Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Justin sądził, że Alice zaprotestuje na swój łagodny, ale stanowczy sposób. Tymczasem tylko patrzyła na ręce Brandona. Wtedy zobaczył, co powstrzymało jej słowa. Lewy kciuk Brandona był czymś umazany. Czymś ciemnoczerwonym, co bardzo przypominało krew.

ROZDZIAŁ SIEDEMNASTY

Reston, Wirginia

R.J. Tully naciskał guzik pilota, przeskakując z jednego kanału telewizyjnego na drugi. Nic z tego, co widział na ekranie, nie było w stanie odwrócić jego uwagi od zegara na ścianie, który właśnie pokazywał dwadzieścia minut po północy. Emma się spóźniała. To kolejny wieczór, kiedy nie wróciła o wyznaczonej porze. Nie, nie będzie już miłym tatuśkiem, niezależnie od jej wyjaśnień. Teraz zamieni się we wrednego ojca. Gdyby tylko potrafił znaleźć w sobie tę bezosobową część i pozwolił jej zdominować uczucia.

W takie właśnie wieczory najbardziej brakowało mu Caroline. To pewnie znak, że rodzicielstwo wytrąciło go kompletnie z równowagi. Bo w końcu czy normalny zdrowy mężczyzna nie powinien raczej tęsknić za seksownymi długimi nogami swojej eks albo nawet za jej lasagne, za które dałby się zabić? Można by wyliczyć całą listę rzeczy, za którymi powinien tęsknić. A on chciałby, żeby siedziała teraz obok niego i zapewniała go, że ich córce nie dzieje się żadna krzywda.

Caroline miała zawsze mnóstwo pomysłów na ukaranie Emmy, i zawsze wybierała ten, który doprowadzał córkę do największej złości. Sięgała po najprostsze rozwiązania, na przykład kazała Emmie przez cały miesiąc sortować skarpetki wszystkich domowników. Coś podobnego nie wpadłoby mu do głowy i za milion lat. Ale sortowanie skarpetek było dobre dla ośmioletniej Emmy, która wypuszczała się rowerem poza wyznaczone dla niej granice. Teraz była już piętnastolatką, która prawie w ogóle nie słucha, co się do niej mówi, więc wymyślenie niegłupiej formy zdyscyplinowania jej wydawało mu się nadzwyczaj trudne.

Przeciągnął dłonią po twarzy, jakby chciał zetrzeć z niej senność i wrzący w nim gniew. Był już po prostu zmęczony, dlatego tak się zirytował. Zostawił na ekranie wiadomości stacji Fox i wymienił pilota na paczkę chipsów kukurydzianych, która leżała na małym stoliku kupionym z drugiej ręki. Musiał się w tym celu wyprostować, i wtedy zobaczył resztki niedawno pochłoniętych przekąsek, które wysypały się z fałd T-shirta z logo drużyny Cleveland Indians. Rety! Co za bajzel! Mimo to nawet nie próbował tego sprzątnąć. Zatonął z powrotem w fotelu. Ciekawe, jak daleko jeszcze posunie się w swojej żałosnej indolencji? Czy jest coś bardziej godnego pożałowania niż spędzanie sobotniego wieczoru przed telewizorem, podjadając śmieciowe jedzenie?

To wszystko przez Caroline, która zadzwoniła do niego tego dnia. To go wytrąciło z równowagi. Nie, raczej wkurzyło. Caroline chciała, żeby Emma spędziła z nią Święto Dziękczynienia. W poniedziałek zamierzała wysłać bilety lotnicze przez FedEx.

– Przecież to było ustalone wcześniej – mówiła. – Emma już nie może się doczekać.

Wszystko zostało ustalone, ale poza nim, bez jego wiedzy. Ostatecznie to jemu przyznano opiekę nad Emmą, na co zresztą Caroline zgodziła się z wdzięcznością, bo uznała, że nastoletnia córka to zawalidroga w jej nowej pracy i grach miłosnych. Wiedziała, że Tully przeciwstawi się wyjazdowi córki, a ona nie będzie miała żadnego prawa, żeby dobić swego. A więc, oczywiście, zaplanowała wszystko z Emmą, nakręcając dziewczynę, posługując się nią niczym pionkiem. W ten sposób pozbawiła go możliwości protestu. Ta kobieta prowadzi w końcu agencję reklamową, która odnosi międzynarodowe sukcesy, nic więc dziwnego, że jest mistrzynią manipulacji.

Odkładając na bok własne uczucia, Tully pomyślał, że Emma powinna spędzać pewien czas z matką. Co tam, zawsze o tym wiedział. Są bowiem takie sprawy, o których córka może rozmawiać tylko z matką, do których on czuł się zupełnie nieprzygotowany, nie wspominając już o potwornym zażenowaniu. Caroline nie należy do najbardziej odpowiedzialnych osób na świecie, ale z pewnością kocha Emmę. Może więc Tully tylko dlatego użala się nad sobą, bo będzie to pierwsze od dwudziestu lat Święto Dziękczynienia, które przyjdzie mu spędzić samemu.

Wtem trzasnęły drzwi samochodu. Tully wyprostował się, chwycił pilota i wyłączył głos w telewizorze. Kolejne trzaśniecie drzwi samochodu, tym razem na pewno na jego podjeździe. Okej, musi teraz przybrać poważną minę, tę, która powie Emmie: „bardzo mnie zawiodłaś”. Ale zaraz, na jaką karę się zdecydował? Cholera! Nic nie wymyślił. Zanurzył się głębiej w fotel, a usłyszawszy klucz w zamku, postanowił udawać, że właśnie ogląda dziennik.

Z przedpokoju dobiegał tupot dwóch par stóp. Obrócił się i zobaczył, że za Emmą idzie mama Aleshy. O rety! Co się tym razem stało?

Podniósł się, otrzepał okruchy z T-shirta i dżinsów, przeczesał włosy palcami i szybko otarł wargi. Pewnie wygląda koszmarnie. Pani Edmund za to wyglądała jak zwykle nieskazitelnie.

– Proszę wybaczyć, że pana nachodzę, panie Tully.

– Ależ gdzie tam, bardzo jestem wdzięczny, że odwiozła pani Emmę o tej porze. – Patrzył na córkę i nie mógł ustalić, czy jest speszona, czy może zdenerwowana. Ostatnio żenowało ją wszystko, co powiedział lub zrobił w obecności jej znajomych albo ich rodziców.

– Wstąpiłam tylko, żeby poinformować pana, że to z mojej winy Emma wraca tak późno.

Tully nie spuszczał wzroku z córki. Z tej dziewczyny jest prawdziwa intrygantka, całkiem jak jej matka. Czyżby namówiła panią Edmund do takich wyznań? Skrzyżował ręce na piersi i skierował całą uwagę na drobną blondynkę, lustrzane, choć już postarzałe odbicie jej córki. Myli się, jeśli ma nadzieję wybronić Emmę bez dalszych usprawiedliwień.

Czekał więc. Pani Edmund przez chwilę bawiła się paskiem torebki, potem odsunęła z twarzy kosmyk włosów. Ludzie nie zachowują się nerwowo, jeśli nie czują się winni. Tully nie miał zamiaru przerywać niepokojącej ciszy. Uśmiechał się do pani Edmund i czekał.

– Dziewczynki zamiast do kina wolały się wybrać na takie spotkanie w mieście, przy FDR Memorial. Nie widziałam żadnych przeciwwskazań. Ale potem zrobiły się zupełnie dzikie korki. Nienawidzę jeździć po centrum. Kilka razy zgubiłam drogę. – Urwała i spojrzała na niego, jakby chciała sprawdzić, czy może już skończyć. Ciągnęła jednak: – Potem nie mogłam ich znaleźć. Umówiłyśmy się, gdzie je odbiorę. Dzięki Bogu, że nie padało, ale te korki…

Tully uniósł dłoń.

– Cieszę się, że nic się nie stało. Raz jeszcze bardzo dziękuję, pani Edmund.

– Och, proszę mi mówić Cynthia.

Widział, jak Emma przewróciła oczami.

– Bardzo dziękuję, Cynthio. – Odprowadził ją do wyjścia, czekając na schodach, aż dotrze bezpiecznie do samochodu. Alesha pomachała do niego z daleka, potem dołączyła do niej matka, i o mały włos nie wpadły przez to na skrzynkę na listy.

Kiedy wrócił do środka, Emma siedziała na jego miejscu, przewiesiła jedną nogę przez ramię fotela i skakała po kanałach. Wziął od niej pilota, wyłączył telewizor i stanął na wprost córki.

– Kazałaś pani Edmund jechać taki kawał drogi do centrum? A co z kinem?

– Na wycieczce poznałyśmy fajnych ludzi. Zaprosili nas na to spotkanie. A poza tym wcale nie kazałyśmy pani Edmund, żeby nas zawiozła. Ona sama chciała.

– To prawie godzina jazdy. Co to było za spotkanie? Rozdawali alkohol i narkotyki, czy co?

– Tata, wyluzuj. To było spotkanie religijne. Dużo klaskania i śpiewania.

– A co was, do licha, skłoniło, żeby się tam pchać?

Emma siadła prosto i zaczęła zdejmować buty, jakby nagle ogarnęło ją śmiertelne znużenie i musiała się natychmiast położyć do łóżka.

– Już ci mówiłam, spotkałyśmy tych ludzi na wycieczce i powiedzieli nam, żebyśmy przyszły. Zresztą to nudy. W końcu łaziłyśmy wokół pomnika i gadałyśmy z jakimiś gośćmi.

– Czyli z chłopakami.

– Z chłopakami i dziewczynami.

17
{"b":"102273","o":1}