Литмир - Электронная Библиотека

Otwarły się drzwi i wypadł Krabuś. Złość wykrzywiła mu rysy, nie zauważył, że prochowiec trzyma za kołnierz a poły omiatają posadzkę. Nie zaszczyciwszy delikwenta spojrzeniem popędził do wyjścia.

– Redaktorze! – krzyknął za nim majster. – Zapomnieliście zabrać mój prezent. Śliwę zaproszono do środka.

– Zespół orzekający nie znalazł podstaw, by towarzysza wydalić z partii – oświadczył przewodniczący w pstrokatej koszuli. – Zważywszy jednak, że niektóre wasze poczynania byty. jak by to określić… dość śmiałe, a z uwagi na konsekwencje powinny były być uzgodnione przynajmniej z Komitetem Miejskim PZPR, zespół postanowił wymierzyć towarzyszowi najniższą statutową karę, upomnienie. Po roku kara będzie zatarta. Tyle.

– Dziękuję – wykrztusił Śliwa. – Muszę przemyśleć sprawę.

– Pozwolicie, towarzyszu Śliwa, że uścisnę wam dłoń? – przewodniczący wyszedł zza stołu z wyciągniętą prawicą. '- Dawno chciałem was poznać, jakoś zabrakło okazji.

Pożegnał się przyjaźnie z wszystkimi. Ogarnął go gwar ulicy. Przeszedłszy ruchliwe skrzyżowanie, dał nura w zieleń parku, tu mógł odetchnąć pełną piersią. Skierował się w stronę Zajazdu Pod Mieczem…

Właścicielem był jowialny grubas, a w roli kelnerki występowała jego połowica, Kleopatra, nie ustępująca mu pod względem tuszy, z obliczem ozdobionym nochalem przypominającym raczej motykę niż organ powonienia egipskiej królowej. Grubas w zamierzchłych czasach był dyrektorem poważnej firmy; posadę stracił w wyniku kontroli ministralnej, która udowodniła mu permanentne obchodzenie obowiązujących durnych przepisów. Fakt, że czynił to dla dobra przedsiębiorstwa, nie został uznany za okoliczność łagodzącą, więc plunął na państwową posadę i włączył się w szeregi prywatnej inicjatywy.

– Cześć, kapitalistyczny krwiopijco – powiedział Śliwa na powitanie.

– Czołem, zakało proletariatu – odparł grubas. -•- Coś pustawo w twojej spelunce.

– Bywalcy pobiegli się gapić na marsz głodowy.

– Jaki znów marsz?

– Pod hasłem „IX Zjazd PZPR to głód", jeśli chcesz, koniecznie wiedzieć.

– Ze względu na swoją tuszę powinieneś kroczyć w czołówce, pod transparentem „Żądamy schabowego z kiszoną kapuś-tą"…

– Dlaczego właśnie z kapustą?. Ogórek małosolny nie wystarczy?

– Może być ogórek. Ten cyrk przestaje być śmieszny. Dawaj piwo, zanim szlag mnie trafi. Grubas przechylił się przez kontuar:

– Okazja, możesz się wyspowiadać, grzeszniku. Pod oknem siedzi mnich, widzisz?

– A, znajomek. Pogadam z nim.

Ojciec Hiacynt, na widok zbliżającego się majstra, zachęcił zamaszystym gestem do zajęcia miejsca.

– Sądząc po grobowej minie, los ostatnio nie był łaskaw dla pana, panie Śliwa.

– Trudno zaprzeczyć. Oberwałem tu i ówdzie.

– Moja szczęśliwa gwiazda również znika za horyzontem. Ksiądz proboszcz wyzwał mnie na dysputę teologicznej natury. Jeżeli wypadnie nie po jego myśli, opuszczę Trzydęby i zamknie się za mną furta klasztoru. Siedzę w tym przytulnym miejscu, rozmyślając o zawiłych sprawach tego łez padołu, a w duszę wkrada się zwątpienie. Marność, marność, nic tylko marność. Mam na myśli ludzką szamotaninę – owo odkrywanie prawd dawno odkrytych, pogoń za nieosiągalnym ideałem, szukanie źródeł zła poza własnym wnętrzem, by usprawiedliwić nikczemność swoich czynów. Nie otrzymałem tak gruntownej edukacji jak ksiądz doktor Maciąg, lecz długie lata trawiłem w bibliotekach, by zgłębić mechanizmy rządzące ludzką zbiorowością, wzlotami i upadkami kultur na różnych kontynentach, w czasach pradawnych i nowszych. Nihil novi sub sole, panie Śliwa, wszystko już było, dzisiejszy świat jest tylko lekko podmalowaną kliszą zamierzchłych epok.

Ze stosu czasopism, leżących obok szklanki piwa, dobył jakiś tytuł i przekartkował.

– Proszę posłuchać tekstu pióra współczesnego felietonisty: Podczas masowych wieców odbywało się pranie cudzych brudów i wybielanie własnych, między tłumami krążyli samozwańczy odnowiciele, na mównice wdzierali się nawiedzeni prorocy, wieszcząc koniec świata i gniew boży. Słuszne hasła mieszały się z ordynarną prywatą. Niedowiarkowie leżeli krzyżem przed ołtarzem, a bogobojni opluwali świętości. Rozpadały się jedne mity, a powstawały inne – białe stało się czarnym, a czarne zalśniło bielą…

– Trafna charakterystyka obecnych wydarzeń w Polsce.,

– Czy tylko? Słyszę tu słowa starożytnych autorów, świadków upadku Cesarstwa Rzymskiego. Tak pisali średniowieczni kronikarze, widząc Europę wstrząsaną ruchami religijnymi, które zwieńczyła Reformacja. To głos publicystów Rewolucji Francuskiej lecz także jęk trwogi intelektualistów, porwanych w tryby bolszewickiego przewrotu. Jeśli spojrzeć ż perspektywy wieków, przemiany w Europie wschodniej, dziejące się na naszych oczach, przemiany które swoje apogeum osiągną, jak sądzę, za lat kilka, będą tylko czkawką po minionych kataklizmach.

– Wniosek dla Hieronima i Hiacynta: nie martwcie się, miliony istnień przed wami przeżywały podobne doświadczenia.

– To właśnie chciałem podkreślić – zaśmiał się zakonnik – bowiem nic bardziej nie podnosi na duchu niż świadomość, że cierpi się wraz ze zbiorowością.

Śliwa zamówił Papieżycę Joannę. Franciszkanin posmakował, cmoknął z uznaniem; pił koktajl delektując się każdym łykiem. Rozmowa potoczyła się swobodniej, zatrącając o tematy nader różnorodne, choć powiązane ukrytym sensem. Majster o strajku wysokościowym na kominie, zakonnik o Szymonie Słupniku i mechanizmie kreowania świętych. W tej materii wyraził daleko posunięty krytycyzm powołując się na fakt przetrzebienia w roku 1969, wolą papieża Pawła VI, listy niesłusznie kanonizowanych postaci. Wykaz Martyrologiun? Romanum zmniejszył się wówczas o dwieście pozycji. Jego zdaniem, obecnie władający ludem bożym Starszy Pan z Watykanu, przesadza nieco w swej chwalebnej gorliwości gdyż po każdej jego podróży zagranicznej święci mnożą się jak króliki. Można by przypuszczać, że postanowił wszelki nawiedzony swą osobą kraj obdarzyć lokalnymi męczennikami, o rysach indiańskich, murzyńskich, chińskich, abisyńskich, gdyż uwielbienie dla białoskórych przedmiotów kultu drastycznie maleje na całym świecie.

Opasła Kleopatra jeszcze kilkakrotnie serwowała trunek pod wezwanie kontrowersyjnej figury Kościoła Powszechnego. Niebawem Hieronim i Hiacynt byli po imieniu, opuszczali zaś Zajazd Pod Mieczem w pogodnym nastroju, podtrzymując się nawzajem ze względu na przejściowe zakłócenie równowagi.

ROZDZIAŁ ÓSMY

Wyzwanie – proboszcz oko w oko z podstępnym mnichem. Mizeria asystentów szermierzy. Bóg się cieszy, szatan wyje, albo odwrotnie. Piekło obnażone ze wszystkich stron, tudzież z góry i od spodu.

Dysputa teologiczna, której lustrzane odbicie znajdujemy w spuściźnie redaktorów Tygodnika Powszechnego – odbyła się Anno Domini 1981 na plebani kościoła świętego Stanisława. Pokoik średnich rozmiarów, lecz noszący widome ślady pobożności gospodarza: Pismo Święte, krucyfiks, obrazy o treści religijnej, kolorowy portret biskupa Rzymu w natchnionej pozie. Ksiądz Maciąg, spodziewając się trudnych momentów, na dzień ów pamiętny zgromadził przezornie podręczny zapas wody święconej, relikwiarz oraz tuzin encyklik, odbitych na czerpanym papierze, opatrzonych wizerunkiem dostojnego autora i jego autografem. Jeśli kościół jest domem Stwórcy, to plebanię zwą Jego przedpokojem, zwłaszcza gdy przenika ją duch wzniosłości tak wyraziście obecny, jak w Trzydębach.

Zgodnie ż tradycją, wywodzącą się z czasów dyskursów prawomyślnych kapłanów z heretykami, podłogę przedzielono białą linią na pół. Po każdej stronie stały dwa trzcinowe krzesła i pulpit, dla rozłożenia notatek i drukowanych argumentów. Pierwszy nieśmiałym kroczkiem zbliżył się do wyznaczonego siedziska franciszkanin. Z pokaźnej łysiny zsunął kaptur, odruchowo poprawił fałdy habitu i usiadł. Wkrótce przydreptał ksiądz Kurowski, zajmując miejsce obok. Jeden o silnej budowie ciała, rysach wyrazistych, opalonych policzkach, drugi przygarbiony wiekiem, siwiutki, z twarzą pooraną zmarszczkami. Różnił ich nie tylko wygląd zewnętrzny, lecz także doświadczenie życiowe. Staruszek święcenia kapłańskie otrzymał tuż przed wybuchem wojny, a ojciec Hiacynt zaczął pełnić posługi religijne dopiero w latach siedemdziesiątych, chociaż do zakonu trafił osobliwym zrządzeniem losu jako osiemnastolatek.

18
{"b":"101057","o":1}