Литмир - Электронная Библиотека

– I sądzisz, że zechce zerwać ze stabilnym, bezpiecznym życiem?

– Intuicja podpowiada mi, że tak. Ta sama intuicja, która każe sprawę Narensa traktować znacznie poważniej niż mogłoby się to wydawać…

*

Tymczasem od momentu uratowania doktora Darni z objęć słonej śmierci nic nie szło według scenariusza, który wymarzył sobie piegowaty Gurus. Nie było szturmu omnivantem kwatery "Złych" (bo nie ustalono jeszcze, kto jest złym), nie doszło do efektownych pościgów czy strzelaniny. W ciągu kilkudziesięciu godzin od opuszczenia Equatorii Leontias nikogo nie zabił, nie porwał, ba, nawet nie wdał się w żadne efektowne mordobicie. Zamaskowany liśćmi omnivant pozostawiono w jakiejś wiejskiej posiadłości pod opieką dottora Darniego, a Leo i jego młodzi współpracownicy wynajętym pędnikiem przybyli do Florentyny. Słowianin nie ukrywał się. Nie musiał. Nikt nie wiedział o jego istnieniu. Jako pan Malachias, ojciec z dwójką dorastających dzieci, zameldował się w małym hosteliku i oddał zgoła mało interesującym sprawom, jak analizowanie kartotek przy pomocy menscomptera czy spotkania z rozmaitymi nieciekawymi ludźmi w rodzaju pierdołowatego eks-sekuryty Gerona, o tak ziemistej cerze, że można by sadzić na niej ogórki, i głosie zniszczonym ginną i zwijami. Na dodatek Leo skierował Dię na jakieś lekcje tańca. No, to akurat dobre zadanie dla tej idiotki. Głupia gęś, traktowała Gurusa jak powietrze, za to wpatrywała się z cielęcym zachwytem w Sclavusa, który jednak ignorował jej permanentną adorację.

– Czy ta puellka nie rozumie, że tylko Gurus jest jej szansą? – zżymał się chłopak. – Wprawdzie ze mnie nie Adonis, ale mam 200 punktów inteligencji na 170 możliwych, no i od Leontiasa jestem o ćwierć wieku młodszy. – Jeszcze bardziej zdenerwowało go polecenie zatrudnienia się w charakterze pucmistrza na parkingu przy gościńcu "Pod Starym Etruskiem".

Dopiero gdy zjawili się tam Lucjusz i Flaccus, krew w Gurusie zagrała żywiej. Nie pojmował, skąd Leontias wiedział, że tam się zjawią, nadto w jaki sposób udało się ich wyprzedzić… Jako bardzo młody człowiek nie miał pojęcia, że lupanary mogą zabrać człowiekowi naprawdę wiele czasu.

Gurus miał nie spuszczać oczu z zajazdu i meldować, kiedy tylko siccarzy będą go opuszczać, dostał natomiast absolutny zakaz podglądania najemników w pokojach. Przyjął to z żalem, uważał bowiem, widząc częste wizyty krzykliwie ubranych niewiast, że skracając dystans do inwigilowanych mógłby się bardzo wiele nauczyć. Rychło Leontias zamontował podsłuch w ich fonikonie, więc jeśli któryś dzwonił, w słuchawce w uchu Gurusa odzywał się brzęk. Jednak w ciągu pierwszego dnia nie skontaktowali się z nikim, kto mógłby być ich mocodawcą. Obaj zawodowcy próżnowali i wydawali się dopiero oczekiwać nowych propozycji.

– I co sądzisz o tym wszystkim, chłopcze? – zapytał go późnym wieczorem Leo. – Jak wiem, wśród swych licznych marzeń pragnąłeś zostać deduktorem?

– Należy ustalić, kto wynajął Flaccusa i Lucjusza – odpowiada bez namysłu piegowaty grubasek.

– Zgoda, próbujemy to zrobić, ale to może potrwać, co dalej?

– Idźmy zatem tropem Narensa.

– Całkiem słusznie, mój przyjaciel sekuryta Geron udostępnił mi dossier tego młodego nieszczęśliwego człowieka. Wiele tego nie ma. Syn czcigodnych właścicieli nieruchomości, pół roku temu studiował prawo na Akademii Florentyńskiej. Nadużywał stymulantów, ale nie był uzależniony. Trzy miesiące temu w autodansbudzie na Wzgórzu Cyklopów nawiązał romans z niejaką Kaliope, związaną z "Agressores". Nie został formalnym członkiem ruchu. Zginął, zanim przeszedł trynitatyczne wtajemniczenie. To była ledwie jego druga demonstracja. Po pierwszej spędził 48 hor w pudle… Zawieszony na Akademii. Nie próbował się odwoływać… Czy coś cię w tym curriculum vitae zastanawia?

– Co taki marny typek mógł wiedzieć aż tak ważnego, że chciał się spotkać osobiście z elektem? I dlaczego zginął?

– Znów poprawne rozumowanie. Rzeczywiście, co mógł wiedzieć organizacyjny nowicjusz?

– Może coś podsłuchał przypadkiem. Może ci "Agressores" planują zamach na Cedrusa?

– Nie mają na to dość sił. Poza tym w czyim interesie leżałoby zgładzenie Cedrusa? Ekumeny, Wandalii? – Quintus jest człowiekiem środka. Opowiada się za pokojem, harmonijnym wzrostem gospodarczym. Herdatusa popierały koła militarne, ale nawet militaryści nie mają prawa obawiać się Quintusa. Będzie elementem sprawnie działającego systemu, nie władcą absolutnym. Poza tym wiemy, że morderca działał w kręgu najbliższych współpracowników kandydata – dokonał zbrodni, pozacierał ślady…

– Czyli może należy wykluczyć teorię zamachu. Może Narens uzyskał informację o kimś z najbliższego otoczenia elekta. Informację dla tego kogoś niebezpieczną… Cenną dla potencjalnego szantażysty?

– Ciepło, ciepło, synu. Tylko dlaczego Narens wspominał o spisku? Żeby zwrócić na siebie uwagę?

cdn.

6. KARTKI Z PODRĘCZNIKA HISTORII

Demokracja na Archipelagu nie miała łatwych początków, mimo że procesy historyczne przebiegały na Innej łagodniej niż na Ziemi. Planeta nie zaznała wędrówek ludów ani najazdów barbarzyńców. Transferowaną cywilizację antyku ominęły "mroki średniowiecza" i szaleństwa feudalnych wojen.

Przybysze ze Starej Ziemi zderzyli się oczywiście z nieprzyjazną przyrodą, musieli toczyć walki z monstrualnymi gadami. Legendy z VI wieku obfitują w nieprawdopodobne opowieści, jak choćby ta o Brzaśku Smokobójcy, tajemniczym, na poły legendarnym wenedzkim wielkoludzie, który na tratwach przepłynął bez mała pół Innej walcząc z tigrozaurami i dziwnym karłowatym szczepem gadoptasim, pierwotnymi gospodarzami wandalijskiego wybrzeża. Jedynymi przed przybyciem człowieka ssakami Innej były niewielkie stekowce przypominające australijskie dziobaki… Znosiły one wprawdzie jaja, ale wyklute potomstwo karmiły mlekiem… Ileż trudu krzyżówek i selekcji zajęło wyhodowanie z nich dojnych mlecznic – zwanych przez lud świniokrowami. W efekcie wielofunkcyjną mlecznicę można było wydoić, zjeść, a nawet usmażyć dzięki niej jajko sadzone.

Cywilizacja piechurów i żeglarzy wypełniała blisko dziesięć wczesnych wieków Innej. Pierwszych hippozaurów ośmielili się dosiąść dopiero cyrkowcy. Brak dużych zwierząt pociągowych, przy niewielkiej liczbie rąk do pracy (garstki przybyszów tworzyły wspólnoty ludzi wolnych, bez niewolników i chłopów pańszczyźnianych), przyśpieszył rozwój techniki. Przez pierwsze stulecia ludzie byli najmniej liczebnym gatunkiem na Innej. Transfery, z małymi wyjątkami, dotyczyły pojedynczych istot. Oszołomieni metamorfozą świata przybysze tracili dni, miesiące, nieraz lata na odszukanie innych wygnańców z Ziemi i zrozumienie, co się im przytrafiło. Liryki Tetriarchosa z Samos są chyba najdramatyczniejszą rejestracją bezkresu samotności. Ów Grek porwany u schyłku III wieku z rodzinnej wyspy dopiero po siedmiu latach tułaczki trafił na ślady innych osadników, co jednak nie było tożsame z przyjęciem do wspólnoty.

Sam. Proch, pyłek. Najmniejsza z gwiazd.
Ziarenko bez pustyni. Kropla bez wody.
Ja? Gdzie moje lat siedemnaście?
Czy ich nie było?
O Bogowie! Wy też odeszliście!
Matko, po co wydałaś mnie ze swego łona,
gdy tylko ja jeden mogę świadczyć, że byłaś?
Lecz komu świadczyć? Obcemu niebu?
Zaiste Moja koine
pękła niczym żółwie jajo…
A każdy dzień ma serce gada.
Zimno w upale. Groza w pięknie.
Zaiste wybrałbym śmierć,
gdybym nie umarł już z rozpaczy.
Oddajcie mi świat, Bogowie. Kto ukradł mi mój świat?!
11
{"b":"100692","o":1}