Литмир - Электронная Библиотека

Nazajutrz rano Michael Corleone otrzymał wiadomość od Moe Greene’a: nie sprzeda swojego udziału w hotelu za żadną cenę. Wiadomość tę przyniósł Freddie. Michael wzruszył ramionami i powiedział do brata:

– Chcę się zobaczyć z Ninem przed powrotem do Nowego Jorku.

W apartamencie Nina zastali Johnny’ego Fontane, który siedział na kanapie i jadł śniadanie. Jules badał Nina za zaciągniętymi kotarami sypialni. Wreszcie kotary się rozchyliły.

Michaela przeraził wygląd Nina. Ten człowiek najwyraźniej się kończył. Oczy miał zamglone, usta obwisłe, wszystkie mięśnie twarzy zwiotczałe. Michael usiadł przy łóżku:

– Nino, miło jest cię zobaczyć. Don stale pyta o ciebie.

Nino uśmiechnął się, był to ten jego dawny uśmiech.

– Powiedz mu, że jestem umierający. Powiedz mu, że przemysł rozrywkowy jest niebezpieczniejszy od handlu oliwą.

– Nic ci nie będzie – odrzekł Michael. – Gdybyś miał jakieś kłopoty, w których Rodzina mogłaby ci dopomóc, to tylko daj mi znać.

Nino potrząsnął głową.

– Nic takiego nie ma. Nic.

Michael pogadał z nim jeszcze chwilę i wyszedł. Freddie odwiózł go i jego towarzyszy na lotnisko, ale na życzenie Michaela nie czekał do momentu odlotu. Kiedy Michael wsiadał do samolotu z Tomem Hagenem i Alem Neri, obrócił się do Neriego i spytał:

– Zapamiętałeś go sobie dobrze?

Neri poklepał się po czole.

– Moe Greene jest tu sfotografowany i zanotowany.

Rozdział 28

Podczas powrotnego lotu do Nowego Jorku Michael Corleone odprężył się i próbował zasnąć. Na próżno. Zbliżał się najstraszniejszy okres jego życia, być może nawet zgubny. Nie można było dłużej tego odkładać. Wszystko było przygotowane, przedsięwzięto wszelkie środki ostrożności, a trwało to dwa lata. Nie mogło być dalszej zwłoki. Kiedy w ubiegłym tygodniu don oficjalnie oznajmił caporegime’om i innym członkom Rodziny Corleone, że się wycofuje, Michael wiedział, że ojciec w ten sposób daje mu do zrozumienia, iż nadszedł już czas.

Minęły prawie trzy lata, odkąd powrócił do domu, a przeszło dwa od jego ślubu z Kay. Te trzy lata spędził na zapoznawaniu się z rodzinnymi interesami. Trawił długie godziny z Tomem Hagenem, długie godziny z donem. Był zdumiony tym, jaka naprawdę bogata i potężna jest Rodzina Corleone. Posiadała niezmiernie wartościowe nieruchomości w centrum Nowego Jorku – całe gmachy biurowe. Przez podstawione osoby była wspólniczką dwóch domów maklerskich na Wall Street, banków na Long Island, kilku firm odzieżowych, a wszystko to poza swoimi nielegalnymi operacjami w dziedzinie gier hazardowych.

Najbardziej interesującą rzeczą, jakiej dowiedział się Michael, dokonując przeglądu dotychczasowych transakcji Rodziny Corleone, było to, że Rodzina otrzymywała wkrótce po wojnie opłaty za ochronę od grupy fałszerzy płyt patefonowych. Fałszerze ci sporządzali i sprzedawali duplikaty nagrań słynnych artystów i załatwiali to tak zręcznie, że nigdy ich nie przyłapano. Naturalnie od płyt, które sprzedawali do sklepów, artyści oraz wytwórnie nie otrzymywali ani centa. Michael Corleone zauważył, że Johnny Fontane stracił na tych fałszerstwach masę pieniędzy, ponieważ w owym czasie, na krótko przed utratą głosu, jego płyty były najpopularniejsze w kraju.

Zapytał o to Toma Hagena. Dlaczego don pozwalał fałszerzom oszukiwać swojego chrzestnego syna? Hagen wzruszył ramionami. Biznes to biznes. Johnny był w niełasce u dona, bo rozwiódł się ze swoją ukochaną z dzieciństwa, aby poślubić Margot Ashton. To się ogromnie nie podobało donowi.

– Jak to się stało, że ci goście przerwali swoją działalność? – zapytał Michael. – Gliny się do nich dobrały?

Hagen potrząsnął głową.

– Don cofnął im swoją ochronę. To było zaraz po ślubie Connie.

Był to układ rzeczy, z którym miał spotykać się często: don pomagał w nieszczęściu tym, których nieszczęście sam częściowo spowodował. Może nie przez przebiegłość ani rozmyślnie, ale ze względu na różnorodność swych interesów czy ze względu na naturę świata – splatanie się dobra i zła, naturalne samo w sobie.

Michael wziął ślub z Kay w Nowej Anglii, cichy ślub, na którym obecna była tylko jej rodzina i paru przyjaciół. Potem wprowadzili się do jednego z domów w ośrodku w Long Beach. Michael zdumiewał się widząc, jak dobrze Kay ułożyła sobie stosunki z jego rodzicami oraz innymi ludźmi mieszkającymi w ośrodku. I oczywiście od razu zaszła w ciążę, tak jak przystało na dobrą włoską żonę w starym stylu, co także pomogło. Drugie dziecko w drodze w ciągu dwóch lat to była po prostu bomba.

Kay miała go oczekiwać na lotnisku, zawsze przyjeżdżała go powitać i zawsze tak się cieszyła, kiedy wracał z podróży. A i on także. Ale nie tym razem. Albowiem zakończenie tej podróży oznaczało, że wreszcie musi podjąć działanie, do którego przysposabiano go przez ostatnie cztery lata. Don czekał na niego. Czekali na niego caporegime’owie. A on, Michael Corleone, miał teraz wydać rozkazy, powziąć decyzje, przesądzające o losie jego samego i jego Rodziny.

Co rano, kiedy Kay Adams Corleone wstawała, aby zająć się pierwszym karmieniem dziecka, widziała mamę Corleone, żonę dona, wyjeżdżającą z ośrodka wraz z jednym z goryli i wracającą w godzinę później. Kay wkrótce dowiedziała się, że jej teściowa co rano udaje się do kościoła. Często po powrocie starsza pani zachodziła do niej na poranną kawę i żeby odwiedzić swego nowego wnuka.

Mama Corleone zawsze zaczynała od wypytywania Kay, dlaczego nie pomyślała o tym, by zostać katoliczką, nie bacząc na fakt, że dziecko Kay już otrzymało chrzest protestancki. Toteż Kay uznała za właściwe zapytać starszej pani, dlaczego jeździ co rano do kościoła, czy to jest nieodzowne, kiedy się jest katolikiem.

Starsza pani, jak gdyby myśląc, że może to powstrzymywało Kay od nawrócenia, zaprzeczyła:

– O nie, nie, niektórzy katolicy chodzą do kościoła tylko na Wielkanoc i w Boże Narodzenie. Idzie się, kiedy ma się ochotę.

Kay roześmiała się.

– To dlaczego mama chodzi co rano?

W najnaturalniejszy sposób mama Corleone wyjaśniła:

– Chodzę dla mojego męża – wskazała w stronę podłogi – żeby się nie dostał tam. – Przerwała. – Modlę się co dzień za jego duszę, żeby poszedł tam – wskazała ku niebu. Mówiła to z chytrym uśmiechem, tak jakby ta sprawa była przegrana. Było to powiedziane niemal żartobliwie, właściwym jej tonem surowej starej Włoszki. I tak jak zawsze pod nieobecność męża, była w tym nuta nieposzanowania dla wielkiego dona.

– Jak się czuje don? – spytała uprzejmie Kay.

Mama Corleone wzruszyła ramionami.

– Nie jest już ten sam, odkąd go postrzelili. Pozwala Michaelowi robić całą robotę, a sam tylko się cacka z tym swoim ogrodem, swoją papryką i pomidorami. Tak jakby wciąż jeszcze był chłopakiem ze wsi. Ale mężczyźni zawsze są tacy.

Później przed południem Connie Corleone przychodziła z dwojgiem swoich dzieci odwiedzić Kay i pogadać. Kay lubiła Connie, podobała jej się jej żywość, wyraźne przywiązanie do brata, Michaela. Connie nauczyła Kay gotować niektóre włoskie potrawy, ale czasami przynosiła swoje własne, umiejętnie przyrządzone, by Michael ich pokosztował.

Tego rana, jak zwykle, zapytała Kay, co Michael myśli o jej mężu, Carlu. Czy go naprawdę lubi, tak jak się wydawało? Carlo dawniej miał ciągle drobne zatargi z rodziną, ale w ostatnich latach się ustatkował. Radził sobie naprawdę dobrze w związku zawodowym, tylko że musiał pracować tak ciężko, tyle godzin. Connie zawsze mówiła, że Carlo naprawdę lubi Michaela. Tylko że każdy lubi Michaela, tak samo jak każdy lubi jej ojca. Michael to wykapany don. Bardzo dobrze, że będzie prowadził rodzinny interes handlu oliwą.

Kay zauważyła już przedtem, że kiedy Connie mówiła o swoim mężu w powiązaniu z rodziną, zawsze nerwowo, skwapliwie wyczekiwała jakiegoś słowa pochwały dla Carla. Kay byłaby niemądra, gdyby nie dostrzegła pełnej obawy troski Connie o to, czy Michael lubi Carla, czy nie. Któregoś wieczora powiedziała o tym Michaelowi i napomknęła o fakcie, że nikt nigdy nie mówi o Sonnym Corleone, nikt nawet go nie wspomina, przynajmniej w jej obecności. Kay raz popróbowała wyrazić współczucie donowi i jego żonie, którzy wysłuchali tego w niemal niegrzecznym milczeniu, a potem całkowicie zignorowali. Usiłowała skłonić Connie do rozmowy o starszym bracie, ale bez powodzenia.

106
{"b":"101345","o":1}