraz wracam.

– Cóż. – Kurczę, jej serce naprawdę na chwilę stanęło. – Nareszcie sami – powiedziała do Foxa. – A zatem ty, Cal i na razie – nieobecny Gage Turner jesteście przyjaciółmi od dziecka.

– Właściwie od niemowlęcia. A dokładnie rzecz biorąc, odkąd byliśmy w macicy. Matki Gage'a i Cala poznały moją, gdy miała zajęcia w Lamaze *. Potem spotkały się kilka miesięcy po porodzie i okazało się, że wszyscy trzej przyszliśmy na świat w tym samym dniu i o tej samej porze.

– Wasze mamy od razu poczuły więź między sobą.

– Nie wiem. Dogadywały się, choć można powiedzieć, że każda pochodziła z innej bajki. Lubiły się, choć nie były przyjaciółkami. Rodzice Cala i moi wciąż się spotykają, a tata Cala dał ojcu Gage'a pracę w czasach, gdy nikt w mieście by go nie zatrudnił.

– – Dlaczego nikt by go nie zatrudnił? Fox milczał przez chwilę, popijając piwo.

вернуться

* Lamaze – szkoła naturalnego rodzenia.

12
{"b":"105149","o":1}