Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Najwyżsi rangą wojskowi bardzo szybko wykorzystali sytuaqę do wyrównania starych porachunków. Frakcję 15 sierpnia poparła Pięćdziesiąta Czwarta Armia stacjonująca w Czungcing. Lecz szybko przysłano do miasta Pięćdziesiątą Trzecią Armię, która stanęła po stronie frakcji rewolucyjnych buntowników „do końca”. To właśnie wtedy mieszkańcy Czungcing mieli okazję się przekonać, jak wiele fabryk broni istnieje na jego terenie, bo kiedy miasto znalazło się pod kontrolą skłóconych frakcji, rewolucyjni buntownicy, podjudzani przez wojsko, chętnie robili z owej broni użytek. Podczas rewolucji kulturalnej Czungcing stało się jednym wielkim polem bitwy, z godziną policyjną w nocy, fortyfikacjami na wzgórzach, gdzie znajdowały się punkty dowodzenia, z barykadami na głównych drogach i z ryczącymi dzień i noc głośnikami. W ciągu pierwszych sześciu miesięcy 1967 roku toczono boje na noże i pałki, w lipcu zaczęto używać amunicji.

W tym czasie większość mieszkańców trzech brzegów obu rzek powyciągała spod łóżek wszelkie rupiecie i położyła w ich miejsce słomiane maty. Ludzie spali pod łóżkami, a na nich spiętrzali poduszki i kołdry. To była osłona przed zbłąkanymi kulami i pociskami artyleryjskimi, które w każdej chwili mogły przelecieć z jednego brzegu na drugi. Schrony przeciwlotnicze wydrążone w zboczach wzgórz podczas wojny z Japończykami, prawdopodobnie najlepsze na świecie i nienaruszone przez czas, służyły jako schronienie podczas walk ulicznych. Później, w latach siedemdziesiątych, kiedy pojawiło się zagrożenie wojny atomowej, te schrony powiększono i wzmocniono, aż całe miasto zaczęło przypominać jeden wielki plaster miodu.

Natomiast latem 1967 roku dzień w dzień po zapadnięciu zmroku, obojętnie jak gorąco i parno było na dworze, ludzie ryglowali drzwi, gasili światło i siedzieli w ciemnościach, uzbrojeni w żelazne pręty, nożyczki i tasaki.

W Akademii Medycznej doszło do całonocnej walki na karabiny maszynowe i czołgi. Mało kto się spodziewał, że starcie przybierze taki groźny obrót, a najbardziej zaskoczeni byli pierzchający w panice studenci; wielu uciekało przez parkan i wtedy mur nie wytrzymał naporu i runął. Tyle samo ludzi straciło życie pod gruzami, co w walce.

Najgorętszy czas przypadł na sierpień.

Członkowie frakcji 15 sierpnia, podobnie jak ich przeciwnicy, rewolucyjni buntownicy „do końca”, szykowali się do decydującej bitwy na Jangcy. Na Południowym Brzegu, w centrum miasta i na północnym nabrzeżu wzniesiono barykady. Rzeka opustoszała, zniknęły z niej statki handlowe i promy. Zamilkły nawet głośniki stacji propagandowej po nazwą „I co z tego, że zginiemy”, należącej do rewolucyjnych buntowników „do końca”, która nadawała program ze szczytu wieży – pomnika Wyzwolenia, stojącej w samym sercu miasta. Biała cisza wypełniła niebo i nikt nie zwracał uwagi na rosnącą temperaturę. Mieszkańcy nadbrzeża, wyczuwając nadchodzące niebezpieczeństwo, ukryli się pod łóżkami albo uciekli do schronów.

Ósmego sierpnia 1967 roku grupka dzieciaków recytowała na dworze dziecinne wyliczanki. Kiedy zaczęły padać pociski, mój nieustraszony Trzeci Brat, wówczas szesnastolatek, pobiegł do siedliska Ósmy Dziób, skąd roztaczał się dobry widok na Niebiańskie Wrota, i rozpłaszczony za skalnym występem, zaczął oglądać przedstawienie.

Ojciec ruszył za nim, przez cała drogę przywierając do ścian i kucając, żeby uniknąć postrzału.

– Synu! Synu! – wołał, pocąc się z nerwów.

A ja, wtedy nawet nie pięcioletni brzdąc, wiedziona ciekawością, chyłkiem wymknęłam się za nimi.

Kłęby dymu unosiły się ze szkieletów płonących statków w miejscu, gdzie Jangcy łączy się z Cialing. Zza Skały Turkawki wypłynął transportowiec; tonął powoli: rufa zanurzona, dziób jeszcze na wodzie. Drugi uniknął podobnego losu tylko dlatego, że pełną parą uciekł w dół rzeki.

Ani śladu brata w siedlisku Ósmy Dziób. Ojciec spostrzegł, że depczę mu po piętach, kiedy zaczął schodzić po stopniach na brzeg.

– A niech cię! – wrzasnął, wskazując na dom. – Uciekaj stąd!

Przystanęłam, zmrożona gniewnym tonem jego głosu, a potem zawróciłam i pobiegłam do domu ile sił w nogach.

Trzeci Brat powiedział, że kiedy zobaczył tonący transportowiec, pokonał biegiem stopnie nad rzekę, zanurkował i dopłynął do brzegu z czymś, co wydawało mu się godne uwagi. To była plastikowa tuba z dwunastoma lotkami. Okazało się, że statkiem płynęli studenci, gracze w badmintona. Pośród świszczących kuł ojciec zaciągnął Trzeciego Brata do domu i wepchnął go pod łóżko, gdzie ten dalej spokojnie prostował piórka swych cennych lotek.

Transportowiec rewolucyjnych buntowników „do końca”, płynący z fabryki broni w górę rzeki, starł się z kanonierką, niewielkim statkiem parowym frakcji 15 sierpnia, który spłynął z Cialing. Opancerzony statek miał otwory strzelnicze na karabiny i działa. Załoga składała się głównie ze studentów oraz paru robotników i była bardzo dobrze wyposażona. Nie okazała się jednak godnym przeciwnikiem dla transportowca rewolucyjnych buntowników „do końca”, na którym większość stanowili byli marynarze marynarki wojennej. Kanonierką została dwunasto-krotnie trafiona, w tym raz w główny silnik. Zanim buntownicy zdążyli pomyśleć o ucieczce, poszła na dno razem z nimi.

Nauczyciel historii widział na własne oczy, jak mały statek parowy stanął w ogniu.

Wtedy jeszcze nie wiedział, że jego młodszy brat był na pokładzie. Ci z frakcji 15 sierpnia, którzy ocaleli, uważali, że taki cherla-wy studencik jak on powinien był zostać na lądzie, ale sam się wepchał na pokład. Kiedy wyławiano ciała z wody, nauczyciel znalazł grube okulary brata w przezroczystych oprawkach, które pogrzebano potem na cmentarzu Bohaterów Czerwonej Gwardii w parku Na Ławicy Piaskowej wraz z wieloma niezidentyfikowanymi ciałami. W Czungcing, gdzie podczas rewolucji kulturalnej toczyły się najkrwawsze walki, zarezerwowano co najmniej dwadzieścia cmentarzy dla tych, którzy zginęli w obronie Wielkiego Wodza. Ale przetrwał jedynie ten w parku Na Ławicy, a większość grobów pozostała bezimienna. Tę nekropolię, niegdyś okazały pomnik ku czci poległych, zdobiły wyryte w kamieniu fragmenty poezji przewodniczącego Mao i cytaty z jego oryginalną, rozwichrzoną kaligrafią. Jednak kiedy w połowie rewolucji wojsko rozbroiło frakcje, cmentarz popadł w ruinę, powywracane nagrobki porosły zielskiem i dumny pomnik zmienił się w jeszcze jeden zapuszczony cmentarz.

Matka nauczyciela siedziała w domu i robiła sweter na drutach, kiedy usłyszała potworną wiadomość; druty wbiły się jej w dłonie, dostała wylewu i umarła, czując jedynie ukłucie bólu.

Nauczyciel historii wycofał się z walk frakcyjnych i wrócił do domu, który w akcie zemsty zdemolowali kamraci jego brata.

„W ósmym miesiącu, w ósmym dniu obywatele zapłacą diabłu” – powtarzano w mieście nowe, złowieszcze porzekadło. Trzynaście lat później krewni jednego z poległych członków Czerwonej Gwardii doznali potwornego szoku, kiedy przybyli na cmentarz w parku Na Ławicy i ekshumowali szczątki, żeby przenieść je w inne miejsce.

– Zły duch! – krzyczeli. – Zły duch!

Czaszka nieboszczyka była zielona. Później wyjaśniono im, że kula, która dosięgła młodego człowieka, musiała być z miedzi i utleniwszy się w płynnym mózgu, zabarwiła czaszkę na zielono.

Chyba tylko ślepy by nie zauważył, że spokój, z jakim nauczyciel relacjonował tamte wydarzenia, był jedynie maską, pod którą kryły się wyrzuty sumienia. Po raz pierwszy wyczułam sprzeczność w jego potoczystych wywodach. Jasno i zrozumiale mówił o dwóch rewolucjach kulturalnych, lecz jego argumentacja nie do końca była spójna. Bo jeżeli organizacje rewolucyjnych buntowników były zaangażowane w „rewolucję kulturalną zwykłych ludzi”, to dlaczego tak chętnie wyrzynały się nawzajem?

– Ciągle się słyszy, że rewolucyjni buntownicy byli dzikusami – powiedział – a jednak, kiedy oni kontrolowali sytuację, niewielu intelektualistów czy szarych obywateli było prześladowanych czy popełniało samobójstwa. Natomiast gdy Mao wprowadził reżim wojskowy i rozpoczął ruch czystek klasowych w latach siedemdziesiątych, to właśnie wtedy zwykli ludzie zaczęli cierpieć.

42
{"b":"101406","o":1}