Литмир - Электронная Библиотека
A
A

12

Nie jest tak źle, uznała Eve. Zwłaszcza w porównaniu z rozruchami w czasie wojen miejskich, izbami tortur w lochach inkwizycji czy próbną jazdą na księżycowym odrzutowcu XR- 85. A poza tym od dziesięciu lat była gliną i dzień w dzień stawała oko w oko z niebezpieczeństwem.

Mimo to, choć nie widziała siebie, była pewna, że spogląda wokół jak przerażony koń, gdy zauważyła, że Trina bierze do ręki wielkie nożyce.

– Hej, może mogłybyśmy po prostu…

– Zostaw to ekspertom – przerwała jej Trina. Kiedy odłożyła nożyce, Eve prawie odetchnęła z ulgą. – No dobrze, zobaczmy, jak to wygląda.

Była bez broni, ale Eve przyglądała jej się nieufnie.

– Mam program dobierania fryzur. – Leonardo podniósł głowę znad długiego stołu, zawalonego tkaninami, przy którym dyskutował o czymś z Biffem. – Z opcją łączenia modeli.

– Nie potrzebuję żadnego cholernego programu. – Trina ujęła twarz Eve w swoje duże dłonie. Zmrużyła oczy i zaczęła obmacywać jej głowę, szczękę oraz policzki. – Dobra struktura kostna – powiedziała z aprobatą. – Kto ci to zrobił?

– Co?

– Modelowanie twarzy.

– Bóg.

Trina spojrzała na nią, parsknęła, po czym wy-buchnęła donośnym śmiechem brzmiącym, jakby wydobywał się z zardzewiałej rury.

– Ta twoja policjantka jest w porządku, Mavis.

– Jest super – powiedziała Mavis, wciąż podniecona, po czym usiadła na stołku i obejrzała się w lustrze ze wszystkich stron. – Może i mną się zajmiesz, Trina? Adwokaci radzą mi, żebym wyglądała bardziej poważnie. Mogłabym zrobić się na brunetkę czy coś.

– Pieprz to. – Trina wsunęła kciuki pod szczęki Eve i uniosła jej głowę. – Mam dla ciebie coś, co sprawi, że każdy sędzia z miejsca wyskoczy z togi. Burdelowy róż ze srebrzystymi końcówkami. Zupełna nowość.

– Uhm. – Mavis odrzuciła do tyłu swoje szafirowe loki i zamyśliła się na chwilę.

– Ach, twoje włosy aż się proszą o pasemka, Eve.

Krew zastygła jej w żyłach.

– Miałyśmy je tylko trochę skrócić, prawda?

– Tak, tak. – Trina pochyliła jej głowę do przodu. -Ten kolor też jest darem od Boga? – Zachichotała, odsunęła głowę Eve do tyłu i odgarnęła jej włosy z twarzy. – Oczy są w porządku. Trzeba tylko trochę popracować nad brwiami.

– Daj mi jeszcze wina, Mavis. – Eve zamknęła oczy, które na szczęście były w porządku, i powiedziała sobie, że cokolwiek się stanie, włosy kiedyś odrosną.

– Dobra, teraz umyjemy włosy. -Trina popchnęła fotel do przenośnej umywalki i odchyliła go do tyłu, aż szyja Eve znalazła się na miękkiej podpórce. – Zamknij oczy i wyluzuj się, kochana. Nikt nie robi masażu głowy lepiej ode mnie

Rzeczywiście, nie były to tylko czcze przechwałki. Wino czy też zręczne palce Triny sprawiły, że Eve rozluźniła się, czując niezwykłą błogość. Słyszała ściszone głosy Leonarda i Biffa, spierających się, czy na piżamę lepszy będzie karmazynowy atłas, czy też szkarłatny jedwab. Z głośników płynęła muzyka klasyczna, z płaczliwymi arpeggio na fortepianie, a w powietrzu unosił się zapach kwiatów.

Po co Paul Redford powiedział jej o szkatułce Pandory i ukrytych w niej narkotykach? Jeśli to on je zabrał, czemu miałby chcieć, by policja wiedziała o ich istnieniu?

Podwójny blef? Jakiś podstęp? Może tak naprawdę nie istniała żadna szkatułka? Albo Redford wiedział, że już jej nie ma w mieszkaniu Pandory, więc…

Nagle Eve poczuła na twarzy coś zimnego, klejącego. Z jej ust wyrwał się okrzyk.

– Co u licha…

– Maseczka z Saturnii. -Trina wycisnęła więcej jasnobrązowej mazi z pojemnika. – Przeczyszcza pory jak odkurzacz. Zaniedbywanie własnej skóry to zbrodnia. Mavis, wyciągnij błyszczek, dobra?

– Co to jest błyszczek… a zresztą, nieważne.

– Eve zamknęła oczy i poddała się. – Nie chcę wiedzieć.

– Zrobimy pełen zabieg, co nam szkodzi. – Trina rozprowadziła maź po podbródku Eve. – Spięta jesteś, kochana. Może włączyć ci jakiś relaksujący program?

– Nie, nie, nie trzeba mi już więcej relaksu, dzięki.

– Dobra. Może mi opowiesz o swoim facecie?

– Szybkim ruchem ręki rozchyliła szlafrok, który wcześniej kazała włożyć Eve, i położyła schlapane mazią dłonie na jej piersiach. Kiedy Eve otworzyła pełne wściekłości oczy, Trina parsknęła śmiechem. – Nie martw się, dziewczyny mnie nie interesują. Twój facet będzie zachwycony twoimi cycuszkami, kiedy skończę.

– Podobają mu się takie, jakie są.

– Tak, ale Saturnia to najlepszy z dostępnych wygładzaczy piersi. Zobaczysz, będą w dotyku jak płatki róży. Słowo. Twój facet woli gryźć czy ssać?

W odpowiedzi Eve tylko zamknęła oczy.

– Nawet mnie tu nie ma.

– O właśnie, o to chodzi.

Rozległ się plusk wody spływającej do umywalki, po czym Trina zaczęła wcierać we włosy Eve coś, co zapachem przypominało wanilię.

Ludzie za to płacą, powiedziała sobie Eve. Wielkie sumy, które pozostawiają ogromne dziury na ich kontach.

Oznaczało to, że ludzie są zdrowo rąbnięci. Eve twardo nie otwierała oczu, nawet gdy coś ciepłego i mokrego zostało rozprowadzone na jej pokrytych mazią piersiach i twarzy. Wokół niej trwały ożywione rozmowy. Mavis i Trina wymieniały uwagi na temat rozmaitych środków do pielęgnacji ciała, a Leonardo i Biff dyskutowali o kolorach i fasonach.

Naprawdę zdrowo rąbnięci, pomyślała Eve, po czym jęknęła, gdy Trina zaczęła masować jej stopy, po czym zanurzyła je w czymś gorącym, ale zadziwiająco przyjemnym. Rozległ się stukot i Eve poczuła, że Trina podnosi jej stopy i czymś przykrywa. Później tym samym zabiegom poddane zostały dłonie.

Znosiła to wszystko ze stoickim spokojem, nie zareagowała nawet, gdy coś brzęczącego przemknęło po jej brwiach. A kiedy słyszała, jak Mavis śmieje się i flirtuje z Leonardem, czuła się wręcz jak bohaterka.

Musi podtrzymywać przyjaciółkę na duchu. To ma równie istotne znaczenie, jak wszystkie czynności śledcze. Nie wystarczy działać w imieniu martwych; trzeba pamiętać o żywych.

Gdy do jej uszu dobiegł odgłos nożyc Triny, zacisnęła mocniej powieki; po chwili poczuła lekkie szarpnięcia towarzyszące rozczesywaniu zlepionych kosmyków. To tylko włosy, powiedziała sobie. Wygląd nie ma znaczenia.

O Boże, nie pozwól, żeby mnie oskalpowała.

Zmusiła się, by myśleć o pracy, powtórzyła sobie pytania, jakie zamierzała następnego dnia zadać Redfordowi, próbowała przewidzieć jego odpowiedzi. Prawdopodobnie zostanie wezwana do komendanta w związku z programem na Kanale 75. Jakoś sobie poradzi.

Musi porozmawiać z Feeneyem i Peabody. Trzeba sprawdzić, czy zebrane przez nich dane uda się powiązać w logiczną całość. Poza tym powinna przejść się do klubu i poprosić Cracka, żeby wskazał jej kilku stałych klientów. Być może ktoś z obecnych widział człowieka, którego tak przestraszył się Boomer. A jeśli okaże się, że ten ktoś rozmawiał także z Hettą…

Fotel nagle opadł do tyłu, a Trina zaczęła zeskrobywać z ciała Eve zaskorupiałą maź.

– Oddam ci ją za pięć minut – powiedziała do zniecierpliwionego Leonarda. – Nie można poganiać geniusza. – Uśmiechnęła się do Eve. – Masz przyzwoitą skórę. Zostawię ci parę próbek. Używaj ich, to zostanie przyzwoita.

Mavis dołączyła do Triny i Eve zaczęła się czuć jak pacjent na stole operacyjnym.

– Doskonale wymodelowałaś brwi, Trino. Wyglądają tak naturalnie. Wystarczy, żeby sobie ufar-bowała rzęsy. Nie trzeba będzie ich nawet wydłużać. Nie sądzisz, że ten dołek w podbródku jest super?

– Mavis – powiedziała Eve zmęczonym głosem. – Nie zmuszaj mnie, żebym ci przyłożyła.

Ale przyjaciółka uśmiechnęła się tylko szeroko.

– O, jest już pizza. Masz, spróbuj. – Wcisnęła spory kawałek do ust Eve. – Czekaj, aż zobaczysz swoją skórę, Dallas. Wygląda wspaniale.

Eve tylko mruknęła w odpowiedzi. Gorący ser poparzył jej podniebienie, ale też rozbudził apetyt. Nie zważając na groźbę zadławienia, wzięła do ust kolejny kawałek pizzy, a Trina zawinęła jej włosy w srebrzysty turban.

40
{"b":"102324","o":1}