Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Wiadomość ta zaintrygowała Eve na tyle, że postanowiła jednak nie zostawiać swojej pasażerki na najbliższym przystanku autobusowym.

– Mów dalej.

– Posprzeczali się na próbie przed pokazem Leonarda, na oczach wszystkich. Ponoć doszło do rękoczynów.

– Pobili się?

– Według mojego informatora nie były to czułe pieszczoty! Jerry uciekła do swojej garderoby. A propos, zajęła garderobę przeznaczoną dla gwiazdy wieczoru. Justin, wściekły, wybiegł z sali z na-puchniętym okiem. Kilka godzin później widziano go na Maui, w towarzystwie jakiejś blondynki. Też modelki. Młodszej od Jerry.

– O co się pokłócili?

– Nikt tak naprawdę nie wie. Zdaje się, że poszło o seks. Jerry oskarżała Younga, że ją zdradza, on mówił to samo o niej. Nie zamierzała puścić mu tego płazem i vice versa. Ona już go nie potrzebowała, on jej też nie.

– Bardzo interesujące, Nadine, tylko że nic z tego nie wynika. – Ale dlaczego stało się to akurat w tym momencie?, pomyślała Eve.

– Może tak, może nie. Ale wiesz, to dziwne. Nieczęsto się zdarza, by gwiazdy, na których skupia się uwaga opinii publicznej, traciły panowanie nad sobą na oczach świadków. Albo strasznie się wkurzyli, albo odstawili niesamowitą szopkę.

– Jak już mówiłam, to interesujące. – Eve zatrzymała się pod bramą siedziby Kanału 75. – No, tutaj wysiadasz.

– Mogłabyś mnie podwieźć pod drzwi.

– Podjedź tramwajem, Nadine.

– Wiem, że sprawdzisz informację, którą ci dałam, może więc powiesz mi coś w zamian. Dallas, wiele razem przeszłyśmy.

To prawda.

– Nadine, w tej chwili stąpam po bardzo cienkiej linie. Nie mogę stracić równowagi.

– Niczego nie podam do publicznej wiadomości, dopóki nie wyrazisz na to zgody.

Eve zawahała się, po czym potrząsnęła głową.

– Nie mogę. Mavis jest mi zbyt bliska. Dopóki nie zostanie w pełni oczyszczona z zarzutów, nie mogę ryzykować.

– Czy na to się zanosi? No, Dallas, nie bądź taka.

– Nieoficjalnie biuro prokuratora zamierza ponownie rozpatrzyć postawione jej zarzuty. Ale nie wycofa ich, przynajmniej na razie.

– Macie innego podejrzanego? Czy to Redford?

– Nadine, nie bądź upierdliwa. Jesteś prawie przyjaciółką.

– Cholera jasna. Dobra, zawrzyjmy układ. Jeśli jakakolwiek informacja, którą ci przekazałam albo przekażę, pomoże w śledztwie, oddasz mi w zamian przysługę.

– Podeślę ci coś, Nadine, kiedy tylko to będzie możliwe.

– Chcę, żebyś udzieliła mi wywiadu na dziesięć minut przed ujawnieniem wyników śledztwa przez media.

Eve nachyliła się, otworzyła drzwi po stronie Nadine.

– No to na razie.

– Pięć minut. Cholera jasna, Dallas. Pięć króciutkich minut.

Co oznaczało zwiększoną oglądalność i tysiące dolarów.

– Pięć minut może być. Co prawda, nie wiem, kiedy i czy w ogóle uda się zamknąć to śledztwo. Nic więcej nie mogę obiecać.

– Nie martw się, znajdziesz mordercę. – Nadine wysiadła, wyraźnie zadowolona, po czym pochyliła się i zajrzała do samochodu. – Wiesz, Dallas, ty nigdy nie chybiasz. Rozwiążesz tę sprawę. Martwi i niewinni to twoja specjalność.

Martwi i niewinni, pomyślała Eve i przeszedł ją dreszcz. Szkoda tylko, że wśród martwych było tylu winnych.

Księżycowa poświata sączyła się przez świetlik w dachu, zalewając łóżko. Roarke odsunął się od Eve. Nigdy jeszcze kochając się z nią, nie był tak spięty. Istniało po temu wiele powodów, a przynajmniej tak to sobie tłumaczył, gdy Eve jak zwykle wtuliła się w niego. W domu roiło się od ludzi. Wesoła gromadka Leonarda zajęła całe skrzydło. Sam Roarke miał na głowie kilka nowych przedsięwzięć i umów, które pragnął sfinalizować przed ślubem.

No i zbliżał się ten wielki dzień. Każdy facet na jego, Roarke'a, miejscu byłby równie rozkojarzony.

Ale przynajmniej wobec siebie Roarke zawsze był brutalnie szczery. Wiedział więc, że jego nerwowość miała tylko jedną przyczynę. Przez cały czas bowiem oczami wyobraźni widział Eve pobitą, zakrwawioną i załamaną.

I bał się, że dotykając jej, przywoła tamten koszmar, zmieni coś pięknego w potworność.

Eve poruszyła się, po czym podniosła się na łokciu i spojrzała na niego. Jej twarz wciąż była rozogniona, oczy ciemne.

– Nie wiem, co powinnam ci powiedzieć. Powiódł palcem po jej podbródku.

– O czym?

– Nie jestem ze szkła. Nie ma powodu, żebyś traktował mnie, jakbym była ranna.

Zmarszczył brwi, wściekły na siebie. Nie zdawał sobie sprawy, że jego uczucia są aż tak czytelne, nawet dla niej. A to nie poprawiło mu nastroju.

– Nie wiem, o czym mówisz. – Podniósł się, pragnąc nalać sobie drinka, na którego nie miał najmniejszej ochoty, ale Eve wzięła go za ramię.

– Ostrożność nie jest w twoim stylu, Roarke. – Była wyraźnie zaniepokojona. – Jeśli twoje uczucia wobec mnie zmieniły się ze względu na to, co zrobiłam, co sobie przypomniałam…

– Nie obrażaj mnie – rzucił ze złością. Eve poczuła ulgę na widok gniewnych ogników w jego j oczach.

– A co mam o tym myśleć? Dziś dotknąłeś mnie l po raz pierwszy od tamtej nocy. Przypominało to j bardziej pielęgnację chorego niż…

– Czułość ci nie odpowiada?

Przebiegły z niego facet, pomyślała. Spokojny! czy podekscytowany, zawsze potrafi obrócić wszystko na swoją korzyść. Nie zabierając ręki z jego ra-J mienia, spojrzała mu głęboko w oczy.

– Myślisz, że nie widzę, jak się hamujesz? Nie chcę, żebyś się hamował. Nic mi nie jest. Czuję się doskonale.

– Ale ja nie. – Wyrwał ramię z jej uścisku. -Ja nie. Niektórzy są bardziej ludzcy od innych i potrzebują trochę więcej czasu, by dojść do ładu ze swoimi uczuciami. Nie mówmy już o tym.

Jego słowa były dla niej jak policzek. Eve skinęła głową, położyła się i odwróciła plecami do niego.

– Dobrze. Chcę jednak, żebyś wiedział, że to, co spotkało mnie w dzieciństwie, to nie był seks. To plugastwo.

Zacisnęła powieki i zmusiła się, by zasnąć.

16

O świcie zabrzęczało łącze. Eve odebrała, nie otwierając oczu.

– Dallas.

– Wiadomość dla porucznik Eve Dallas. Na tyłach Sto Osiemnastej, dom numer dziewiętnaście, znaleziono ciało mężczyzny. Prawdopodobnie został zamordowany. Proszę natychmiast tam jechać.

Poczuła nerwowy ucisk w żołądku. Nie była na służbie, nie powinna dostać wezwania.

– Przyczyna zgonu?

– Pobicie. Ofiara pozostaje niezidentyfikowana ze względu na rozległe obrażenia twarzy.

– Przyjęłam. A niech to szlag. – Zwiesiła nogi z łóżka i ku swojemu zdumieniu zauważyła, że Roarke już nie śpi i ubiera się. – Co ty robisz?

– Zabieram cię na miejsce zbrodni.

– Jesteś cywilem. Nie masz tam czego szukać

– powiedziała, wciągając dżinsy.

W odpowiedzi tylko spojrzał na nią.

– Pani wóz jest w naprawie, pani porucznik.

– Eve zaklęła pod nosem. Zupełnie o tym zapo-mniała. – Podwiozę cię. Podrzucę – sprecyzował Roarke. – Po drodze do biura.

– Jak sobie chcesz. – Przypięła kaburę z pistoletem.

Okolica nie należała do uroczych. Domy ozdobione krzykliwymi graffiti miały powybijane szyby i były osłonięte poszarpanymi płachtami, za pomocą których znakowano budynki przeznaczone do wyburzenia. Mimo to wciąż mieszkali w nich ludzie, przyczajeni w obskurnych pokojach, kryjący się przed patrolami, naćpani tym, co dawało im największego kopa.

Na całym świecie mnóstwo jest takich dzielnic, rozmyślał Roarke, stojąc w bladym świetle słońca za policyjnym ogrodzeniem. On sam spędził dzieciństwo w jednej z nich, znajdującej się wiele tysięcy kilometrów od Nowego Jorku, po drugiej stronie Atlantyku.

Rozumiał reguły rządzące życiem mieszkających tu ludzi, dławiące ich poczucie beznadziejności oraz przemoc, z którą stykali się na co dzień, a której efekty Eve właśnie oglądała.

I kiedy patrzył na nią, stojąc pośród wyrzutków społecznych, rozespanych prostytutek i znudzonych gapiów, uświadomił sobie, że ją również rozumie.

54
{"b":"102324","o":1}