Литмир - Электронная Библиотека

Dopiero po jakiejś quartinie, po stwierdzeniu zgonu dottora Darniego i Claudii Manlius mógł zainteresować się Gurusem i Dią. Ale oboje zniknęli.

– Co ja robię, co ja tu robię? – denerwował się Ursin klucząc po zatłoczonych uliczkach starej Florentyny. W popinie wyznaczonej na miejsce spotkania z Dią otrzymał od kelnerki fonikon, przez który nieznany głos polecił mu jazdę na zachód. Zdenerwowanie powiększał fakt, że wedle ostatnich wiadomości, których wysłuchał w swoim dionisionie, współpracował z kryminalistą. Rysopis Leontiasa jako nieznanego z nazwiska sprawcy rzezi w Portellito podawały wszystkie media. Lista oskarżeń była spora: od brutalnego napadu na grupkę straży obywatelskiej przygotowującej się do zabezpieczenia inauguracji po wysadzenie wytwórni ogni greckich. Był na czołówkach wiadomości. Na głowę Słowianina wyznaczono nagrodę tysiąca aureusów, a ścigali go pospołu i sekuryci, i vigilianci, i pretorianie z FOI, nie licząc rzeszy patriotycznie usposobionych obywateli. A Ursin miał umówić tego terrorystę z przyszłym SuperNavigatorem.

Paranoja!

Fonikon osobisty zadzwonił, gdy wjeżdżał na most Syren.

– Wysiadaj – usłyszał głos Dii – natychmiast. O nic nie pytaj, zostaw pędnik na trotuarze i zsuń się po nasypie. Jestem pod mostem.

Wykonał polecenie. Zsuwając się po mokrej trawie widział, jak z piskiem tuż za jego dionisionem hamują dwa pędniki i wysypuje się czwórka facetów.

– Nie ucieknę im. Nie ma szans.

Pod filarem czekała Dia.

– Do łodzi – zakomenderowała wskazując łupinkę kołyszącą się w cieniu filaru. Odbili błyskawicznie. Rozlana rzeka Zielona niosła brunatny szlam, kawałki gałęzi, zerwane pędy winorośli. Ursin zaśmiał się widząc, jak paru facetów kręci się bezradnie nad wodą. Dia była ubrana na czarno. Twarz pomazała również sadzą.

– Panienka wstąpiła do sił specjalnych? – chciał zażartować, gdy z góry doszedł go terkot wirowca. – Mają nas! – jęknął.

Pokręciła główką, kierując się ku rozwidlonemu filarowi, gdzie cień był największy. Na powierzchni wody widać było nieruchomy kształt przypominający śpiącego aquazaura. Cóż to było, na Boga…?

Naraz rozchyliły się "skrzela" potwora i silne ramię pociągnęło Marka do wnętrza. Za nim skoczyła Dia.

– Cieszę się, że mogę wreszcie cię poznać – powiedział Leontias. – Gurusku, szybko, zanurzenie na pięć łokci i naprzód.

Nie oddalili się zbytnio. Sclavus przeprowadził omnivanta krytym kanałem łączącym główny bieg rzeki z drugim korytem Zielonej i tam osiadł na dnie niedaleko hostelu "Asilium"…

– Tu nas nie znajdą – oświadczył. – Nawet jeśliby im strzeliło do łba, że dysponujemy kieszonkową łodzią podwodną, jesteśmy nie do namierzenia. Mamy ochronę termiczną, akustyczną i magnetyczną.

– Ale na brzeg nie wyjdziecie, wszyscy was ścigają – wykrztusił Ursin. – Zabił pan dzisiaj kilkunastu ludzi.

– W samoobronie – uściślił Leo i w paru słowach streścił dotychczasowy przebieg wydarzeń.

– A wnioski? – dopytywał się consulantor. – Wiecie już, kto za tym stoi?

– Czy jest pan pewien, że chce to wiedzieć?

– Przecież w tym celu zatrudniliśmy pana.

– Wiem, ale czego oczekujecie?

– Prawdy!

– A jeśli będzie bolesna?

– Tym bardziej jej pragniemy.

– Nawet gdyby miało się okazać, ze zdrajcą jest ktoś z kręgu pana najbliższych przyjaciół?

– Liczyłem się z taką możliwością. Tylko kto? Ja podejrzewam Ruffixa.

– Mam dowody, że Ruffix stał za zamachami na dottora Darni i mnie. Czy jednak działa na własną rękę?

– Nie sugeruje pan chyba, że Cedrus?… – Ursin spurpurowiał. – Absurd! Gotów jestem dać głowę za tego człowieka. Poza tym co pan sobie wyobraża? Elekt miałby być inspiratorem zamachu na samego siebie? Przecież Narens zginął właśnie dlatego, że chciał ostrzec Quintusa!…

– Albo chciał go szantażować. Ale niczego nie przesądzam. Rozumiem, że pana zdaniem Cedrus jest poza wszelkimi podejrzeniami. Może. Ale proszę się zastanowić, czy w jego życiu nie ma jakichś podejrzanych spraw, niewyjaśnionych incydentów? Czegoś, co mogłoby być pożywką dla szantażysty.

– Wykluczone. Znam go od dwudziestu lat. Wiem o nim wszystko, zwierzał mi się nawet ze swoich miłostek. Zawsze bogaty, niezależny. Zakochany w żonie. Od urodzenia był obiektem zainteresowania mediów…

– Wspominał pan o dwudziestu latach, a wcześniej?

– Wcześniej był młodzieńcem. Synem superbogatego senatora. Wychowywanym dość surowo. Prasa nie spuszczała go z oczu. Nie było tygodnia, aby kronika towarzyska nie donosiła o rodzinnych wojażach, rautach czy dobroczynnych kwestach. A jak się rozpisywano, kiedy doszło do tej tragedii w Górach Gadzich… Nie, panie Leontiasie, podejrzewanie Elekta to poroniona hipoteza!

Leo kiwa głową. Właściwie przez chwilę myślał o wyciągnięciu kartki, na której spisał wszystkie zbyt korzystne zbiegi okoliczności w życiu Cedrusa Szczęściarza, poczynając od cudownego ocalenia z katastrofy rodzicielskiego pędnika. Było tam i nieoczekiwane przyjęcie do Akademii po niespodziewanej rezygnacji konkurenta i śmierci niechętnego mu profesora, objęcie przewodnictwa korporacji Młodych "Niebieskich", gdy dotychczasowego lidera oskarżono o pedofilię. A parę innych zdarzeń w szeregach Fakcji, które przyśpieszały karierę młodego senatora? Czy los może być aż tak życzliwy? Przecież gdyby nie szaleniec z nożem, który zaatakował procuratora Vaninusa, wejście do Arbitriatu odsunęłoby się o lata.

O tym wszystkim jednak Leo nie wspomina. Słucha, kiedy Ursin opowiada o swym ukochanym wodzu. Pyta o stany psychiczne elekta. Te nagłe depresje, nadużywanie trunków.

– Powiedział pan mu o mnie? – pyta w końcu.

– Wiedział i bez mojej informacji. – Consulantor skręca się jak robak na haczyku. – Co więcej, uważa, że powinniście się spotkać jeszcze przed jego inauguracją. Czyli jutro. Nikt nie powinien o tym wiedzieć. Na pewno nie Ruffix. Czy to nie najlepszy dowód jego uczciwości?…

– Może.

– Jaka jest pańska odpowiedź?

– Pójdę na to. Ale mam parę żądań. Potrzebuję trochę pieniędzy. Na wypadek, gdyby coś mi się przydarzyło, muszę zabezpieczyć przyszłość dwójki młodych ludzi.

– Nie ma problemu. Ale podobno panu nic nigdy się nie przytrafia…

– Zawsze może być ten pierwszy raz. Widzi pan, Marku, ze zwycięstwem w walce jest jak ze zdobywaniem kobiety. Nie można wygrać, kiedy się tego nie chce.

– Czy pan nie ma żadnych pragnień? – Ursin łypie okiem na Dię, która usnęła oparta o ramię swego opiekuna.

– Zdążyłem się przyzwyczaić, że zawsze tracę to, co kocham. Moi ojcowie utracili swą słowiańską ojczyznę. Dziś jestem blisko zwątpienia w nieskazitelność tej przybranej. Ale pomówmy lepiej o szczegółach spotkania z Quintusem Cedrusem.

15. OSTATNIA SZANSA EKUMENY

Od spotkania z Antygonem Argon Georgiasz nie mógł spać. Przestawił chronometr w swej sypialni, tak by odliczał coraz krótszy czas pozostały do momentu rozpoczęcia wielkiego planu. O Arymanie! – Zdobycie Federacji. Opanowanie od wewnątrz największego mocarstwa Innej. Czyż nie było to marzeniem wszystkich pokoleń arymanistów? Chociaż… Uczucia Ekumeńczyków wobec Archipelagu składały się z przedziwnie splecionej miłości i nienawiści, pogardy i zachwytu. Dzieci hierarchów uczyły się na archipelagiańskich uczelniach, żony jeździły do Florentyny na zakupy. Obraźniki odbierały niedostępne pospólstwu programy orbitalne. Zamknięte lokale dla wybranych oferowały smakołyki z Ultimy czy Zefirii… Im bliżej kluczowej daty, większy w Argonie narastał niepokój. Nie chodziło o techniczną stronę przedsięwzięcia. Ta wyglądała dość prosto. Na obiekcje, czy ich człowiek nie może już po paru posunięciach zostać zdemaskowany, Leartonik tylko chichotał.

– Od dwudziestu paru lat nasi agenci jako zbiegowie, azylanci lub po prostu "ludzie znikąd" przenikali na wyspy Archipelagu, zakorzeniali się w tamtejszym społeczeństwie. Awansowali w strukturach fakcji "Błękitnych" i w uśpieniu czekali. Nawet jeśli sporadycznie kimś z nich interesowało się FOI, nikt z uśpionych nie znał istoty planu. Nie znał głównego wykonawcy. Mieli czekać, aż "Ojczyzna wezwie". Czasem tylko dyskretnie przypominano, że są kontrolowani, aby nie przyszło im do głowy zapomnieć, komu służą. Nikt z nich nie wstępował do trynitatystów, tych werbowały inne komórki. Ci durnie służyli tylko odwróceniu uwagi. Za parę dni, kiedy "Febus" będzie decydował o kadrach, nasze śpiochy zajmą kluczowe stanowiska w Federacji. Nie pierwsze – wystarczy drugie, trzecie! Czasem dla wykonania zadań lepsza jest funkcja zastępcy szefa sztabu, sekretarza senatora. W każdym razie w ciągu tygodnia dwa tysiące naszych agentów przejmie upatrzone pozycje i wówczas rozpocznie się drugie stadium planu. Trynitatyści wywołają zamieszki. Navigator wprowadzi stan wyjątkowy – jego głównym realizatorem będzie FOI… Nieuchronnie poleje się krew. I wtedy nasz desant przyjdzie z bratnią pomocą społeczeństwu Archipelagu w jego buncie przeciw władzy nieludzkiej soldateski. Gwarantuję ci, federacyjne balisty nie drgną nawet w swych silosach. Obrona zostanie sparaliżowana sprzecznymi komendami. Środki przekazu zamilkną lub nas poprą… Podobnie będzie z ciałami przedstawicielskimi. Do czasu.

36
{"b":"100692","o":1}