Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– To już chyba naprawdę wszyscy – powiedział po chwili z naciskiem, wysuwając się z wieżyczki…

Patrzył na Dena, wyraźnie oskarżając go o wprowadzenie w błąd i zdradę. Ściskał rękojeść miecza. Den popatrzył na Malcona i wypuścił swój miecz z dłoni.

– Nic nie wiedziałem o czwartym strażniku. To była tajemnica Mezara. Nie obchodzi mnie czy uwierzycie… Mówię prawdę.

Z jego oczu zniknęło podniecenie, stały się mętne i puste jak wczoraj. Malcon rzucił spojrzenie w kierunku Hoka i podszedł do chłopca.

– Nie możesz się dziwić naszej nieufności – powiedział. – Ale to nie znaczy, że cię podejrzewamy.

Hok wydał z siebie dźwięk podobny do przytaknięcia, a gdy Malcon spojrzał na niego i mrugnął lekko, Loffer dodał:

– Tylko tak mi się powiedziało, gdybym ci nie ufał już dawno byś nie żył – podszedł do Dena i klepnął go w plecy. – Lepiej pokaż tę bordę i jedźmy już.

Den podniósł głowę i popatrzył po kolei w oczy obu królom. Milczał jeszcze chwilę, potem machnął ręką w niezrozumiałym geście.

– To tam – machnął dłonią. – Chodźcie – podszedł do bariery i wskazał dwa otwory. Wsunął dłoń w jeden z otworów rozległ się zgrzyt i bariera obsunęła się odsłaniając duży balkon otoczony cienkimi żerdziami. – My wejdziemy tu, a ty włożysz rękę do drugiego otworu i naciśniesz dźwignię. Wtedy my zjedziemy na poziom stajni i tam borda się zatrzyma. Osiodłamy konie i wtedy naciśniesz dźwignię jeszcze raz. Gdy zejdziemy na ziemię, naciśniesz drugą dźwignię i borda wróci na swoje miejsce. Kiedy wrócimy, usłyszysz gong, na pewno go nie przegapisz – słychać go doskonale w całej wieży.

– Ale jak ona się porusza? Nie może się to wszystko zwalić? Trochę mi się nie podoba – Hok pociągnął nosem.

– Dokładnie nie wiem. Cała borda wisi na sznurach, a w podziemiach jest komora, w której znajduje się jej serce. Tak powiedział kiedyś Mezar.

– Musiał ci ufać?… mruknął Hok.

– Nie musiał! – Den zacisnął zęby. – Wiedział, że mu nie ucieknę, a gdy uzna to za wskazane, zabije mnie, albo odda Lippysowi, żeby zrobił ze mnie Latające Oko.

– Dajcie spokój – wtrącił się Malcon. – Bierzcie zapasy i jedźcie.

– W stajni zawsze jest prowiant na drogę – suszone owoce suchary i mięso. I woda.

– Jeśli nie zdołamy dotrzeć przed nocą do Pia, to zapasy raczej nie będą nam potrzebne – dodał Hok z krzywym uśmiechem.

– No, jedźcie – Malcon pchnął go mocno w ramię. Nie chciał, by zauważyli, że boi się rozłąki, że obawia się jakiegoś podstępu, ataku. Den bez słowa wskoczył na platformę bordy, Hok otworzył usta, ale machnął ręką i wszedł za nim. Malcon wsadził dłoń w otwór, wymacał mały drążek, nacisnął go i w tej samej chwili borda drgnęła i popłynęła w dół. Gdy tylko głowa Hoka zniknęła z oczu Malcona, kamienna bariera ze zgrzytem wróciła na swoje miejsce, a Malcon puścił drążek i wychylił się ponad balustradę. Widział z góry czubek głowy Dena, który patrzył na równinę i twarz Hoka zadzierającego głowę do góry. Borda i postacie na niej zmniejszały się szybko, po chwili nie można było rozróżnić rysów twarzy. Wtedy platforma zatrzymała się i Den, a za nim Hok, weszli w skałę. Po długiej chwili, gdy Malcon zaczął już się niecierpliwić, najpierw Hok, a potem Den weszli na bordę ciągnąc za sobą konie. Platforma ruszyła w dół, jazda trwała teraz krócej, borda zatrzymała się, wysłannicy dosiedli koni i ruszyli galopem w stronę skalistego grzbietu którego podziemnymi korytarzami doszli tu Malcon z Hokiem. Gdy Dorn nacisnął drugą dźwignię i upewnił się, że borda wjeżdża na górę odwrócił się i rozejrzał po strażnicy.

Najpierw wszedł do okrągłej wieżyczki z której wyskoczył czwarty strażnik i obejrzał ją dokładnie. Nie znalazł w niej żadnego przejścia, więc uznał, że do niczego mu się nie przyda. Zaciągnął tam ciała strażników, ale nie dało się zamknąć drzwi – otwierały się i zamykały od wewnątrz. Malcon chwilę zastanawiał się i nawet wymyślił sposób na zamknięcie drzwi – wystarczyło przywiązać jakiś sznurek do dźwigni i pociągnąć za nią już ze strażnicy – ale nie dałoby się już nigdy wieżyczki otworzyć, więc zostawił ją otwartą.

Odpoczywał chwilę obchodząc strażnicę i oglądając krainę Yara. Przerwała mu Ziga krótkim szczeknięciem. Malcon poczuł, że serce zatrzepotało mu w piersi. Rozejrzał się szybko i zobaczył małą, ciemną chmurką nadlatującą nad Greez. Poruszała się zbyt szybko jak na zwykły obłoczek, nic czuło się zupełnie wiatru – Malcon dotknął Gaeda i zawołał Zigę. Na korytarzu zamknął za sobą drzwi. Chwilę stał obok wnęki i przyglądał się chmurze, ale gdy zawisła nad Greez, cicho odszedł, by zejść na któryś z niższych poziomów. Wróg zaatakował, gdy Malcon szedł krużgankiem.

Przez okna zaczęły wlatywać jakieś ciemne strzępy, wirowały pod sufitem zupełnie bezgłośnie, łączyły się w większe części okrążały Malcona i Zigę, Dorn wyjął Gaed i drugi miecz, usiłując przebić się do którejś z komnat; ale dziwne prawie czarne teraz płachty wielkości chust, nie puszczały. Nie bały się również Gaeda. Latały coraz bliżej Malcona, a im bardziej się zbliżały, tym bardziej kręciło mu się w głowie. Oparł się o ścianę plecami i nie przestawał machać mieczami, choć wiedział już, że tak się nie obroni. Nagle wszystkie czarne strzępy zawirowały i odskoczyły od Malcona. Zbiły się w jeden duży kłąb, który opadł na podłogę, coś zabulgotało i nagle w tym miejscu pojawił się ohydny stwór. W pierwszej chwili wyglądał jak olbrzymia żaba wielkości taura, ale gdy otworzył paszczę i pokazał trzy szeregi cienkich zębów i w dodatku wysunął głowę na długiej szyi, tylko śliska gadzia skóra przypominała nieszkodliwą ropuchę. Malcon zrobił krok do przodu i wyciągnął miecz w kierunku potwora. Tamten syknął i cofnął łeb, ale zaraz wystrzelił nim w kierunku Malcona. Król Laberi zdołał odskoczyć, ale nie zdążył zadać ciosu, tak szybki był ten ruch. A gdy oparł się plecami o ścianę, w tym samym co przed chwilą miejscu, potwór zabulgotał, nadął się i nagle rozsypał się na małe kule, które jak wystrzelone poleciały w stronę Malcona. Żadna z nich nie dotknęła Dorna, wszystkie uderzały w ścianę, ale za to gdy odsłonił twarz i obejrzał się zobaczył, że z miejsc, w które uderzyły, w błyskawicznym tempie wyrastają czarne wici. Zanim Malcon oprzytomniał i spróbował odskoczyć, wici zwinęły się, splątały i Malcon znalazł się w klatce. Uderzył kilka razy mieczem w cienkie kraty, uderzył Gaedem, ale żadna z prób nie dała rezultatu. Grube na palec kraty były silniejsze od jego broni. Malcon miotał się w klatce uderzając w pręty, słabo dzwoniące pod uderzeniami jego mieczy, aż poczuł, że pot zalewa mu oczy. Przystanął i rozejrzał się. Zobaczył Zigę stojącą pod ścianą. Nikogo więcej na krużganku nie było. Malcon oparł się plecami o ścianę i opuścił miecze. Zrozumiał, że tym razem pułapka Yara zadziałała. I nie widział sposobu na jej pokonanie.

– Dlaczego Malcon nie odpowiada? – Hok podszedł do trzonu Greez i uderzył otwartą dłonią w skale.

– Musiało mu się coś stać – powiedział Den i znowu szarpnął dźwignię schowaną w wąskiej szczelinie. Na zmianę szarpali i pchali dźwignię, zniechęcali się i odstępowali miejsce drugiemu, ale usiłowania nie przyniosły rezultatów.

– Musimy się tam dostać jak najszybciej. Coś się musiało stać. Zaatakowali go, na pewno… Zrób coś!

– A korytarzem nie możemy przejść? – zapytał Den i wskazał kciukiem górę, z wnętrza której Malcon i Hok przedostali się do Greez.

– Nie wiem. Nie mamy czasu wracać do Pia i jeszcze raz przebyć tę samą drogę. Musimy próbować tędy. Naprawdę nie możesz inaczej wprowadzić nas do góry?

– Trzeba się wspiąć do stajni – powiedział szybko Den. – Tylko stamtąd można ściągnąć bordę.

– Kpisz sobie? – Hok zadarł głowę do góry i popatrzył na pionową kolumnę. – Kto to zrobi?

– Nie wiem. Ale tylko ja mogę uruchomić bordę ze stajni. Włażę – Den zrzucił kaftan i usiadł na ziemi. Ściągnął jeden but i szarpnął za podeszwę drugiego. Zrzucił go i wstał. Jednym ruchem pozbył się miecza, ale wsadził za pas sztylet i zwrócił się do Hoka: – Daj mi swój.

34
{"b":"100648","o":1}