– Nie mogłem cię nigdzie złapać. Musiałem nagle wyjechać w pilnej sprawie. Kiedy słuchasz tego nagrania, ja zapewne jestem już w Chicago. Możliwe, że zostanę tu na noc, chyba że szybko się uwinę. Gdybyś chciała się ze mną skontaktować będę w Pałacu Rzecznym; w przeciwnym razie, zobaczymy się jutro. Nie pracuj przez całą noc. Nie ukryjesz tego przede mną.
Nerwowym ruchem ręki wyłączyła sekretarkę.
– A co innego mam robić, do diabła? – rzuciła ze złością. – Nie mogę spać, kiedy ciebie nie ma.
Wjechawszy na teren posiadłości, zauważyła, że we wszystkich oknach są zapalone światła. W jej sercu obudziła się nadzieja. Roarke odwołał spotkanie, załatwił swoje sprawy, spóźnił się na samolot. W każdym razie jest w domu. Otworzyła drzwi i skierowała się w stronę, z której dobiegał śmiech Mavis.
W salonie siedziało czworo ludzi, sącząc drinki i obżerając się kanapkami, ale nie było wśród nich Roarke'a. Spostrzegawcza jesteś, pomyślała ponuro Eve, po czym rozejrzała się dyskretnie, korzystając z tego, że na razie nikt jej nie zauważył.
Mavis nieprzerwanie zanosiła się perlistym śmiechem. Miała na sobie strój, który tylko ona mogła uznać za domowy; na czerwony, obcisły kostium, ozdobiony srebrnymi gwiazdkami, narzuciła rozpiętą luźną szmaragdową koszulę. Chwiejąc się na wysokich kilkunastocentymetrowych obcasach, cienkich jak szpikulce do lodu, Mavis tuliła się do Leonarda, który obejmował ją jedną ręką, a w drugiej trzymał szklankę z przezroczystym musującym płynem.
Jakaś nieznajoma kobieta pochłaniała kanapki z szybkością i precyzją androida wytłaczającego procesory. Miała krótkie, mocno kręcone włosy, każdy lok w innym kolorze. Jej lewe ucho zdobiły srebrne kółka spięte skręconym łańcuszkiem, biegnącym pod spiczastym podbródkiem do drugiego ucha. Na cienkim, wydatnym nosie widniał tatuaż przedstawiający pączek róży. Elektryzujące niebieskie oczy patrzyły bystro spod purpurowych brwi, ułożonych w kształcie litery V.
Ku zdumieniu Eve, kolor brwi pasował do mikroskopijnego ubranka na szelkach. Spod pasków materiału, zasłaniających sutki i niewiele więcej, wyłamały się piersi wielkości dojrzałych melonów.
Stojący przy niej mężczyzna o łysej głowie, na której wytatuowane było coś, co przypominało mapę, obserwował pozostałych biesiadników przez okulary z różowymi szkłami i sączył napój, w którym Eve rozpoznała wino z piwnicy Roarke'a. Na ubiór nieznajomego składały się obszerne szorty zwisające do kościstych kolan i napierśnik w narodowych barwach Stanów Zjednoczonych.
Eve miała ochotę czmychnąć niezauważona na górę i zamknąć się w swoim gabinecie.
– Pani goście – usłyszała dochodzący zza jej pleców zimny głos Summerseta – czekają na panią.
– Słuchaj no, koleś, oni nie są moimi…
– Dallas! – pisnęła radośnie Mavis i rzuciła się do niej przez pokój w swoich modnych szpilkach, po czym porwała ją w objęcia tak gwałtownie, że obie o mało nie wylądowały na podłodze. – Tak długo na ciebie czekamy. Roarke musiał gdzieś pojechać i zgodził się, żeby Biff i Trina przyszli mnie odwiedzić. Bardzo chcieli cię poznać. Leonardo przygotuje ci drinka. Och, Summerset, dziękuję za wspaniały poczęstunek. Jesteś taki słodki.
– Cieszę się, że państwo są zadowoleni. – Od razu się rozpromienił. Inaczej nie dałoby się opisać rozanielonego, szczęśliwego wyrazu, jaki rozjaśnił twarz Summerseta, zanim kamerdyner zniknął za drzwiami.
– No, Dallas, chodź tu do nas.
– Mavis, naprawdę mam dużo pracy… – Ale przyjaciółka już ciągnęła ją w głąb salonu.
– Chcesz się czegoś napić, Dallas? – Leonardo obdarzył ją przymilnym uśmiechem. Eve uległa.
– Jasne. Może być wino.
– Doskonały wybór. Jestem Biff. – Mężczyzna z mapą na głowie wyciągnął do niej szczupłą, delikatną dłoń. -To dla mnie prawdziwy zaszczyt, że mogę osobiście poznać obrończynię Mavis, porucznik Dallas. Masz całkowitą rację, Leonardo – ciągnął, wpatrując się w nią oczami ukrytymi za różowymi szkłami. – Brązowy jedwab będzie dla niej idealny.
– Biff jest specjalistą od tkanin – wyjaśniła radośnie Mavis. – Współpracuje z Leonardem chyba od zawsze. Właśnie rozmawiają o twojej wyprawie ślubnej.
– Mojej…
– A to jest Trina. Zajmie się twoją fryzurą.
– Tak? – Krew odpłynęła Eve z twarzy. – Cóż, ja właściwie nie… – Nawet kobiety nieszczególnie dbające o swój wygląd mogą wpaść w panikę na widok fryzjerki o tęczowych lokach. – Nie sądzę, aby…
– Gratis – oznajmiła Trina głosem nieodparcie przywodzącym na myśl zgrzyt zardzewiałego żelaza. – Kiedy oczyścisz Mavis z zarzutów, konsultacje i modelowanie masz u mnie za darmo. Do końca życia. – Ścisnęła w dłoni garść włosów Eve. – Struktura w porządku, ciężar też. Gorzej z fryzurą.
– Twoje wino, Dallas.
– Dzięki. – Tego właśnie jej było trzeba. – Słuchaj, cieszę się, że cię poznałam, ale muszę już iść, bo mam dużo roboty.
– Och, nie możesz mi tego zrobić! – Mavis uczepiła się ramienia Eve jak pijawka. – Wszyscy przyszli tu po to, żeby cię przygotować.
Teraz krew znów napłynęła jej do twarzy.
– Przygotować do czego?
– Na górze już wszystko naszykowane. Pracownie Leonarda, Triny i Biffa czekają na ciebie. Reszta zespołu zjawi się tu jutro.
– Reszta? – wykrztusiła Eve.
– Chodzi o przygotowania do pokazu. – Leonardo, trzeźwy i bardziej przytomny, poklepał Mavis w ramię, usiłując trochę ją zmitygować. – Gołąbeczko, Dallas może nie chcieć, by akurat teraz w jej domu zaroiło się od ludzi. To znaczy… – Nie chciał wspominać o śledztwie. – Niedługo ślub.
– Ale jeśli się tu nie przeniesiecie, to nie będziemy mogli być razem i dokończyć projektów przed pokazem. – Mavis spojrzała na Eve z niemą prośbą w oczach. – Nie masz nic przeciwko temu, prawda? Nie będziemy ci przeszkadzać. Leonardo ma tak dużo pracy. Musimy zmienić niektóre projekty, bo… bo teraz to Jerry Fitzgerald będzie gwiazdą pokazu.
– Inny odcień skóry – wtrącił Biff. – Inna budowa ciała. To znaczy, inna niż Pandory – dokończył, wypowiadając imię, którego wszyscy do tej pory unikali jak ognia.
– Tak. – Na twarz Mavis wypłynął promienny uśmiech. – Dlatego doszło nam więcej roboty, a Roarke już się zgodził. Ten dom jest taki duży. Nawet nie będziesz wiedziała, że oni tu są.
Ludzie, pomyślała Eve, bezustannie wchodzący i wychodzący z domu. Ochrona dostanie szału.
– Nie ma sprawy. Nie martw się, wszystko będzie dobrze – powiedziała. To ona będzie się martwić.
– Widzisz? Mówiłam, że się zgodzi – zaszczebiotała Mavis i pocałowała Leonarda w podbródek.
– Aha, obiecałam Roarke'owi, że dzisiaj nie pozwolę ci pracować. Usiądziesz sobie wygodnie i pozwolisz nam się rozpieszczać. Zamówiliśmy pizzę.
– Super. Mavis…
– Wszystko układa się po naszej myśli – ciągnęła przyjaciółka, zaciskając palce na ramieniu Eve.
– Na Kanale 75 mówili o tym nowym wątku w śledztwie i innych zabójstwach, które podobno miały jakiś związek z narkotykami. Nawet nie znałam tamtych dwóch ofiar. Nawet ich nie znałam, Dallas, czyli wkrótce się okaże, że zabił kto inny. I będzie po wszystkim.
– Trochę to jeszcze potrwa. – Gdy w oczach Ma-vis błysnął strach, Eve zamilkła i zmusiła się do uśmiechu. – Ale będzie dobrze. Pizza, powiadasz? Akurat miałam na nią ochotę.
– Świetnie. Cudownie. Pójdę do Summerseta i powiem, żeby ją przyniósł. Zabierzcie Dallas na górę i pokażcie jej, co i jak, dobrze? -Wypadła z salonu.
– To ją naprawdę podniosło na duchu – powiedział cicho Leonardo. -To znaczy, ten program. Czegoś takiego było jej trzeba. Zwolnili ją z Niebieskiej Wiewiórki.
– Zwolnili?
– Dranie – mruknęła Trina z ustami pełnymi jedzenia.
– Kierownictwo uznało, że zatrudnianie morderczyni, i to w charakterze głównej atrakcji wieczoru, nie leży w interesie klubu. To dla niej wielki wstrząs. Przyszło mi do głowy, żeby trochę ją rozerwać. Przepraszam, powinienem był najpierw z tobą porozmawiać.
– Nie, nie ma sprawy. – Eve napiła się wina i zebrała się w sobie. – No to chodźmy. Mieliście mnie przygotować.