Clemenza i Tessio, rozumiejąc to zupełnie opacznie, myśląc, że Sonny wyśmiewa się z brawury młodszego brata robiącego taką propozycję, także uśmiechali się szeroko i trochę protekcjonalnie do Michaela. Tylko Hagen roztropnie zachowywał nieprzenikniony wyraz twarzy.
Michael rozejrzał się po wszystkich, po czym popatrzał na Sonny’ego, który wciąż nie mógł pohamować śmiechu.
– Ty kropniesz ich obu? – zapytał Sonny. – Słuchaj, chłopaku, nie dadzą ci za to medali, posadzą cię na krześle elektrycznym. Wiesz o tym? To nie jest robota dla bohaterów, nie strzelasz do ludzi z odległości mili. Strzelasz, kiedy widzisz białka ich oczu, tak jak nas uczyli w szkole, pamiętasz? Musisz stanąć tuż przy nich i rozwalić im łby, a ich mózg opryska ci twoje eleganckie ubranko. No więc jak, chłopcze, chcesz to zrobić dlatego, że jakiś tępy glina cię trzepnął?
Sonny śmiał się ciągle.
Michael wstał.
– Lepiej przestań się śmiać – powiedział. Zmiana, która w nim zaszła, była tak niesłychana, że uśmiechy znikły z twarzy Clemenzy i Tessia. Michael nie był wysoki ani masywnie zbudowany, ale zdawała się emanować z niego groźba. W tej chwili był wcieleniem samego dona Corleone. Jego oczy stały się bladopłowe, a twarz zbielała. Zdawało się, lada chwila rzuci się na swego starszego i silniejszego brata. Nie ulegało wątpliwości, że gdyby miał w ręku broń, Sonny znalazłby się w niebezpieczeństwie. Sonny przestał się śmiać, a Michael zwrócił się do niego zimnym, groźnym głosem:
– Myślisz, że nie potrafię tego zrobić, ty draniu?
Sonny opanował atak śmiechu.
– Wiem, że potrafisz – powiedział. – Nie śmiałem się z tego, co mówiłeś. Śmiałem się z tego, jak zabawnie rzeczy się układają. Zawsze mówiłem, że jesteś najtwardszy w rodzinie, twardszy od samego dona. Byłeś jedynym, który potrafił nie zgadzać się z naszym starym. Pamiętam cię, jak byłeś dzieciakiem. Jaki wtedy byłeś zadziorny. Do diabła, nawet ze mną się naparzałeś, a przecież byłem dużo starszy od ciebie. Freddie musiał cię lać na kwaśne jabłko przynajmniej raz w tygodniu. A teraz Sollozzo ma ciebie za tego miękkiego w Rodzinie, bo pozwoliłeś, żeby McCluskey cię uderzył, i nie oddałeś mu, i nie chciałeś się mieszać do zatargów Rodziny. Wyobraża sobie, że nie ma się czym martwić, jeżeli spotka się z tobą sam na sam. A McCluskey też ma cię za strachliwego Włocha. – Sonny przerwał, po czym dodał łagodnie: – Ale jednak jesteś Corleone, ty łobuzie. I ja byłem jedynym, który to wiedział. Siedziałem tu i czekałem przez ostatnie trzy dni, odkąd postrzelili starego, żebyś wyskoczył z tej wymuskanej, wojenno-bohaterskiej, lipnej postaci, z którą się obnosiłeś. Czekałem, żebyś został moją prawą ręką, żebyśmy mogli pozabijać tych skubańców, którzy próbują zniszczyć naszego ojca i naszą Rodzinę. I na to trzeba było tylko trzaśnięcia w szczękę. Co ty na to? – Sonny uczynił komiczny gest zadawania ciosu i powtórzył: – No, co ty na to?
Napięcie w pokoju ustąpiło. Mike potrząsnął głową.
– Sonny, robię to dlatego, że to jest jedyna rzecz do zrobienia. Nie mogę pozwolić, żeby Sollozzo znowu dobrał się do ojca. Najwyraźniej jestem jedynym, który ma do niego dojście. I obmyśliłem to sobie. Nie sądzę, żebyś znalazł kogoś innego, kto by rąbnął kapitana policji. Może ty byś to zrobił, Sonny, ale masz żonę i dzieci i musisz kierować sprawami Rodziny, dopóki ojciec nie wróci do formy. Więc zostaję ja i Freddie. Freddie jest zszokowany i nie do użytku. W końcu zostaję tylko ja. To wszystko jest logiczne. Cios w szczękę nie miał z tym nic wspólnego.
Sonny podszedł i uściskał go.
– Guzik mnie obchodzi, jakie masz powody, jeżeli tylko jesteś teraz z nami. I powiem ci jeszcze jedno: masz rację od początku do końca. Tom, co ty na to?
Hagen wzruszył ramionami.
– Rozumowanie jest słuszne. A to dlatego, że nie sądzę, aby Turek podchodził uczciwie do układu. Myślę, że jeszcze spróbuje dobrać się do dona. W każdym razie tak musimy przypuszczać na podstawie jego dotychczasowych wyczynów. Więc spróbujmy dostać Sollozza. Dostaniemy go, nawet jeżeli będzie trzeba kropnąć tego kapitana policji. Ale ktokolwiek będzie załatwiał tę robotę, ogromnie zaryzykuje. Czy to musi być Mike?
– Ja mógłbym to zrobić – powiedział cicho Sonny.
Hagen ze zniecierpliwieniem potrząsnął głową.
– Sollozzo nie dopuściłby cię na milę do siebie, choćby miał dziesięciu kapitanów policji. A poza tym pełnisz obowiązki głowy Rodziny. Nie można cię narażać. – Hagen przerwał i zwrócił się do Clemenzy i Tessia: – Czy któryś z was ma pierwszorzędnego cyngla, kogoś naprawdę specjalnego, kto podjąłby się tej roboty? Nie musiałby się martwić o pieniądze do końca życia.
Clemenza przemówił pierwszy:
– Nikogo takiego, kogo Sollozzo by nie znał. Od razu by się połapał. Połapałby się tak samo, gdybym poszedł ja czy Tessio.
– A kogoś naprawdę twardego, kto jeszcze nie wyrobił sobie opinii, jakiegoś dobrego rekruta? – zapytał Hagen.
Obaj caporegime’owie potrząsnęli głowami. Tessio uśmiechnął się, ażeby wydać się mniej zjadliwym, i powiedział:
– To tak, jakby wziąć faceta z prowincjonalnej drużyny na rozgrywki o mistrzostwo Stanów.
– Więc musi być Mike – zdecydował krótko Sonny. – Z tysiąca różnych powodów. Najważniejsze, że oni mają go za lalusia. A potrafi wykonać robotę, to gwarantuję, i to jest ważne, bo będziemy mieli tylko tę jedną okazję dobrać się do tego chytrego, drańskiego Turka. Dlatego teraz musimy obmyślić najlepszy sposób wsparcia Mike’a. Tom, Clemenza, Tessio, wywiedzcie się, ile to będzie kosztowało. Kiedy się tego dowiemy, możemy obmyślić, jak mu dostarczyć broń. Clemenza, masz mu dać naprawdę bezpieczną spluwę z twojej kolekcji, najpewniejszą, jaką masz. Niemożliwą do wytropienia. Postaraj się o krótką lufę i dużą siłę uderzenia. Nie musi być celna. Kiedy Mike jej użyje, będzie tuż przy nich. Mike, jak tylko użyjesz broni, rzuć ją na podłogę. Nie daj się złapać, mając ją przy sobie. Clemenza, oklej lufę i cyngiel tym swoim specjalnym plastrem, żeby nie zostały odciski palców. Pamiętaj, Mike, że możemy załatwić wszystko, świadków i tak dalej, ale jeżeli cię złapią z bronią, nie damy rady. Będziemy mieli przerzut i ochronę, i potem znikniesz na ładne, długie wakacje, dopóki to nie ostygnie. Nie będzie cię przez długi czas, ale nie chcę, żebyś się żegnał ze swoją dziewczyną czy nawet do niej dzwonił. Kiedy już będzie po wszystkim, a ty się znajdziesz poza krajem, prześlę jej wiadomość, że wszystko w porządku. To rozkaz. – Sonny uśmiechnął się do brata. – A teraz trzymaj się Clemenzy i przyzwyczajaj się obchodzić z bronią, którą ci wybierze. Może nawet poćwicz trochę. My zajmiemy się wszystkim innym. Wszystkim. Okay, chłopcze?
I znowu Michael Corleone poczuł ten rozkoszny, odświeżający chłód w całym ciele. Powiedział do brata:
– Nie musiałeś mi mówić tych bzdur o nierozmawianiu z moją dziewczyną na taki temat. Coś ty myślał, do cholery, że zadzwonię do niej, żeby się pożegnać?
Sonny odparł pospiesznie:
– W porządku, ale jesteś jeszcze surowy, więc wszystko tłumaczę dokładnie. Zapomnij o tym.
– Jak to surowy, do diabła? Słuchałem naszego starego tak samo pilnie jak ty. Jak myślisz, skąd się tak wycwaniłem? – Obaj się roześmieli.
Hagen nalał wszystkim. Miał minę trochę posępną. Mąż stanu zmuszony uciec się do wojny, prawnik zmuszony uciec się do prawa.
– Ano, w każdym razie teraz już wiemy, co będziemy robili – stwierdził.