Литмир - Электронная Библиотека

– W Harlemie jest paru bardzo twardych gości – zauważył Hagen. – Posmakowali dużych pieniędzy. Nie będą chcieli wrócić do pozycji agentów czy bankierów.

Sonny wzruszył ramionami.

– Tylko podaj ich nazwiska Clemenzie. Już jego rzecz, żeby ich wyregulować.

Clemenza zapewnił Hagena:

– Żaden problem.

Tessio był tym, który wysunął najważniejszą kwestię.

– Jak już przystąpimy do operacji, Pięć Rodzin zacznie swoje skoki. Uderzą naszych bankierów w Harlemie i naszych bukmacherów na East Side. Mogą nawet spróbować rozbić te zakłady odzieżowe, które obsługujemy. Ta wojna będzie kosztowała masę pieniędzy.

– Może tego nie zrobią – odparł Sonny. – Wiedzą, że też ich zaraz uderzymy. Porobiłem sondaże pokojowe i może uda nam się wszystko załatwić przez zapłacenie odszkodowania za tego chłopaka Tattagliów.

– Oni nie palą się do tych negocjacji – powiedział Hagen. – W ostatnich paru miesiącach stracili kupę forsy i obwiniają nas za to. I słusznie. Przypuszczam, że chcą, żebyśmy zgodzili się przystąpić do handlu narkotykami, użyć politycznych wpływów Rodziny. Innymi słowy, propozycja Sollozza bez Sollozza. Ale nie poruszą tego, dopóki nie dadzą nam w kość jakąś akcją bojową. Wyobrażają sobie, że potem, kiedy nas zmiękczą, wysłuchamy propozycji co do narkotyków.

– Żadnego układu o narkotykach – uciął Sonny. – Don powiedział „nie” i będzie „nie”, dopóki tego nie zmieni.

Hagen odrzekł z ożywieniem:

– W takim razie stoimy wobec problemu taktycznego. Nasze pieniądze są w obiegu. Bukmacherka i gry liczbowe. Możemy oberwać. A Rodzina Tattagliów ma prostytucję, call girls i związki dokerów. Jak, u diabła, mamy ich uderzyć? Inne Rodziny coś kręcą w hazardzie. Ale większość zajmuje się przemysłem budowlanym, lichwiarstwem, kontrolowaniem związków, uzyskiwaniem kontaktów rządowych. Wyciągają dużo z wymuszeń i innych rzeczy, które uderzają w niewinnych ludzi. Ich pieniądze nie krążą po ulicach. Nocny lokal Tattagliów jest zanadto sławny, żeby go tknąć, to by narobiło za dużo smrodu. A póki don jest wyłączony z akcji, ich wpływy polityczne dorównują naszym. Więc tutaj mamy prawdziwy problem.

– To jest mój problem, Tom – powiedział Sonny. – Ja znajdę rozwiązanie. Podtrzymaj negocjacje i dalej załatwiaj to drugie. Wróćmy do interesów i zobaczymy, co będzie. Wtedy zaczniemy od tego punktu. Clemenza i Tessio mają do licha i trochę żołnierzy, możemy dorównać Pięciu Rodzinom broń w broń, jeżeli tak chcą to załatwić. Po prostu pójdziemy na materace.

Nie było trudności z wysadzeniem „dzikich” murzyńskich bankierów z interesu. Policja została poinformowana i dobrała się do nich. Ze specjalną gorliwością. W owym czasie Murzyn nie miał możliwości opłacenia wyższego urzędnika policyjnego czy politycznego, żeby prowadzić takie operacje. Wynikało to bardziej z uprzedzeń rasowych i rasowej nieufności niż z czegokolwiek innego. Ale Harlem zawsze uważano za pomniejszy problem i jego załatwienie było przewidywane.

Pięć Rodzin uderzyło w niespodziewanym kierunku. Zostali zabici dwaj potężni przedstawiciele zawodowego związku odzieżowego, którzy byli członkami Rodziny Corleone. A potem lichwiarzy Corleone’ów wyparto z nabrzeży portowych, podobnie jak bukmacherów Rodziny.

Lokalne oddziały związku zawodowego dokerów przeszły na stronę Pięciu Rodzin. Bukmacherom Corleone’ów w całym mieście grożono, by ich nakłonić do zmiany przynależności. Największy bankier od gier liczbowych w Harlemie, stary przyjaciel i sojusznik Rodziny Corleone, został brutalnie zamordowany. Nie było już wyboru. Sonny rozkazał swoim caporegime’om iść na materace.

Wynajęto dwa mieszkania w mieście i wyposażono je w materace, na których mieli sypiać cyngle, w lodówkę z jedzeniem, w broń i amunicję. Clemenza obsadził jedno mieszkanie, a Tessio drugie. Bukmacherzy od gier liczbowych w Harlemie co do jednego przeszli na stronę wroga i chwilowo nie można było nic na to poradzić. Wszystko to kosztowało Rodzinę Corleone masę pieniędzy, a wpływy były bardzo niewielkie. Po kilku miesiącach inne rzeczy stały się oczywiste. Najważniejszą było to, że Rodzina Corleone się przeliczyła.

Były po temu przyczyny. Ponieważ don był jeszcze zbyt osłabiony, aby odegrać jakąś rolę, siła polityczna Rodziny została w dużej mierze nadwątlona. Poza tym ostatnie dziesięć lat pokoju poważnie nadwerężyło walory bojowe obu caporegime’ów, Clemenzy i Tessia. Clemenza był nadal sprawnym wykonawcą wyroków i administratorem, ale już nie miał energii ani młodzieńczej siły, aby dowodzić oddziałami. Tessio zmiękł z wiekiem i nie był już dostatecznie bezwzględny. Tom Hagen, pomimo swoich uzdolnień, po prostu nie nadawał się na consigliora w okresie wojennym. Jego główną wadę stanowiło to, że nie był Sycylijczykiem.

Sonny Corleone dostrzegał te słabości w wojennej sytuacji Rodziny, ale nie mógł przedsięwziąć żadnych kroków, by temu zaradzić. Nie był donem, a tylko don mógł zmienić caporegime’ów i consigliora. A sam akt zmiany uczyniłby sytuację jeszcze bardziej niebezpieczną, mógł doprowadzić do jakiejś zdrady. Z początku Sonny myślał o prowadzeniu akcji opóźniającej, dopóki don nie wydobrzałby dostatecznie, aby przejąć dowodzenie, ale z uwagi na odstępstwo bankierów od gier i sterroryzowanie bukmacherów, położenie Rodziny stawało się niebezpieczne. Postanowił odparować uderzenie.

Jednakże zdecydował się zadać cios w samo serce wroga. Zaplanował egzekucję głów Pięciu Rodzin w ramach jednego wielkiego manewru taktycznego. W tym celu wprowadził w życie wymyślny system śledzenia owych przywódców. Ale po tygodniu nieprzyjacielscy wodzowie zeszli do podziemia i nie widywano ich więcej publicznie.

Pięć Rodzin oraz imperium Corleone znalazło się w impasie.

Rozdział 18

Amerigo Bonasera mieszkał zaledwie o kilka przecznic od swego zakładu pogrzebowego na Mulberry Street, toteż zawsze przychodził na kolację do domu. Wieczorami wracał do miejsca pracy, przyłączając się sumiennie do żałobników oddających hołd zmarłym, których zwłoki były wystawione w jego posępnych salonach.

Zawsze miał za złe dowcipy na temat swojej profesji, makabrycznych szczegółów technicznych, które były tak mało ważne. Ma się rozumieć nikt z jego przyjaciół, krewnych czy sąsiadów nie robiłby takich dowcipów. Każdy zawód był godny szacunku dla ludzi, którzy od wieków zarabiali w pocie czoła na chleb.

Teraz, siedząc z żoną przy kolacji w swoim solidnie umeblowanym mieszkaniu, ze złoconymi posążkami Najświętszej Panny, oświetlonymi przez świece migocące za czerwonymi szkiełkami na kredensie, Bonasera zapalił camela i wziął sobie na odprężenie szklankę amerykańskiej whisky. Żona przyniosła do stołu dymiące talerze zupy. Byli teraz zupełnie sami; córkę wysłał do Bostonu, do siostry matki, gdzie mogłaby zapomnieć o swoim strasznym przeżyciu i obrażeniach doznanych z rąk owych dwóch łobuzów, których pokarał don Corleone.

Kiedy jedli zupę, żona spytała:

– Wracasz dziś wieczorem do zakładu?

Amerigo Bonasera kiwnął głową. Żona szanowała jego pracę, ale jej nie rozumiała. Nie rozumiała, że strona techniczna jego zawodu jest najmniej ważna. Podobnie jak większość ludzi myślała, iż płacą mu za umiejętność nadania zmarłym złożonym do trumny takiego wyglądu jak za życia. I istotnie, ta jego umiejętność była legendarna. Ale jeszcze ważniejsza, jeszcze bardziej nieodzowna była jego obecność podczas czuwania przy zwłokach. Kiedy osierocona rodzina przybywała wieczorem, by przyjąć krewnych i przyjaciół przy trumnie swego nieodżałowanego, potrzebowała mieć przy sobie Ameriga Bonaserę.

Był bowiem sumiennym przewodnikiem śmierci. Z twarzą zawsze poważną, ale pełną mocy i pokrzepienia, głosem nie drżącym, ale stłumionym do niższych rejestrów, przewodził żałobnemu rytuałowi. Potrafił uciszyć boleść zbyt niestosowną, wyłajać niesforne dzieci, których rodzice nie mieli serca ukarać. Nigdy nie przesadzając w czułości swych kondolencji, nie był jednak nonszalancki. Kiedy jakaś rodzina raz skorzystała z usług Ameriga Bonasery dla wyprawienia w drogę swojego nieodżałowanego, wracała doń za każdym razem. On zaś nigdy, nigdy nie opuszczał swojego klienta owego straszliwego ostatniego wieczora na powierzchni ziemi.

68
{"b":"101345","o":1}