Czy nie na tym polegał jej główny problem? Nie zależało jej na mężczyznach, bo była zbyt pochłonięta prowadzeniem biznesu. Nie musiała okazywać im szacunku, ponieważ stali niżej od niej w hierarchii. Tak było z większością facetów, z którymi się stykała. Byli przy niej spięci, bali się, że nie spodoba jej się jakieś słowo lub gest. Była przecież kobietą, która rządziła największą rodziną w Londynie. Zrozumiała teraz, że Tommy musiał przeżywać przy niej trudne chwile, co nie znaczy, że nie był cholernym, zakłamanym sukinsynem.
Głowa bolała ją z napięcia, a w ustach zaschło – za bardzo się zdenerwowała. W biurze wychyliła dużą brandy, żeby się uspokoić. Kiedy skończy z Vikiem, zabierze się za siebie. Do tego czasu była jednak uziemiona.
Dzisiaj pobrała lekcję, której długo nie zapomni. Plotki szybko wędrują po mieście i wyglądało na to, że Ryanów próbuje się już skreślać. Niedoczekanie wasze, pomyślała. Zobaczycie, że jest jeszcze życie w starej suce, zobaczycie to już w najbliższych dniach. Wszyscy się przekonają, kto dzierży ster, i niech nikt nie próbuje znowu rzucać jej wyzwania.
***
Tommy otworzył oczy i natychmiast tego pożałował. Czuł się jak przepuszczony przez maszynkę do mięsa i dokładnie coś takiego musiało go spotkać. Ciemno, ciasno, duszno. Czuł przylegające do niego drewniane panele, a lekko podkurczonym nogom jakby brakowało miejsca. Ciarki przeszły mu po plecach.
Ponownie zamknął oczy, gwałtownie narastała w nim panika. Wsadzono go do jakiejś skrzyni i nagle uświadomił sobie, że to trumna, co mogło oznaczać tylko jedno – został pochowany żywcem. Tylko Vic mógł uznać to za dobry żart.
Poczuł podchodzącą do gardła żółć i z trudem ją przełknął. Było tu dostatecznie źle bez zapachu wymiocin. Próbował oddychać głęboko, żeby uspokoić tłukące się w piersi serce, lecz panika go nie opuszczała i miał ochotę krzyczeć.
Jak przez mgłę przypomniał sobie dźwięk gwoździ wbijanych w drewno i towarzyszący temu głos Vica – balansował wtedy jeszcze między świadomością i heroinowym zamroczeniem, zanim ostatecznie zapadł w niebyt.
Próbował podnieść pokrywę kolanami i rękami, zużywał na to cenną energię, ale wiedział, że to na nic.
Vic i jego psy na pewno zadbali, żeby pozostał w tej trumnie na wieczność.
***
Garry siedział z matką, kiedy do kuchni weszła Carla, a tuż za nią Tony Dooley Senior.
– Powiedziała, że pani kazała jej przyjść, pani Ryan – wyjaśnił.
Sarah kiwnęła głową.
Garry przyglądał się zimno bratanicy, a wreszcie warknął:
– Czego chcesz, Carla, do jasnej cholery?
Wargi jej drżały, patrzyła z wyrzutem na babkę i wuja, którzy zgodnie dawali jej do zrozumienia, że nie jest tu mile widziana.
– Benny się pojawił. W domu babci.
Garry wzruszył ramionami
– No i?
Carla pociągnęła nosem.
– Myślałam, że powinniście o tym wiedzieć. Gliny go szukają, byli już dwa razy.
Popatrzyła na Sarah i uśmiechnęła się przymilnie.
– Przewrócili cały dom do góry nogami, ale już wszystko posprzątałam. Dla ciebie.
Sarah zrobiło się przykro, że wnuczka musi zabiegać o powrót na łono rodziny. Zmusiła się do uśmiechu.
– Usiądź, dziecko, zrobię ci herbaty. Nie wyglądasz dobrze. Zakrzątnęła się wokół czajnika, a Carla pomyślała, że lepiej by było, gdyby Garry wyszedł. Napięcie by zelżało. Nie zrobił jednak tego. Rozsiadł się na krześle i przyglądał bratanicy, a ona czuła się skrępowana jak nigdy.
– Czy Tommy pytał cię kiedykolwiek o coś związanego z rodzinnym biznesem?
Nie miał zamiaru się z nią ceregielić. Zaskoczył ją tym pytaniem. Potrząsnęła głową.
– Oczywiście, że nie. Nawet gdyby próbował, nic bym mu nie powiedziała.
Garry zaśmiał się szyderczo.
Carla przechyliła się przez stół, długie rude włosy opadły jej na twarz.
– Nie mogę mówić o czymś, o czym nie mam pojęcia, prawda? Zastanów się nad tym, wujku Garry. Co miałabym mu powiedzieć? Nigdy nie traktowaliście mnie jak kogoś liczącego się w tej rodzinie.
Mówiła prawdę, to było jasne, ale miał ochotę się nad nią poznęcać.
– Wiedziałaś wystarczająco dużo o Bennym i Maurze.
Wzruszyła ramionami.
– Nic takiego, czego by nie było w nagłówkach niedzielnych brukowców. Zresztą głównie stamtąd czerpałam swoje informacje o was wszystkich. Nie jesteście zupełnie anonimowi.
Garry pokręcił głową ze zjadliwym uśmieszkiem.
– Za chwilę będzie tu Maura, dociera to do ciebie? A mnie przypomniało się takie stare powiedzenie o zdradzonej kobiecie co to gorsza jest od diabła…
Sarah trzepnęła go w tył głowy.
– Po co dolewasz oliwy do ognia i nie dasz jej w spokoju wypić herbaty? Poradzę sobie z Maurą. I z tobą też, jeśli będzie trzeba. To wszystko ciągnie się już za długo. Ostatnie wydarzenia powinny nauczyć nas przynajmniej tego, że musimy trzymać się razem, a nie szarpać nawzajem.
Usiadła z powrotem przy stole i obiema rękami ujęła dłoń syna. Poczuł papierową starczą skórę i nagle ogarnęła go fala uczucia dla tej kobiety u schyłku życia, która jako matka zasługiwała na lepsze traktowanie z jego strony.
– Musimy trzymać się razem, Garry. Jej brat sieje spustoszenie w mieście i Carla przyszła nam powiedzieć, że go widziała, więc udzielmy jej kredytu zaufania. Ciągle płynie w niej nasza krew, a to znaczy więcej niż cokolwiek innego.
Zanim zdążył jej odpowiedzieć, w kuchni pojawiła się Maura. Oboje obserwowali, jak Maura i jej bratanica wpatrują się w siebie. Matka mocniej ścisnęła jego dłoń, a Garry bezwiednie odwzajemnił uścisk.
– Przyszła powiedzieć nam o Bennym, tak, Gal? – zapytała Maura.
Kiwnął głową.
– Był w domu mamy. Szukał broni, którą tam schowaliśmy, a to może oznaczać tylko jedno: na własną rękę poluje na Vica i Abula.
Maura zdjęła żakiet i powiesiła go starannie na jednym z kuchennych krzeseł, nie spuszczając wzroku z bratanicy.
– Jak wyglądał?
Carla była zadowolona, że Maura zwróciła się bezpośrednio do niej.
– Jakby był w amoku. Miał w samochodzie Dezzy’ego. Myślę, że zrobił mu jakąś krzywdę. Sami wiecie, jaki jest Benny, kiedy się wnerwi.
Sarah wstała, ale Maura powstrzymała ją delikatnie.
– Nie rób mi herbaty, mamo. Naleję sobie dużą brandy. – popatrzyła na Gala i Carlę. – Ktoś chce się przyłączyć?
To była ręka wyciągnięta na zgodę, wszyscy tak to zrozumieli, z Carlą na czele.
– Ja proszę – mruknął Garry.
Był pełen podziwu dla Maury. Okazała wielkoduszność z uwagi na matkę. Słyszał, jak staruszka odetchnęła z ulgą.
– Dla mnie też… ze względów zdrowotnych, oczywiście – powiedziała Sarah.
Wszyscy uśmiechnęli się do niej ciepło i staruszka aż poczerwieniała z radości. Tego chciała, tego potrzebowała bardziej niż wszystkich skarbów świata. Miłości własnych dzieci.
Wiedziała oczywiście, że musi upłynąć sporo czasu, zanim Maura i Carla wrócą do dawnej zażyłości, ale przynajmniej będzie mogła spokojnie umrzeć, wiedząc, że już nie skaczą sobie do gardeł.
Gdy sączyli brandy, Maura zdała Garry’emu relację z wydarzeń w klubie. Nie wydawał się zaskoczony.
– Słyszałem, że jeden z naszych punktów przyjmowania zakładów omal nie został zdemolowany w samo południe. Facet, który go prowadzi, Sal Bawdy, musiał wyciągnąć gnata, żeby przepędzić napastników. Chyba powinniśmy wpaść tam po drodze. Skończył drinka i dodał: – Gorzka prawda, co, Maws? Dupki, których byt od nas zależy, uciekają jak szczury.
– Kto to był?
Wyszczerzył zęby.
– Dwaj chłopcy od Joego Żyda.
Maura przetrawiła tę informację, zanim pociągnęła kolejny łyk swojego drinka.
– Myślisz, że Vic zamierza się z nami skontaktować?
Wzruszył ramionami i zapalił papierosa.
– Wiem tyle, co i ty.
– Siedzimy tu od ponad dwudziestu czterech godzin czekając na telefon, który nigdy nie zadzwoni. Bawi się z nami, ale wiesz, co ci powiem? Pożałuje tego.