Литмир - Электронная Библиотека
Содержание  
A
A

Naturalnie celem samym w sobie było utrzymanie władzy i każde prawo się do tego nadawało.

Propaganda skruszyła jego wolę przetrwania. Czy postanowił skończyć ze sobą ze strachu przed więzieniem, czy dręczyły go wyrzuty sumienia? Ogarnęło go rozczarowanie czy też miał jakieś poważniejszy powód? Nie wiedziałam i nie było sposobu, abym się mogła dowiedzieć. On z kolei nie musiał się już niczym przejmować.

Nienawidziłam go. Oszukał mnie, otumanił. Dlaczego miałam żałować człowieka, który rozumiał mechanizmy społeczne, życie i historię, a wybrał najbanalniejsze rozwiązanie, aby uwolnić się spod ich presji? Jego wiedza i doświadczenie pomogły mi zrozumieć problemy, jakie mnie nurtowały, ale jemu samemu nie dały siły przetrwania.

Może jestem niesprawiedliwa i kalam jego pamięć. Przez wszystkie lata rządów Partii Komunistycznej spadło na niego i jego rodzinę wiele nieszczęść. Być może, mimo wszystko, jedynie działalność buntownicza podczas rewolucji kulturalnej dała mu możliwość sterowania własnym życiem, co w efekcie doprowadziło do strasznych konsekwencji i wywołało jeszcze głębszą rozpacz. Śmierć młodszego brata i matki przyniosła druzgoczącą świadomość, że sam zniszczył własną rodzinę, i załamała go ta ironia losu.

Wróciłam myślami do naszej rozmowy o Yu Luoke, młodym człowieku, którego stracono za to, że odważył się mówić prawdę. Przerwał mi wtedy niegrzecznie w pół zdania. Jego oczy patrzyły z ożywieniem, ale czaił się w nich strach. Wtedy uznałam, że nie zasłużyłam na tę reprymendę, i długo nosiłam w sobie żal.

Jego spojrzenie na własny los cechował chorobliwy pesymizm, który niestety bardzo do mnie przemawiał. Dlatego ja, również skrajna pesymistka, tak łatwo wzięłam za miłość to, co naprawdę było współczuciem dla kogoś podobnego do mnie. To czyste i wzniosłe uczucie pomogło mi się wznieść ponad beznadzieję życia w slumsach. Przez kilka cudownych dni miałam wrażenie, że mi się poszczęściło, teraz wiedziałam, iż poniosłam klęskę.

Doznałam czegoś w rodzaju rozdwojenia jaźni, byłam jednocześnie dwiema osobami siedzącymi po obu stronach biurka. Mówiłam i słuchałam, od czasu do czasu rzucając jakąś uwagę, żeby zachęcić do rozmowy moje drugie „ja”. Biuro stawało się przerażającym miejscem, kiedy panowała w nim cisza; w takiej chwili tysiącletni zmierzch zdawał się okrywać cały ten samotny świat.

Jego termos stał na dawnym miejscu przy biurku. Zza okna dochodził szkolny zgiełk. Uczniowie wychodzili z lekcji, na boisku zawodnicy rozgrywali zacięty mecz koszykówki, goniąc za umykającą piłką. Życie toczyło się jak zawsze, dzień biegł za dniem i nikt nie miał poczucia straty tylko dlatego, że ubyła jedna osoba; nawet jego klasy przejął już inny nauczyciel historii. Na dobrą sprawę tylko ja jedna dostrzegłam, że świat zubożał, chociaż nadal świeciło słońce, a drzewa pozostały zielone.

Zapragnął odejść i odszedł w sposób, jaki sobie wybrał. Niech i tak będzie. Miał prawo zadecydować o dopełnieniu losu, czyż nie?

Przytaknęłam sama sobie skinieniem głowy, a w moim sercu powoli wzbierała muzyka, jakby ktoś lekko trącał struny harfy; to była ta sama melodia, która płynęła z gramofonu tamtego dnia, gdy kochaliśmy się w jego domu.

Za oknem toczyła się bezkresna rzeka, promienie słońca kładły się plamami na mym nagim ciele. Z twarzą wtuloną w moje piersi, ssał brodawkę, delikatnie ją przygryzając. Oczami przepełnionymi wstydem i pragnieniem błagałam, by nie przestawał, by został. Położył rękę między moimi udami, jeszcze raz zbłądził płonącym palcem w wilgotne, gorące, wygłodzone miejsce i w jednej chwili otworzyłam się dla niego.

Nasze ciała stopiły się w jedno i nawet gdyby otaczała nas gromada patrzących z wyrzutem ludzi, nie chciałabym, żeby się ode mnie oderwał. Nie pamiętam już tytułu tamtego utworu, ale wiem, że jego smutne piękno pozwoliło mi dojrzeć dwa bliźniacze szczyty: radość i rozpacz, górujące nad nicością tego świata.

A potem przyszła refleksja, że nie zostawił wiadomości nie ze względu na konsekwenqe, jakie mogłyby z tego wyniknąć dla mnie i mojej reputacji, ale ponieważ wiedział, że niewiele znaczyłam w jego życiu, podobnie jak on w moim, i że jego obowiązkiem było mi to uświadomić tym milczącym pożegnaniem.

Tamtego wieczoru poszłam samotnie na brzeg rzeki i podarłam na strzępy wszystkie zapiski w moim pamiętniku, które w jakikolwiek sposób wiązały się z jego osobą, a potem wrzuciłam je do rzeki i pozwoliłam im odpłynąć z prądem.

Według lokalnego przesądu dusze wisielców zmieniają się w upiory, które nie podlegają wędrówce dusz ani reinkarnacji i nigdy nie trafiają do raju. Inne wierzenie mówi, że wszystkie rzeki prowadzą do podziemnego świata. Więc skoro cierpiał za żyda, teraz też cierpi. Jeśli rzeka rzeczywiście płynie do podziemnego świata i zaniesie mu te kartki, których nigdy nie miał okazji przeczytać, to czy i tym razem on powie: „Kiedyś zrozumiesz”?

3

W ciągu dwóch tygodni mężczyzna, który dawno temu zniknął z mego życia, pojawił się na nowo, a drugi, który w nim na chwilę zagościł, zniknął na dobre, jak gdyby moje życie było trawnikiem, po którym można deptać do woli.

Właśnie wtedy podjęłam decyzję o opuszczeniu domu.

Wiedziałam, że pcha mnie do tego skłonność do ucieczki od rzeczywistości, ta przypadłość ludzi słabych, ale kiedy patrzyłam na stłoczone rudery na zboczu wzgórza i sznurki mdłych świateł latarni, czułam, że tylko dzięki ucieczce mam szansę odzyskać spokój.

Prom stał przy przystani na przeciwległym brzegu, ociągając się z przepłynięciem rzeki. Tłum pasażerów gęstniał, a ja, ukryta w kącie, nie wiedziałam, dokąd się wybieram, jak sobie poradzę i czego właściwie szukam. Moim jedynym celem była ucieczka.

W plecaku miałam kilka książek i trochę rzeczy na zmianę. Powtarzałam sobie z uporem, że w tej chwili muszę skoncentrować się wyłącznie na przepłynięciu rzeki. Ta myśl działała na mnie kojąco. Przysłuchiwałam się rozmowie stojącej obok pary.

– Słyszałaś? Dwóch więźniów próbowało zbiec z obozu pracy.

– To nie pierwszy taki przypadek. Ale ci dwaj nie uszli zbyt daleko, zagnano ich do domu strażnika, a tam znaleźli siekierę i rzucili się na tych, co ich ścigali.

– Wcale tak nie było. Oni tam poszli z zamiarem zabicia strażnika i nawet podnieśli rękę na jego dzieci.

– Złapano ich?

– A jak myślisz? Rozłupano im czaszki, zanim się zorientowali, skąd padły ciosy.

– Może strażnicy zaczną lepiej traktować więźniów.

– Teraz nie mogą im pobłażać. Powinni jeszcze mocniej przykręcić śrubę. „Łagodne traktowanie wroga stanowi zbrodnię wobec narodu”. – Polityczny slogan gładko popłynął z ust mężczyzny.

Zarzucono cumy na żelazne pachoły, marynarz dał sygnał gwizdkiem. Gdy tylko pasażerowie opuścili prom, weszliśmy na pokład. Owa para rzuciła się w stronę wolnych miejsc, ani na chwilę nie przerywając rozmowy, lecz teraz zagłuszało ją rzężenie silnika.

Bure fale wywoływane przez przepływające parowce kołysały promem, pasażerowie z piskiem uciekali przed bryzgami wody, które chlustały na pokład. Stałam przy relingu, bo wszystkie miejsca w kabinie były pozajmowane i coraz więcej ludzi wciskało się do środka. O tej porze roku poziom wody powinien być niski, tymczasem rzeka pozostała wezbrana, zalewając błotniste nabrzeże aż do stóp wzniesienia. Woda obmywała kamienne stopnie, po których zeszłam na przystań pontonową, i nie zamierzała ustąpić. Ludzie mówili, że nigdy nie widzieli rzeki tak rozszalałej. Pale ruder stojących wzdłuż brzegu były do połowy zanurzone w wodzie.

Podniesiono kotwicę, marynarz ponownie dał sygnał gwizdkiem, po czym wskoczył na rufę i wciągnął cumy.

Prom odbił od przystani, obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni i ruszył ku przeciwległemu brzegowi. Światła reflektorów ślizgały się po powierzchni, dziób pruł wodę jak nożyce, pozostawiając biały ślad; rozkołysana woda ginęła w ciemności poza kręgami światła.

57
{"b":"101406","o":1}