Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– To nie była twoja wina. – Wzięła go za ręce. – Tak mi przykro. Ale to nie była twoja wina.

– Wiem. Minęło jednak wiele lat, zanim w to uwierzyłem, zanim to zrozumiałem i zaakceptowałem. A Summerset nigdy mnie nie winił, Eve, choć mógł. Córka była dla niego wszystkim i zginęła w męczarniach z mojego powodu. Ale ani razu nie obarczył mnie za to winą.

Eve westchnęła i zamknęła oczy. Wiedziała, co Roarke chce dać jej do zrozumienia, opowiadając tę historię, mimo bólu, jaki mu to sprawiało. Ona, Eve, też była całkowicie bez winy.

– Nie mogłeś niczemu zapobiec. Mogłeś tylko mieć wpływ na to, co stanie się później; podobnie ja mogę tylko zrobić wszystko, co w mojej mocy, by wyjaśnić sprawę Mavis. – Z trudem podniosła ciężkie powieki. – Co było potem, Roarke?

– Wytropiłem ludzi, którzy to zrobili, i zabiłem, jednego po drugim, maksymalnie wydłużając ich cierpienia. – Uśmiechnął się. – Każdy inaczej pojmuje sprawiedliwość, Eve.

– Zemsta to nie sprawiedliwość.

– Dla ciebie nie. Ale znajdziesz sposób, by wybronić Mavis. Nikt w to nie wątpi.

– Nie mogę pozwolić, by stanęła przed sądem.

– Głowa jej opadła; Eve otrząsnęła się i podniosła półprzytomne oczy. – Muszę znaleźć… muszę iść…

– Nie mogła nawet podnieść ręki. – Cholera, Roarke, niech cię diabli. To był środek usypiający.

– Idź spać – mruknął, po czym ostrożnie odpiął jej kaburę i odłożył ją na bok. – Połóż się.

– Wmuszanie środków odurzających w nieświadomych tego ludzi jest pogwałceniem… – Opadła na poduszki i poczuła, jak Roarke rozpina jej koszulę.

– Aresztujesz mnie rano – zasugerował jej. Rozebrał ją, potem siebie, a następnie wsunął się do łóżka. -Teraz już śpij.

Zasnęła, ale dopadły ją sny.

8

Obudziła się w nie najlepszym nastroju. Była sama, jako że Roarke przezornie wcześniej wycofał się z sypialni. Miał szczęście, że środek usypiający nie pozostawił po sobie żadnych przykrych następstw. Eve była rześka i wkurzona.

Elektroniczny sygnał, który rozległ się nagle przy łóżku, nie poprawił jej nastroju. Podobnie jak głos Roarke'a, płynący z notebooka.

– „Dzień dobry, pani porucznik. Mam nadzieję, że spała pani dobrze. Jeśli wstanie pani przed ósmą, znajdzie mnie pani w kąciku śniadaniowym. Nie chciałem pani budzić. Pogrążona we śnie wyglądała pani tak uroczo".

– Zaraz zobaczymy, kto tu wygląda uroczo – wycedziła przez zaciśnięte zęby. W niecałe dziesięć minut zdążyła wziąć prysznic, ubrać się i przypiąć kaburę do paska.

Kącik śniadaniowy, jak Roarke go określał, był w wielkim, zalanym słońcem atrium znajdującym się obok kuchni. Eve zastała tam nie tylko jego, ale i Mavis. Obydwoje obdarzyli ją promiennymi uśmiechami.

– Musimy wyjaśnić sobie parę spraw, Roarke.

– No proszę, wróciły ci kolory. – Zadowolony z siebie, wstał i pocałował ją w czubek nosa. – Nie było ci do twarzy z taką szarą cerą. – Pięść Eve wbiła mu się w brzuch. Roarke jęknął z bólu, po czym odchrząknął, jakby nigdy nic. – Widzę, że energii też ci przybyło. Chcesz kawy?

– Chcę, żebyś wiedział, że jeśli jeszcze raz odstawisz taki numer, to cię… – Urwała w pół zdania i spojrzała przymrużonymi oczami na Mavis. – A ty co się tak szczerzysz?

– Fajnie się na was patrzy. Tak za sobą szalejecie.

– Tak szalejemy, że jeśli on nie będzie uważał, to wyląduje na ziemi i będzie się wgapiał w sufit.

– Wciąż patrzyła na Mavis, nieco zbita z tropu.

– Wyglądasz… dobrze – stwierdziła w końcu.

– Wiem. Popłakałam w nocy, pożarłam masę szwajcarskich czekoladek i przestałam użalać się nad sobą. Pomaga mi najlepszy gliniarz w tym mieście, bronią mnie najlepsi adwokaci, jakich można sobie wymarzyć, a do tego mam faceta, który mnie kocha. Doszłam do wniosku, że kiedy będzie już po wszystkim, uznam to, co się wydarzyło, za swojego rodzaju przygodę. A dzięki zainteresowaniu mediów stanę się, nie przymierzając, gwiazdą.

Wzięła Eve za rękę i pociągnęła ją na wyściełaną ławę.

– Już się nie boję.

Eve z niedowierzaniem spojrzała jej głęboko w oczy.

– Rzeczywiście, widać to po tobie.

– Wzięłam się w garść. Długo myślałam o całej tej sprawie. Tak naprawdę to bardzo proste. Ja nie zabiłam Pandory. Dowiesz się, kto to zrobił, a wtedy będzie po wszystkim. A do tego czasu mogę sobie mieszkać w tym niesamowitym domu, jeść niesamowite żarcie. – Włożyła do ust ostatni kawałek cienkiego naleśnika. – No i w dodatku trafiłam na pierwsze strony gazet.

– Można i tak na to spojrzeć. – Eve wstała, nie chcąc patrzeć jej w oczy, i zamówiła kawę. – Mavis, nie chcę, żebyś się martwiła czy denerwowała, ale nie będzie lekko.

– Dallas, nie jestem głupia.

– Nie o to mi…

– Myślisz, że nie zdaję sobie sprawy, co w najgorszym razie może mnie spotkać? Owszem, jestem tego w pełni świadoma, ale po prostu nie wierzę, że tak to się skończy. Od tej pory będę myśleć pozytywnie i oddam ci przysługę, o którą mnie wczoraj prosiłaś.

– To dobrze. Mamy mnóstwo roboty. Chcę, żebyś się skupiła i spróbowała przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów. Nawet gdyby wydawały ci się mało ważne… Co to ma być? – spytała, kiedy Roarke postawił przed nią miskę.

– Twoje śniadanie.

– Przecież to owsianka.

– Właśnie.

Eve zmarszczyła brwi.

– Dlaczego nie mogę zjeść naleśnika?

– Możesz, ale najpierw zjesz owsiankę. Przeszyła go gniewnym spojrzeniem i zaczęła jeść.

– Naprawdę musimy poważnie porozmawiać.

– Ależ wy świetnie do siebie pasujecie. Cieszę się, że mogłam to zobaczyć na własne oczy. Nie żebym myślała, że jest inaczej, ale do tej pory po prostu rajcowało mnie to, że Dallas upolowała nadzianego faceta. – Mavis uśmiechnęła się do Roarke'a.

– Nie ma to jak prawdziwa przyjaźń.

– Tak, ale nie mogę wyjść z podziwu, kiedy widzę, jak trzymasz ją w ryzach. Wcześniej nikomu się to nie udało.

– Zamknij się, Mavis. Myśl, wytężaj umysł, tylko nie mów mi nic bez konsultacji z adwokatami.

– Wbili mi to już do głowy. Pewnie to tak, jakbym miała sobie przypomnieć czyjeś nazwisko albo miejsce, gdzie coś położyłam. Człowiek przestaje o tym myśleć, bierze się do czegoś innego, a tu bum! – nagle wszystko jasne. Dlatego postanowiłam czymś się zająć, a w tej chwili najważniejszy jest wasz ślub. Leonardo uważa, że trzeba jak najszybciej zrobić pierwszą przymiarkę.

– Leonardo? – Eve o mało nie zerwała się z krzesła. – Rozmawiałaś z nim?

– Adwokaci zgodzili się na to. Uznali, że dobrze będzie odnowić nasz związek. W ten sposób pozyskamy sympatię opinii publicznej. – Mavis oparła łokieć o stół i zaczęła się bawić trzema kolczykami tkwiącymi w jej lewym uchu. – Wiesz, nie zgodzili się na badanie na wykrywaczu kłamstw i hipnozę tylko dlatego, że nie są pewni, co sobie przypomnę. Tak w ogóle to mi wierzą, ale nie chcą ryzykować. Ale powiedzieli, że mogę spotykać się z Leonardem. Dlatego trzeba się z nim umówić na przymiarkę.

– Nie mam czasu na przymiarki. Jezu Chryste, Mavis, myślisz, że mogę teraz zawracać sobie głowę ciuchami i kwiatkami? Nie wyjdę za mąż, dopóki ta sprawa nie zostanie wyjaśniona. Roarke to rozumie.

Roarke wyjął papierosa i zaczął oglądać go w skupieniu.

– Nie, wcale tego nie rozumie.

– Słuchaj, Mavis…

– Nie, to ty mnie posłuchaj. – Mavis podniosła się i jej jasnoniebieskie oczy rozbłysły w słońcu. – Nie pozwolę, żeby przez ten bajzel nie doszło do skutku coś tak dla mnie ważnego. Pandora robiła wszystko, żeby zepsuć życie moje i Leonarda, a jej śmierć jeszcze bardziej pogorszyła sytuację. Nie chcę, żebyście i wy przez to cierpieli. Wasz ślub odbędzie się w ustalonym terminie, Dallas, a ty lepiej znajdź trochę wolnego czasu na przymiarkę sukni.

Spojrzawszy na zaszklone łzami oczy Mavis, Eve uznała, że teraz nie może się z nią spierać.

– Dobrze, nie ma sprawy. Zajmiemy się tą durną suknią.

– Ta suknia wcale nie jest durna. Będzie wspaniała.

24
{"b":"102324","o":1}