Литмир - Электронная Библиотека

Co się zaś tyczy naszych własnych czynów, to nie jesteśmy odpowiedzialni wobec tych kalibrów.90, tych pezzonovanti, którzy wypowiadają wojny chcąc, byśmy w nich walczyli, ażeby chronić to, co posiadają. Któż powie, że winniśmy słuchać praw, które tworzą w imię własnego interesu i na naszą szkodę? I kimże są, aby się wtrącać, kiedy my pilnujemy naszych własnych interesów? Sono costra nostra – powiedział don Corleone. – One są naszą sprawą. Sami będziemy kierować naszym światem, bo to jest nasz świat, cosa nostra. Dlatego musimy trzymać się razem i strzec się ludzi z zewnątrz. Inaczej wsadzą nam kółko w nozdrza, tak jak je wsadzali milionom neapolitańczyków i innych Włochów w tym kraju.

Z tej przyczyny wyrzekam się dla dobra ogółu zemsty za mego zabitego syna. Przysięgam teraz, że dopóki będę odpowiedzialny za postępowanie mojej Rodziny, nikt nie podniesie palca na żadnego z tu obecnych bez sprawiedliwej przyczyny i skrajnej prowokacji. Gotów jestem poświęcić moje interesy handlowe dla wspólnego dobra. To jest moje słowo, to jest mój honor, a są tu tacy, którzy wiedzą, że nigdy nie sprzeniewierzyłbym się ani jednemu, ani drugiemu.

Ale mam też swój własny interes. Mój najmłodszy syn musiał uciekać, oskarżony o zamordowanie Sollozza i kapitana policji. Obecnie muszę poczynić kroki, ażeby mógł bezpiecznie wrócić do domu, oczyszczony ze wszystkich zarzutów. To moja sprawa i ja poczynię te kroki. Może będę musiał odnaleźć prawdziwych winowajców czy może będę musiał przekonać władze o jego niewinności, a może świadkowie i informatorzy odwołają swe kłamstwa. Ale powtarzam, że to jest moja sprawa, i ufam, że będę mógł sprowadzić syna do domu.

Pozwólcie jednak, że powiem, co następuje. Jestem człowiekiem przesądnym, to śmieszna słabostka, ale muszę ją tutaj wyznać. Dlatego też gdyby mojego najmłodszego syna spotkał jakiś nieszczęśliwy wypadek, gdyby jakiś funkcjonariusz policji zastrzelił go przypadkowo, gdyby powiesił się w swojej celi, gdyby pojawili się nowi świadkowie, aby potwierdzić jego winę, moja przesądność kazałaby mi uważać, że jest to rezultatem złej woli nadal żywionej wobec mnie przez kogoś z tu obecnych. Pozwólcie, że posunę się dalej. Gdyby piorun uderzył mojego syna, będę za to winił niektórych z tu obecnych. Gdyby jego samolot spadł do morza czy jego statek pogrążył się w falach oceanu, gdyby nabawił się śmiertelnej febry, gdyby pociąg uderzył w jego samochód, to moja przesądność jest taka, że przypisałbym to złej woli tutaj obecnych. Panowie, tej złej woli, tego pecha, nie mógłbym przebaczyć nigdy. Ale poza tym przysięgam na dusze moich wnuków, że nigdy nie złamię pokoju, który zawarliśmy. Ostatecznie, czyż nie jesteśmy lepsi od tych pezzonovanti, którzy za naszego życia pozabijali nieprzeliczone rzesze ludzi?

Z tymi słowy don Corleone ruszył ze swego miejsca i podszedł do siedzącego dona Phillipa Tattaglii. Tattaglia powstał i obaj mężczyźni objęli się, całując wzajemnie w policzki. Inni obecni w pokoju donowie zaczęli klaskać i wstali, by ściskać dłonie każdemu, kto się nawinął, oraz winszować donowi Corleone i donowi Tattaglii ich nowej przyjaźni. Nie była to może najserdeczniejsza przyjaźń na świecie, obaj nie mieli posyłać sobie życzeń gwiazdkowych, ale nie mieli też mordować się nawzajem. Była to przyjaźń wystarczająca w tym świecie, wszystko, czego było potrzeba.

Ponieważ jego syn, Freddie, znajdował się pod opieką Rodziny Molinarich na Zachodnim Wybrzeżu, don Corleone pozostał chwilę po zebraniu z donem z San Francisco, aby mu podziękować. Molinari powiedział dostatecznie dużo, aby don Corleone mógł się zorientować, że Freddie znalazł tam miejsce dla siebie, że jest zadowolony i stał się nawet kobieciarzem. Podobno ma talent do prowadzenia hotelu. Don Corleone potrząsnął ze zdumieniem głową, tak jak to czyni wielu ojców, gdy dowiadują się o niespodziewanych zdolnościach swoich dzieci. Czyż nie jest prawdą, że największe nieszczęścia przynoszą czasem nieprzewidziane korzyści? Obaj zgodzili się, że tak właśnie było. Tymczasem don Corleone dał jasno do zrozumienia donowi z San Francisco, że czuje się jego wielkim dłużnikiem za tę wielką przysługę, jaką była opieka nad Freddiem. Oświadczył mu, że użyje swych wpływów, ażeby główne imprezy wyścigowe były zawsze dostępne dla jego ludzi, bez względu na to, jakie zmiany nastąpią w strukturze władzy w ciągu następnych lat, co było ważną gwarancją, jako że walka o te przedsięwzięcia stale podsycała stare urazy; dodatkowo komplikował wszystko fakt, że na imprezach wyścigowych położyli swą ciężką rękę ludzie z Chicago. Jednakże don Corleone nie był pozbawiony wpływów nawet w owej krainie barbarzyńców, toteż jego obietnica była na wagę złota.

Zapadł już wieczór, zanim don Corleone, Tom Hagen oraz kierowca z obstawy, którym był Rocco Lampone, przybyli do ośrodka na Long Beach. Kiedy weszli do domu, don zwrócił się do Hagena:

– Nasz szofer, ten Lampone; miej na niego oko. Myślę, że ten chłopak jest wart czegoś lepszego.

Hagen zastanowił się nad tą uwagą. Lampone przez cały dzień nie powiedział ani słowa, nawet nie zerknął na dwóch mężczyzn na tylnym siedzeniu. Otworzył drzwi donowi, auto czekało przed bankiem, gdy wychodzili, robił wszystko jak należy, ale nie lepiej niż każdy dobrze wyszkolony szofer. Najwyraźniej oko dona dostrzegło coś, czego on sam nie zauważył.

Don odprawił Hagena i kazał mu przyjść po kolacji. Ale polecił mu nie spieszyć się i trochę odpocząć, ponieważ czeka ich długa noc narad. Powiedział też Hagenowi, żeby sprowadził Clemenzę i Tessia. Niech przyjdą o dziesiątej, nie wcześniej. Hagen miał powiadomić Clemenzę i Tessia o przebiegu popołudniowego zebrania.

O dziesiątej don czekał już na trzech mężczyzn w swym gabinecie, narożnym pokoju z biblioteką prawniczą oraz specjalnym telefonem. Była tam taca z butelkami whisky, lodem i wodą sodową. Don udzielił instrukcji.

– Dziś po południu zawarliśmy pokój – powiedział. – Zaręczyłem moim słowem i honorem, i to powinno wam wszystkim wystarczyć. Ale nasi przyjaciele nie są zbyt godni zaufania, więc nadal miejmy się na baczności. Nie chcemy więcej przykrych niespodzianek. – Don obrócił się do Hagena. – Zwolniłeś zakładników Bocchicchiów?

Hagen kiwnął głową.

– Zadzwoniłem do Clemenzy, jak tylko wróciłem do domu.

Corleone obrócił się do masywnego Clemenzy. Caporegime skinął głową.

– Wypuściłem ich. Ojcze Chrzestny, czy to możliwe, żeby jakiś Sycylijczyk był taki tępy, jak to udają Bocchicchiowie?

Don Corleone uśmiechnął się z lekka.

– Są dostatecznie sprytni, żeby dobrze zarabiać na życie. Czy to takie konieczne, żeby być jeszcze sprytniejszym? To nie Bocchicchiowie są przyczyną zamętu na tym świecie. Ale prawda, że nie mają sycylijskiej głowy.

Teraz, kiedy wojna się zakończyła, wszyscy byli odprężeni. Don Corleone sam zmieszał drinki i podał je każdemu. Pociągnął ostrożnie łyk i zapalił cygaro.

– Nie chcę żadnych prób wykrycia, co przydarzyło się Sonny’emu, to już zakończone i ma być zapomniane. Chcę całkowitej współpracy z innymi Rodzinami, nawet jeżeli zrobią się trochę zachłanne i nie będziemy dostawać należytych udziałów. Nie chcę, żeby cokolwiek zerwało ten pokój bez względu na wszelkie prowokacje, dopóki nie znajdziemy sposobu sprowadzenia Michaela do domu. I to jest pierwsza rzecz, którą winniście mieć na uwadze. Pamiętajcie, że kiedy wróci, ma wrócić absolutnie zabezpieczony. Nie przed Tattagliami czy Barzinimi. Idzie mi o policję. Jasne, możemy pozbyć się faktycznych dowodów przeciwko niemu. Ten kelner nie będzie zeznawał ani ten świadek czy rewolwerowiec, czy kim tam był. Prawdziwe dowody to nasze najmniejsze zmartwienie, bo o nich wiemy. Martwić musimy się tym, czy policja nie sfabrykuje dowodów fałszywych, ponieważ donosiciele zapewnili ją, że to Michael Corleone zabił ich kapitana. Więc dobrze. Musimy zażądać, żeby Pięć Rodzin zrobiło wszystko, co w ich mocy, aby sprostować to przypuszczenie policji. Wszyscy ich informatorzy współpracujący z policją muszą wystąpić z nowymi relacjami. Myślę, że po moim dzisiejszym przemówieniu zrozumieją, że to leży w ich interesie. Ale to nie wystarczy. Musimy wystąpić z czymś specjalnym, żeby Michael już nigdy więcej nie musiał się o to martwić. Inaczej nie ma sensu, żeby wracał do tego kraju. Więc wszyscy pomyślmy o tym. To jest najważniejsza sprawa.

79
{"b":"101345","o":1}