Литмир - Электронная Библиотека

– A co ze śpiewaniem później? Jak to wpłynie na mój śpiew?

Jules wzruszył ramionami.

– Co do tego nie ma gwarancji. Ale skoro pan teraz śpiewać nie może, to co za różnica?

Fontane popatrzył na niego z niesmakiem.

– Chłopcze, nawet nie wiesz, o czym mówisz. Zachowujesz się tak, jakbyś mi podawał dobrą wiadomość, a tymczasem sprowadza się to do tego, że może nie będę już śpiewał. Czy tak jest? Może nie będę już śpiewał?

W końcu Julesa ogarnęło obrzydzenie. Postąpił jak rzetelny lekarz i to mu sprawiało przyjemność. Zrobił temu draniowi prawdziwą uprzejmość, a ten się zachowywał tak, jakby mu zrobiono świństwo. Powiedział zimno:

– Niech pan posłucha, panie Fontane. Jestem doktorem medycyny i proszę do mnie mówić „doktorze”, a nie „chłopcze”. A podałem panu rzeczywiście bardzo dobrą wiadomość. Kiedy pana tu przyprowadziłem, byłem pewny, że ma pan w krtani złośliwą narośl, która będzie wymagała wycięcia całej pańskiej skrzynki głosowej. Albo która może pana zabić. Martwiłem się, że może będę musiał panu powiedzieć, że jest pan nieboszczykiem. I byłem taki uradowany, kiedy mogłem powiedzieć słowo „brodawki”. Bo pański śpiew dawał mi tyle przyjemności, pomagał uwodzić dziewczyny, kiedy byłem młodszy, i pan jest prawdziwym artystą. Ale także ogromnie zepsutym facetem. Myśli pan, że ponieważ jest Johnnym Fontane, nie może pan dostać raka? Albo nieuleczalnego guza na mózgu? Albo zawału serca? Myśli pan, że pan nigdy nie umrze? No więc, nie wszystko jest słodką muzyką i jeżeli pan chce zobaczyć prawdziwe nieszczęście, to proszę się przejść po tym szpitalu, a zaśpiewa pan pieśń miłosną o brodawkach. Dlatego niech pan da spokój z bzdurami i weźmie się do tego, co pan musi zrobić. Ten pański medyczny Adolf Menjou może panu sprowadzić odpowiedniego chirurga, ale gdyby sam spróbował wejść na salę operacyjną, proponuję, żeby pan kazał go zaaresztować za usiłowanie morderstwa.

Jules ruszył do wyjścia, gdy wtedy odezwał się Valenti:

– Pierwsza klasa, doktorku, tak trzeba do niego gadać.

Jules okręcił się w miejscu i zapytał:

– Pan zawsze oliwi się przed południem?

– Jasne – odparł Valenti i wyszczerzył do niego zęby z takim humorem, że Jules powiedział łagodniej, niż zamierzał:

– Musi pan sobie zdać sprawę, że jeżeli pan będzie dalej tak postępował, to w ciągu pięciu lat będzie z pana nieboszczyk.

Valenti zbliżał się do niego drobnymi tanecznymi krokami. Objął go, a jego oddech ział whisky. Śmiał się bardzo serdecznie.

– Pięć lat? – zapytał, ciągle się śmiejąc. – To potrwa aż tak długo?

W miesiąc po operacji Lucy Mancini siedziała nad hotelowym basenem w Vegas, trzymając w jednej ręce cocktail, a drugą gładząc głowę Julesa, złożoną na jej kolanach.

– Nie musisz dodawać sobie odwagi – powiedział Jules żartobliwie. – Mam szampana przygotowanego w naszym pokoju.

– Jesteś pewien, że już można, tak prędko? – zapytała Lucy.

– Ja tu jestem doktorem – odparł Jules. – Dziś jest ta ważna noc. Czy zdajesz sobie sprawę, że będę pierwszym chirurgiem w historii medycyny, który wypróbuje wyniki swojej „medycznej nowości”? No wiesz, Przedtem a Potem. Będę miał frajdę, pisząc o tym do czasopism. Na przykład: O ile Przedtem było wyraźnie przyjemne z przyczyn psychologicznych oraz dzięki wyrafinowaniu chirurga-instruktora, to coitus pooperacyjny okazał się niezmiernie zadowalający wyłącznie z neurologicznych… – przerwał, bo Lucy szarpnęła go za włosy tak mocno, że krzyknął z bólu. Uśmiechnęła się do niego.

– Jeżeli dzisiejszej nocy nie będziesz zadowolony, będę mogła naprawdę uznać, że to twoja wina.

– Ręczę za moją pracę. Ja ją zaplanowałem, chociaż pozwoliłem staremu Kellnerowi wykonać ręczną robotę – stwierdził Jules. – A teraz odpocznijmy. Mamy przed sobą długą noc badań naukowych.

Kiedy poszli do swego apartamentu – mieszkali teraz razem – na Lucy czekała niespodzianka: wykwintna kolacja, a obok jej kieliszka do szampana pudełeczko od jubilera, w środku zaś pierścionek zaręczynowy z ogromnym brylantem.

– To ci pokazuje, jakie mam zaufanie do swojej pracy – rzekł Jules. – A teraz postarajmy się, żebyś na nie zasłużyła.

Był z nią bardzo czuły, bardzo delikatny. Z początku trochę się bała, jej ciało cofało się przed jego dotknięciem, ale potem, uspokojona, poczuła, że wzbiera w niej namiętność, jakiej nigdy nie zaznała, i kiedy po pierwszym razie Jules szepnął: „Zrobiłem dobrą robotę”, odszepnęła mu: „O, tak, zrobiłeś, tak, zrobiłeś”. I oboje roześmiali się do siebie, zaczynając na nowo pieszczoty.

Księga szósta

Rozdział 23

Michael Corleone po pięciu miesiącach wygnania na Sycylii zrozumiał nareszcie charakter ojca i jego przeznaczenie. Zrozumiał takich ludzi, jak Luca Brasi, jak bezlitosny caporegime Clemenza, zrozumiał rezygnację matki i akceptowanie przez nią swej roli. Albowiem na Sycylii przekonał się, czym by byli, gdyby nie postanowili zmagać się ze swoim losem. Zrozumiał, dlaczego don zawsze mawiał: „Człowiek ma tylko jedno przeznaczenie”. Zrozumiał pogardę dla władzy i legalnego rządu, nienawiść do każdego człowieka, który łamał omerta, nakaz milczenia.

Michael, odziany w stare ubranie i czapkę z daszkiem, został przewieziony ze statku, który zawinął do Palermo, w głąb wyspy sycylijskiej, do samego serca prowincji opanowanej przez mafię, gdzie miejscowy capo mafioso miał wobec jego ojca wielki dług wdzięczności za jakąś dawną przysługę. W prowincji tej znajdowało się miasteczko Corleone, którego nazwę przybrał don jako nazwisko, gdy dawno temu emigrował do Ameryki. Żaden z krewnych dona już nie żył. Kobiety poumierały ze starości. Wszyscy mężczyźni polegli w vendettach albo również wyemigrowali do Ameryki, Brazylii bądź do jakiejś prowincji na włoskim lądzie stałym. Michael miał się później dowiedzieć, że to małe, nawiedzone przez nędzę miasteczko miało najwyższy procent morderstw ze wszystkich miejscowości na świecie.

Michael został ulokowany jako gość w domu nieżonatego wuja owego capo mafioso. Wuj ten, mający siedemdziesiąt parę lat, był zarazem lekarzem okręgowym. Capo mafioso był blisko sześćdziesięcioletnim mężczyzną nazwiskiem don Tommasino i pracował jako gabbellotto w olbrzymich dobrach należących do jednego z najbardziej arystokratycznych rodów sycylijskich. Gabbellotto, będący rodzajem rządcy w majątkach bogaczy, gwarantował również, że ubodzy nie będą usiłowali domagać się nieuprawianej ziemi ani żadnym sposobem naruszać własności pana przez kłusownictwo czy próby gospodarowania „na dziko”. Krótko mówiąc, gabbellotto był to mafioso, który za pewną sumę pieniędzy ochraniał majątki bogaczy przed wszelkimi zakusami ubogich, legalnymi czy nielegalnymi. Kiedy jakiś biedny chłop usiłował egzekwować prawo, które mu pozwalało zakupić nieuprawianą ziemię, gabbellotto odstraszał go, grożąc uszkodzeniem ciała albo śmiercią. Było to całkiem proste.

Don Tommasino również sprawował kontrolę nad prawami wodnymi w okolicy i zakładał weto przeciwko budowie na tym terenie jakichkolwiek nowych tam przez rząd w Rzymie. Takie tamy zniweczyłyby zyskowny interes, jakim było sprzedawanie wody z podlegających mu studni artezyjskich, gdyż woda stałaby się zbyt tania, co zrujnowałoby całą ważną gospodarkę wodną, tak pracowicie tworzoną przez setki lat. Jednakże don Tommasino był staroświeckim szefem mafii i nie chciał mieć nic wspólnego z narkotykami czy prostytucją. Don Tommasino był w niezgodzie z nowym typem mafijnych przywódców, pojawiających się w dużych miastach, takich jak Palermo – ludzi nowych, którzy, pozostając pod wpływem amerykańskich gangsterów deportowanych do Włoch, nie mieli takich skrupułów.

Szef mafii był ogromnie korpulentnym mężczyzną, „człowiekiem z brzuchem” zarówno dosłownie, jak w tym przenośnym sensie, który oznaczał człowieka mogącego budzić lęk w swoich bliźnich. Pod jego opieką Michael nie miał się czego obawiać, lecz mimo to uważano za konieczne trzymać w tajemnicy tożsamość zbiega. Dlatego też Michaelowi wolno było przebywać tylko na obwiedzionej murem posiadłości doktora Tazy, wuja dona.

87
{"b":"101345","o":1}