Литмир - Электронная Библиотека

– Człowieku, to nie twoja sprawa. – A kolega Neriego też bąknął, żeby dać czarnuchom krajać się wzajemnie, jeżeli mają ochotę, ale Neri zabrał Bainesa do komisariatu. Nazajutrz został on wypuszczony za kaucją.

Neri nigdy nie lubił zbytnio Murzynów, a praca w Harlemie sprawiła, że lubił ich jeszcze mniej. Wszyscy byli na narkotykach lub alkoholu, a swoim kobietom pozwalali pracować albo kupczyć tyłkiem. Nie cierpiał tych drani. Dlatego rozwścieczyło go bezczelne łamanie prawa przez Bainesa. A widok pochlastanej brzytwą dziewczynki napełnił go zgrozą. Całkiem na zimno postanowił w duchu nie zabierać ze sobą Bainesa.

Ale za nim już się cisnęli do wnętrza świadkowie, ludzie, którzy mieszkali w tym domu, oraz jego kolega z wozu patrolowego. Neri rozkazał Bainesowi:

– Rzuć brzytwę, jesteś aresztowany.

Baines roześmiał się.

– Człowieku, będziesz musiał użyć swojej spluwy, żeby mnie aresztować. – Podniósł brzytwę. – A może masz ochotę na to?

Neri ruszył naprzód błyskawicznie, żeby jego kolega nie zdążył dobyć rewolweru. Murzyn zadał cios brzytwą, ale niebywały refleks Neriego pozwolił mu odeprzeć uderzenie lewą dłonią. Prawą ręką zadał krótki, zaciekły cios latarką. Trafił Bainesa w bok głowy; kolana ugięły się pod nim komicznie, jakby był pijany. Brzytwa wypadła mu z ręki. Był całkiem bezwładny. Toteż drugi cios Neriego był niczym nieuzasadniony, jak później wykazało dochodzenie w komendzie policji oraz rozprawa karna na podstawie zeznań świadków i kolegi-policjanta. Neri spuścił latarkę na czubek czaszki Bainesa uderzeniem tak niewiarygodnie potężnym, że szkło latarki trzasnęło, a emaliowana osłona i sama żarówka rozleciały się po pokoju. Gruba aluminiowa rura latarki wygięła się i tylko tkwiące w środku baterie zapobiegły jej pęknięciu na dwoje. Jeden z przerażonych widzów, mieszkający w tej kamienicy Murzyn, który później zeznawał przeciwko Neriemu, zawołał:

– O rany, ale ten czarnuch miał twardą głowę!

Ale głowa Bainesa nie była dostatecznie twarda. Cios wgniótł mu czaszkę. Zmarł w dwie godziny później w harlemskim szpitalu.

Albert Neri był jedynym człowiekiem, który się zdumiał, kiedy komenda policji oskarżyła go o nadużycie siły. Został zawieszony i wniesiono przeciwko niemu sprawę karną. Oskarżono go o zabójstwo, za co groziła kara od roku do dziesięciu lat więzienia. W owym momencie wypełniło go uczucie takiego zawodu, wściekłości i nienawiści do całego społeczeństwa, że było mu wszystko jedno. Ośmielili się sądzić go jak zbrodniarza! Żeby ośmielili się wsadzać go do więzienia za zabicie takiego bydlaka jak ten murzyński alfons! Żeby nic ich nie obchodziła ta kobieta i mała dziewczynka, które były pociachane, zeszpecone na całe życie i jeszcze leżały w szpitalu!

Nie lękał się więzienia. Uważał, że ponieważ był policjantem, a zwłaszcza z uwagi na naturę jego postępku, będzie dobrze traktowany. Kilku jego kumpli z policji już go zapewniło, że porozmawiają z przyjaciółmi. Tylko ojciec jego żony, przebiegły Włoch starej daty, który miał w Bronksie sklep z rybami, zdawał sobie sprawę, że taki człowiek jak Albert Neri ma małe szanse przeżycia roku w więzieniu. Któryś ze współwięźniów mógł go zabić, a jeśli nie, było niemal pewne, że on sam któregoś zabije. Wiedziony poczuciem winy, że jego córka porzuciła dobrego męża przez jakieś babskie fochy, teść Neriego wykorzystał swoje kontakty z Rodziną Corleone (płacił za ochronę jednemu z jej przedstawicieli i dostarczał w prezencie najlepsze ryby) i zwrócił się do niej z prośbą o wstawiennictwo.

Rodzina Corleone wiedziała o Albercie Nerim. Był po trosze legendą jako sprawiedliwie twardy policjant; zyskał sobie pewną reputację człowieka, którego nie należy lekceważyć, człowieka, który potrafi budzić strach własną osobą, niezależnie od noszonego munduru i usankcjonowanej broni. Rodzina Corleone zawsze interesowała się takimi ludźmi. Fakt, że był policjantem, nie miał większego znaczenia. Wielu młodych wyruszało niewłaściwą drogą ku swemu prawdziwemu przeznaczeniu. Czas i losy zazwyczaj prostowały ich ścieżki.

To Pete Clemenza, mający nosa do dobrego personelu, skierował uwagę Toma Hagena na sprawę Neriego. Hagen przestudiował odpisy oficjalnych akt policyjnych i wysłuchał Clemenzy.

– Może mamy tu drugiego Lucę Brasi – powiedział.

Clemenza energicznie kiwnął głową. Chociaż był bardzo opasły, nie miał w twarzy ani śladu zwykłej dobrotliwości tłuściocha.

– Myślę dokładnie tak samo. Mike powinien zapoznać się z tą sprawą osobiście.

I tak się zdarzyło, że zanim przeniesiono Alberta Neri z aresztu tymczasowego na północ stanu, tam, gdzie miało być jego stałe miejsce pobytu, zawiadomiono go, że sędzia rozpatrzył ponownie jego sprawę w oparciu o nowe informacje i zaprzysiężone oświadczenia, przedłożone przez wysokich urzędników policji. Wyrok mu zawieszono i został wypuszczony na wolność.

Albert Neri nie był głupcem, a jego teść mimozą. Neri dowiedział się, co się stało, i spłacił dług wobec teścia, wyrażając zgodę na rozwód z Ritą. Następnie wybrał się do Long Beach, ażeby podziękować swojemu dobroczyńcy. Ma się rozumieć, przedtem poczyniono odpowiednie kroki. Michael przyjął go w swojej bibliotece.

Neri wyraził podziękowanie oficjalnym tonem i był zaskoczony i uradowany serdecznością, z jaką Michael to przyjął.

– Do diabła, nie mogłem pozwolić, żeby zrobili coś podobnego rodakowi z Sycylii – stwierdził Michael. – Powinni byli dać panu jakiś cholerny medal. Ale tych przeklętych polityków nic nie obchodzi, poza grupami nacisku. Słuchaj pan, nigdy bym w to nie wkroczył, gdybym wszystkiego nie sprawdził i nie przekonał się, jak paskudnie pana potraktowali. Jeden z moich ludzi rozmawiał z pańską siostrą, i powiedziała nam, jak pan się zawsze troszczył o nią i jej chłopaka, jak pan go podciągnął, nie dopuścił, żeby zszedł na złą drogę. Pański teść mówi, że pan jest najfajniejszy gość na świecie. A to jest rzadkie. – Michael taktownie nie wspomniał nic o porzuceniu Neriego przez żonę.

Rozmawiali jakiś czas. Neri był zawsze człowiekiem małomównym, ale stwierdził, że zwierza się Michaelowi Corleone. Michael był od niego starszy zaledwie o jakieś pięć lat, ale Neri rozmawiał z nim tak, jakby był dużo starszy, o tyle starszy, że mógłby być jego ojcem. Wreszcie Michael powiedział:

– Nie ma sensu wyciągać pana z więzienia, a potem zostawiać na lodzie. Mogę panu załatwić jakąś pracę. Mam interesy w Las Vegas, z pańskim doświadczeniem mógłby pan zająć się bezpieczeństwem w hotelu. Albo gdyby pan miał ochotę założyć jakiś mały interes, mógłbym szepnąć słówko w banku, żeby dali panu pożyczkę.

Neriego ogarnęło pełne wdzięczności zakłopotanie. Odmówił z godnością, po czym dodał:

– Zresztą mając zawieszenie wyroku muszę pozostawać pod jurysdykcją sądu.

Michael odparł żywo:

– To wszystko są bzdurne drobiazgi, ja mogę to załatwić. Niech pan zapomni o tym nadzorze, a żeby banki nie grymasiły, każę wyciągnąć pańską żółtą kartę.

Żółta karta była policyjnym rejestrem przestępstw kryminalnych popełnionych przez danego człowieka. Zazwyczaj przedkładano ją sędziemu, kiedy zastanawiał się, jaki wyrok wymierzyć oskarżonemu przestępcy. Neri dostatecznie długo pracował w policji, by wiedzieć, że wielu opryszków oczekujących wyroku zostało potraktowanych łagodnie przez sędziego, ponieważ przekupiony policyjny wydział rejestrów przedłożył mu czystą żółtą kartę. Nie był zdziwiony, że Michael Corleone może to zrobić, natomiast zdziwił się, że chce sobie zadać dla niego tyle trudu.

– Jeżeli będę potrzebował pomocy, skontaktuję się z panem.

– Doskonale, doskonale – odrzekł Michael. Spojrzał na zegarek i Neri uznał to za odprawę. Wstał, szykując się do odejścia. I znowu czekała go niespodzianka.

– Pora na obiad – powiedział Michael. – Niech pan zje coś ze mną i moją rodziną. Ojciec mówił, że chciałby pana poznać. Przejdziemy do jego domu. Matka powinna mieć trochę przysmażanej papryki, jajka i kiełbaski. W prawdziwym sycylijskim stylu.

114
{"b":"101345","o":1}