Литмир - Электронная Библиотека

– No proszę! Wy wszyscy z tego pieprzonego East Ham niedługo przeskoczycie Osamę bin Ladena.

Abul również się roześmiał.

– Zdumiewające, przyznaj, jak Ryanowie szybko uznali za oczywiste, że do końca życia będę się plątał w cieniu Bena. Będę go uspokajał i wykonywał jego polecenia, bo tylko do tego się nadaję. Kiedy gang z Silvertown zgłosił się do mnie ze swoim pomysłem, byłem więcej niż gotów ich słuchać. Przynajmniej dopóki mi to pasowało. Okazali się bandą przeciętniaków.

– Ale tak załatwić Rebekkę i jej starego… nie wywracały ci się flaki?

– Po tym, co widziałem przy tym pomyleńcu Bennym, nic mnie już nie rusza, Tommy. Zresztą ta baba była wredną suką. Nie wytrzymywała presji, musiałem ją uciszyć. Poza tym warto było zobaczyć, jak Ryanowie wpadają w panikę.

Tommy pamiętał, że Maurę wielokrotnie budziły koszmary, o których nie chciała mówić, i przez moment poczuł wyrzuty sumienia. Jak widać, ta noc wyjątkowo im sprzyjała.

– Tak, tak, bardzo sprytnie kombinujesz – rzekł poirytowany. – Ale posunąłeś się grubo za daleko i dokąd doszedłeś, co? Minęło sześć lat i nadal jesteś Przynieś-Podaj. Teraz wrócił Vic i oczekuje paru odpowiedzi. Nie mów mi, że wybaczył ci twoje grzechy, bo na pewno w to nie uwierzę.

Abul potrząsnął głową i powoli wyciągnął rękę z kieszeni.

– Oczywiście, że nie. Vic Joliff nie z tych, co przebaczają. Wkrótce sam się o tym przekonasz.

Tommy poczuł ostry ból w nodze, zerknął w dół i zobaczył wbitą w nią strzykawkę.

– Zaraz, co ty mi robisz? Co to do diabła jest?

Abul odparł uspokajająco:

Hera, Tom. W najczystszej postaci. Podziękujesz mi za to… jeśli kiedykolwiek odzyskasz przytomność. Widzisz, Vic zdradził mi, co zamierza, i to nie będzie przyjemne, o nie. Módl się, żebyś zdążył przekręcić się po tym strzale. Narkotyk już działał, Tommy mówił z trudem.

– Ale… to nie mój pomysł. Ty, Abul. Mówiłeś, że za wolno… niepotrzebny Vic. Nie mój pomysł…

Głos go zawiódł. Wnętrze samochodu kurczyło się, zamykając go w potrzasku. Abul pochylił się, żeby dać kierowcy wskazówki, po czym odwrócił się i oparł Tommy’ego o drzwi.

– Bardzo dobrze, idź spać. Tak będzie dla ciebie lepiej.

Był gangsterem nowej generacji – preferował cywilizowane metody, nawet gdy pozbywał się groźnego wroga.

Kiedy tylko dowiedział się, że Vic wrócił, było dla niego jasne, że musi do niego dotrzeć, zanim ten porozmawia z Tommym. Ryanowie doprowadzili go do Jacka Sterna, a jego ludzie – lojalni wobec niego bandyci i dealerzy tylko czekający na jego ostateczny ruch – zdołali wytropić Vica.

Wmówił mu, że zamordowanie Sandry i zamach na niego samego w więzieniu były dokonane na rozkaz Toma Rifkinda. W rzeczywistości to Abul zaplanował wyeliminowanie Vica jako wspólnika w przejmowaniu władzy nad podziemiem, a seria zabójstw miała służyć ściąganiu na Ryanów coraz większych kłopotów. Chciał ich jak najszybciej doprowadzić do upadku, zabił więc Sandrę i Janine oraz wysłał do Belmarsh polecenie, żeby wykończyli Vica. Tommy B został poinformowany, że jego ojciec i Abul planują zabić Lanę i Sarah – Abul dorzucił je do swojej listy, wszystko wyglądało bardziej dramatycznie i zagadkowo. Tommy B był prostym człowiekiem. Nie popierał zabijania starszych pań ani donoszenia na własną rodzinę. I na to Abul liczył.

Spojrzał na leżącego bezwładnie obok człowieka. Z kącika jego zwiotczałych ust na kołnierz szytego na zamówienie garnituru ściekała cienka strużka śliny. Vic go dzisiaj załatwi, a potem będzie uganiał się za Ryanami, żeby przejąć ich narkotykowe imperium. Kiedy już wykona całą brudną robotą do akcji wkroczy Abul i zakończy to, co rozpoczął sześć lat temu.

***

Benny szalał. Musiał jakoś zawiadomić Maurę i resztę o tym co planuje Abul. Jeszcze nie potrafił do końca w to uwierzyć. Jakby ktoś wbił mu nóż w serce. Abul… jedyny człowiek na tym całym zasranym świecie, na którego, jak sądził, zawsze mógł liczyć. Teraz to się skończyło. Ten zakłamany gnojek chciał zagarnąć wszystko, co mieli Ryanowie. Musiał ostrzec rodzinę.

Spojrzał na swojego dawnego szkolnego kumpla Jonny’ego i powiedział:

– Mam zamiar cię stłuc, więc wrzeszcz najgłośniej, jak potrafisz.

Jonny potrząsnął głową z niedowierzaniem.

– Jaja sobie robisz czy co?

Benny wzruszył ramionami i podszedł do niego. Podnosząc swoją wielką pięść, mruknął przepraszająco:

– Bez urazy, stary.

Jonny zaczął wrzeszczeć, zanim dosięgnął go pierwszy cios. Był śmiertelnie przerażony, nie wiedząc, czym to się skończy.

***

Tony Dooley Senior odebrał telefon, słuchał przez chwilę, a potem powtórzył uczestnikom spotkania, co usłyszał: „Tommy samowolnie oddalił się z Abulem Haseemem. Próbujemy ich wyśledzić, ale dali naszym dwóm żołnierzom nogę na lotnisku. Abul nie odbiera telefonów, posłużył się nieznanym kierowcą. Przykro to mówić, ale wygląda na to, że jest w zmowie z Tommym”.

Kenny Smith szepnął do Maury:

– Chyba musiałaś coś podejrzewać.

Potrząsnęła głową, miała śmiertelnie bladą twarz.

– Nie Abula. Nie, nie wierzę. Opiekowałam się nim, odkąd był dzieckiem. On i Benny byli jak bracia.

Jack Stern prychnął:

– A jakimi braćmi byli Kain i Abel? Nigdy nie ufałem pieprzonym asfaltom…

Tony Dooley Senior popatrzył na Jacka, który natychmiast sobie przypomniał, gdzie jest i z kim. Głos Maury ciął jak nóż:

– Życie ci niemiłe, Jack?

Tony wstał. Tego już było dla niego za wiele. Co za bezczelny drań. Jego synowie również się podnieśli, żeby go uspokoić, za co Maura była im wdzięczna.

– Daj spokój, tato, to tylko nędzna szumowina. Nie tutaj, starsza pani Ryan jest w kuchni.

Maura i jej bracia przyglądali się, jak próbują ułagodzić ojca. Garry wyszedł zza stołu i ruszył do kuchni. Wrócił z Leonie i z satysfakcją obserwował twarz Jacka, patrzącego na swoją byłą kochankę.

– Pozbieraj szkło, kochanie, i przynieś jeszcze trochę kanapek mojej matki, dobrze?

Leonie prawie nie patrzyła na Jacka. Zebrawszy puste butelki, pocałowała Garry’ego w czubek głowy i jak gdyby nigdy nic wyszła z pokoju.

Maura zauważyła, że dziewczynę cieszy ten mały triumf i mimo wszystko współczuła Jackowi.

Wszyscy wzięli sobie dokładki jedzenia. W końcu Kenny Smith, ziewając, powiedział:

– Osobiście jestem za tym, żeby skończyć. Niczego więcej dziś nie zdziałamy.

Maura wstała, więc Jack, patrząc na nią, zapytał:

– A co ze mną?

Westchnęła ciężko. Był ślepy czy jak? Cieszyła się, że nie wybrała życia w krainie ułudy, jaką był świat kokainisty.

– Ciebie, Jack, oddaję we wprawne ręce jednego z moich najstarszych przyjaciół. Powiesz Tony’emu wszystko, co chcemy wiedzieć. – Popatrzyła na Dooleya Seniora i dodała: Będzie mówił, co, Tony?

Uśmiechnął się do niej, a ona odwzajemniła uśmiech.

Nic dobrego te uśmiechy nie wróżą, pomyślał Jack.

– W końcu byłeś wplątany w to wszystko, co się ostatnio wydarzyło, prawda?

Wiedział, że jest skończony. Nie będzie żadnych układów, już po wszystkim. To własna chciwość doprowadziła go do upadku.

– A więc mam przechlapane, tak?

Garry uśmiechnął się.

– Doskonale to ująłeś, Jack.

Jack przyglądał im się, kiedy zbierali się do wyjścia. Próbował pochwycić wzrok Kenny’ego, ale jego stary kumpel nawet na niego nie spojrzał. Spieszyło mu się do domu, do córeczki, która była jasnym promykiem w jego życiu. Maura odprowadziła go do drzwi.

– Miałabyś ochotę spędzić jutro kilka godzin w parku ze mną i Alicią? – zapytał.

Maura uśmiechnęła się.

– Czemu nie? Byle nie bardzo wcześnie.

– Zadzwonię do ciebie.

Kiwnęła głową.

– Co za noc. Ale niedługo to wszystko się skończy, tak albo inaczej.

– Mam nadzieję, Maura, że dobrze dla nas.

70
{"b":"103507","o":1}