Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Podobnie jak ryby, mimo że ciało nie przebywało długo w wodzie.

– Policjantka, która go znalazła, zidentyfikowała go na podstawie odcisków palców. Od pani uzyskałem potwierdzenie jego tożsamości.

– Przyślijcie mi kopię raportu z sekcji zwłok. – Odwróciła się i ruszyła ku drzwiom. – Jak się nazywa policjantka, która skojarzyła, że Boomer był moim informatorem?

Pracownik kostnicy wyciągnął notebook i wcisnął kilka klawiszy.

– Delia Peabody.

– Peabody. – Po raz pierwszy tego dnia Eve pozwoliła sobie na lekki uśmiech. -Ta to wszędzie się wciśnie. Gdyby ktoś pytał o Boomera, masz mi to natychmiast zgłosić.

Po drodze do komendy głównej Eve skontaktowała się z Peabody. Na ekranie pojawiła się spokojna, poważna twarz policjantki.

– Dallas z tej strony.

– Słucham, pani porucznik.

– Znalazłaś Johannsena.

– Tak jest. Właśnie kończę pisać raport. Mogę wysłać pani jeden egzemplarz.

– Byłabym wdzięczna. Jak zidentyfikowałaś ciało?

– Miałam przy sobie przenośny identyfikator. Palce ofiary były poważnie uszkodzone, więc mogłam ściągnąć tylko fragmenty odcisków, ale na ich podstawie komputer orzekł, że to Johannsen. Słyszałam, że pracował dla pani.

– Tak, zgadza się. Dobra robota, Peabody.

– Dziękuję, pani porucznik.

– Peabody, nie chciałabyś zostać asystentką oficera śledczego?

Maska niewzruszonego spokoju na chwilę zniknęła z twarzy dziewczyny i w jej oczach pojawił się błysk.

– Tak jest. Czy to pani obejmuje śledztwo w sprawie śmierci Johannsena?

– To był mój człowiek – odparła krótko Eve.

– Załatwię, co trzeba. Peabody, za godzinę chcę cię widzieć u mnie w gabinecie.

– Tak jest. Dziękuję, pani porucznik.

– Dallas – mruknęła Eve. – Mów mi Dallas.

– Ale dziewczyna już przerwała połączenie.

Eve spojrzała na zegarek i skrzywiła się. Jak zawsze, był duży ruch. W końcu machnęła ręką i zamiast jechać prosto do komendy, skręciła i trzy przecznice dalej zatrzymała się pod kawiarnią dla zmotoryzowanych. Kawa smakowała tu nieco mniej ohydnie niż w stołówce komendy głównej. Pochłonąwszy tę ożywiającą ciecz oraz coś, co zapewne miało być słodką bułką, Eve zaparkowała wóz i przygotowała się na rozmowę z przełożonym.

Gdy jechała na górę ciasną klatką uchodzącą za windę, czuła, jak sztywnieją jej plecy. Próbowała sobie wmówić, że to nic wielkiego, że już powinno być po wszystkim, ale to nie pomagało. Nie potrafiła do końca wyzbyć się żalu i gniewu, budzących się w jej duszy na wspomnienie jednej z poprzednich spraw.

Weszła do recepcji, wypełnionego konsolami pomieszczenia o ciemnych ścianach, wyłożonego przetartymi dywanami. Zaanonsowała swoje przybycie przy stanowisku komendanta Whitneya, a biurowy komputer monotonnym głosem kazał jej poczekać.

Zamiast podejść do okna czy poprzeglądać stare dyski gazetowe, Eve nie ruszyła się z miejsca. Za jej plecami stał telewizor, nastawiony na kanał nadający przez cały dzień wiadomości, ale dźwięk był wyłączony, a ona sama nie miała ochoty niczego posłuchać.

Po tym, co wydarzyło się przed kilkoma tygodniami, miała mediów po dziurki w nosie. Szczęście w nieszczęściu, pomyślała, że nikt nie zainteresuje się kimś stojącym tak nisko w hierarchii przestępczej jak Boomer. Śmierć drobnego handlarza nie mogła zwiększyć oglądalności.

– Komendant Whitney czeka na panią, porucznik Dallas.

Drzwi otworzyły się przed nią. Eve weszła i skręciła w lewo, do gabinetu Whitneya.

– Pani porucznik.

– Witam, komendancie. Dziękuję, że zgodził się pan ze mną porozmawiać.

– Proszę, usiądź, Dallas.

– Nie, dziękuję. Nie zajmę panu wiele czasu. Właśnie zidentyfikowałam topielca przywiezionego do kostnicy. To Carter Johannsen. Jeden z moich szpicli.

Whitney, potężnie zbudowany mężczyzna o surowej twarzy i zmęczonych oczach, odchylił się na oparcie krzesła.

– Boomer? Swojego czasu przygotowywał bomby dla złodziei ulicznych. Urwało mu palec wskazujący prawej dłoni.

– Lewej, panie komendancie – poprawiła go Eve.

– A tak, lewej. – Whitney złożył ręce na biurku i spojrzał przenikliwym wzrokiem na Eve. Kiedyś ją zawiódł, popełnił błąd w sprawie, która dotyczyła jego osobiście. Był świadom, że Eve ciągle jeszcze nie potrafiła mu tego zapomnieć. Wciąż mógł liczyć na jej posłuszeństwo i szacunek, ale rodząca się między nimi przyjaźń prasnęła jak bańka mydlana.

– Domyślam się, że to zabójstwo.

– Nie dostałam jeszcze wyników sekcji, ale wygląda na to, że przed wrzuceniem do rzeki Boomer został pobity i uduszony. Chciałabym zająć się tą sprawą.

– Czy współpracowałaś z nim przy jakimś obecnie prowadzonym śledztwie?

– Nie, panie komendancie. Od czasu do czasu i przekazywał informacje wydziałowi nielegalnych substancji. Muszę się dowiedzieć, kto był z nim w kontakcie. Whitney skinął głową.

– Ile śledztw masz w tej chwili na głowie?

– Dam sobie radę.

– Czyli jesteś nadmiernie obciążona pracą. Podniósł dłoń, ale po chwili rozmyślił się i opuścił; ją z powrotem na biurko. – Dallas, ludzie pokroju Johannsena sami szukają guza. Obydwoje dobrze wiemy, że w taki upał liczba morderstw gwałtownie i wzrasta. Nie mogę pozwolić, by jeden z moich najlepszych detektywów tracił czas na tak trywialną sprawę.

Eve zacisnęła zęby.

– To był mój człowiek. Bez względu na to, czym się zajmował.

Jak zawsze lojalna. Whitney za to właśnie ją cenił.

– Przez najbliższe dwadzieścia cztery godziny możesz uważać tę sprawę za priorytetową – powiedział. – W sumie daję ci trzy dni. Potem przekażę akta komuś niższemu rangą.

Na nic więcej Eve nie liczyła.

– Chciałabym, żeby w prowadzeniu śledztwa pomagała mi sierżant Peabody.

Whitney spojrzał na nią ponuro.

– Mam ci przydzielić asystentkę? Do takiej sprawy?

– Chcę Peabody – odparła Eve hardym tonem. – Doskonale radzi sobie w terenie i pragnie zostać detektywem. Myślę, że przyda jej się trochę doświadczenia.

– Dobrze, możesz ją sobie wziąć na trzy dni, ale jeśli pojawi się coś ważniejszego, odbiorę wam to śledztwo.

– Tak jest.

– Dallas – powiedział, kiedy odwróciła się i skierowała ku drzwiom. Na chwilę zapomniał, że jest jej przełożonym. – Eve… nie miałem jak dotąd okazji złożyć ci życzeń z okazji ślubu. Wszystkiego najlepszego.

W jej oczach błysnęło zaskoczenie. Po chwili jednak opanowała się i jej twarz przybrała kamienny wyraz.

– Dzięki.

– Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.

– Ja też.

Nieco rozkojarzona, przeszła labiryntem korytarzy do swojego pokoiku. Musiała poprosić jeszcze kogoś o przysługę. By nikt jej nie podsłuchał, przed uruchomieniem telełącza zamknęła drzwi.

– Kapitan Ryan Feeney. Wydział Elektroniczny. Odetchnęła z ulgą, kiedy na ekranie pojawiła się znajoma, pomarszczona twarz.

– Wcześnie zaczynasz pracę, Feeney.

– Szlag by to, nawet nie miałem czasu zjeść śniadania – odparł posępnym tonem, żując słodką bułkę. – Awaria terminalu i od razu mnie wzywają, bo nikt inny nie może tego draństwa naprawić.

– Ciężko jest być niezastąpionym. Mógłbyś coś dla mnie sprawdzić, oczywiście nieoficjalnie?

– Nareszcie coś interesującego. Wal.

– Ktoś załatwił Boomera.

– Przykro mi to słyszeć. – Ugryzł kolejny kęs bułki. – Był śmieciem, ale zwykle spadał na cztery łapy. Kiedy to się stało?

– Nie jestem pewna; jego ciało zostało dziś rano wyłowione z East River. Wiem, że Boomer kontaktował się z kimś z wydziału nielegalnych substancji. Możesz to sprawdzić?

– Ciężka sprawa. Tego typu informacje z reguły [są utajnione.

– Możesz to zrobić czy nie?

– Mogę, jasne, że tak – odburknął. -Ale nikomu ii słowa, że ci pomogłem. Gliniarze nie lubią, jak n się grzebie w aktach.

– Wiem. Dzięki, Feeney. Boomer przed śmiercią i dostał niezły wycisk. Musiał wiedzieć coś tak waż-ego, że ktoś doszedł do wniosku, iż na wszelki wypadek trzeba się go pozbyć. Nie sądzę, aby miało to coś wspólnego z którąkolwiek z prowadzonych przeze mnie spraw.

7
{"b":"102324","o":1}