– Jej książęca mość musiała się nieco zdrzemnąć przed wyjściem – oznajmiła przytomnie Holly monarszym tonem, a koleżanki zwijały się w konwulsjach.
Wszyscy goście „Klubu Diwa” pokładali się ze śmiechu.
Kolejna scena nosiła nazwę „Długi powrót do domu”. Wracały taksówką. Abbey siedziała z głową wystawioną przez okno jak pies, bo taksówkarz ją przestrzegł:
– Tylko nie waż się zwymiotować w taksówce. Twarz miała fioletową. Sharon i Denise zasnęły.
Kamera skierowała się na Holly siedzącą obok kierowcy. Tym razem nie zamęczała go paplaniną. Oparła głowę o zagłówek i patrzyła przed siebie w noc. Dobrze teraz pamiętała, o czym myślała wtedy. Że znów wraca do pustego domu.
– Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin, Holly – zaszczebiotała Abbey.
Holly odwróciła się i uśmiechnęła. Znalazła się oko w oko z kamerą.
– Jeszcze kręcisz? Wyłącz to!
I wytrąciła Declanowi kamerę z ręki. Koniec.
Kiedy Daniel poszedł zgasić światła w klubie, Holly wymknęła się cichutko przez najbliższe drzwi. Chciała zebrać myśli, zanim wszyscy zaczną komentować film. Znalazła się w małym składziku wśród pustych beczek. Usiadła na jednej z nich, zastanawiając się nad tym, co przed chwilą zobaczyła. Była rozżalona na brata. Twierdził, że kręci film dokumentalny o życiu klubowym, a w gruncie rzeczy wystawił na pośmiewisko ją i jej koleżanki.
Za nic w świecie jednak nie chciała strofować Declana przy całej rodzinie. Gdyby dokument obejrzany właśnie w telewizji nie dotyczył jej osobiście, uznałaby, że zasługuje na nagrodę. Ale dotyczył. Nie przeszkadzały jej sceny wygłupów z koleżankami, bardziej bolały ukradkowe scenki ukazujące jej cierpienie.
Słone łzy pociekły jej po twarzy. Dopiero telewizja uświadomiła jej, jak się naprawdę czuje – zagubiona i samotna. Zapłakała za Gerrym, rozszlochała się nad swoim losem. Nie chciała, żeby rodzina zobaczyła tę samotność, którą tak bardzo starała się ukryć. Po prostu chciała, żeby Gerry wrócił.
Wtem otworzyły się drzwi i poczuła objęcie silnych męskich ramion. Zaniosła się płaczem. Dosłownie wylewały się z niej miesiące nagromadzonej udręki.
– Nie podobało jej się? – dobiegł ją zatroskany głos Declana.
– Zostaw ją – powiedziała cicho mama i drzwi znów się zamknęły. Tymczasem Daniel głaskał ją po głowie i delikatnie kołysał.
Kiedy wypłakała chyba wszystkie łzy, wyślizgnęła się z jego objęć.
– Przepraszam – szepnęła, pociągając nosem.
– Nie musisz przepraszać – powiedział serdecznie. Siedziała w milczeniu i próbowała wziąć się w garść.
– Naprawdę niepotrzebnie przejmujesz się tym filmem.
– Akurat – rzuciła sarkastycznie, ocierając łzy.
– Poważnie. Wyglądało na to, że się świetnie bawicie. Nikt poza tobą nie zauważył, że jesteś zasmucona.
Holly poczuła się nieco lepiej.
– Jesteś pewien?
– Absolutnie. I przestań już wreszcie kryć się po wszystkich pomieszczeniach w moim klubie. Bo wezmę to do siebie – zagroził z uśmiechem.
– A jak dziewczyny?
Zza drzwi dobiegły ją głośne śmiechy.
– W porządku – odparł. – Ciara upaja się myślą, że zaczną ją brać za gwiazdę. Denise w końcu wyszła z toalety, a Sharon pokłada się ze śmiechu. Tylko Jack robi Abbey wymówki, że wymiotowała w drodze do domu.
Holly zachichotała.
– Dziękuję ci.
– Już możesz pokazać się ludziom? – spytał.
– Chyba tak.
Kiedy wyszła, wszyscy siedzieli przy jednym stole i opowiadali sobie dowcipy. Holly usiadła obok mamy. Elizabeth czule cmoknęła córkę w policzek.
– Nie masz mi za złe? – spytał Declan w obawie, czy nie zdenerwował siostry.
Holly spojrzała na niego miażdżącym wzrokiem.
– Wybaczę ci pod warunkiem, że będziesz dla mnie miły przez najbliższe kilka miesięcy.
Declan skrzywił się. Przepadł z kretesem.
– Mówi się trudno – powiedział.
ROZDZIAŁ SZÓSTY
Holly z podwiniętymi rękawami szorowała w zlewie garnki, kiedy usłyszała znajomy głos.
– Witaj, kochanie.
Podniosła wzrok. Stał w otwartych drzwiach na taras.
– Witaj – odparła z uśmiechem.
– Tęsknisz?
– Jasne.
– Znalazłaś sobie nowego męża?
– Oczywiście. Śpi na górze – parsknęła i wytarła ręce.
Gerry też się roześmiał.
– Udusić go za to, że śpi w naszym łóżku?
– Daj mu jeszcze godzinkę. Musi się wyspać.
Ma zadowoloną minę, pomyślała, i jest tak samo piękny, jakim go zapamiętała. Patrzył na nią wielkimi piwnymi oczami.
– Wejdziesz? – spytała.
– Nie, zajrzałem tylko sprawdzić, co u ciebie. Wszystko w porządku?
Oparł się o framugę drzwi, ręce trzymał w kieszeniach.
– Tak sobie – powiedziała. – Mogłoby być lepiej.
– Podobno zostałaś gwiazdą telewizyjną – rzekł z uśmiechem.
– Z oporami – wyznała szczerze. – Gerry, tęsknię za tobą.
– Nie jestem daleko – zapewnił ją cicho.
– I znów mnie opuszczasz?
– Na jakiś czas.
Uśmiechnęła się.
– Do zobaczenia wkrótce.
Wstała z uśmiechem na twarzy. Czuła się, jakby przespała kilka dni.
– Dzień dobry, Gerry – zaszczebiotała wesoło. Zadzwonił telefon przy łóżku.
– Słucham.
– Holly, zajrzyj do weekendowych gazet. – Głos Sharon był pełen trwogi.
Holly włożyła prędko dres i pojechała do najbliższego kiosku. Zaczęła przeglądać gazety. Kioskarz za ladą głośno zakasłał. Podniosła wzrok.
– To nie biblioteka, proszę pani. Musi je pani kupić – warknął.
– Wiem – odparła rozdrażniona. No ale skąd ma wiedzieć, którą gazetę kupić, jeśli nie wie, w której jest to, czego szuka? Zebrała wszystkie i cisnęła je na ladę.
Sprzedawca zaczął wczytywać jeden po drugim kody kreskowe.
Skusiły ją słodycze ułożone na ladzie. Wyjęła dwa duże batony z piramidki. Cały stos posypał się na podłogę. Uklękła z twarzą czerwoną jak burak, żeby je pozbierać. W sklepie zapadła cisza, tylko kilka osób z kolejki zaczęło pochrząkiwać. Przypomniała sobie, że musi kupić mleko. Podeszła do lodówki po karton.
Wróciła do kolejki i położyła mleko na ladzie. Kioskarz przestał wczytywać ceny.
– Mark! – krzyknął.
Spomiędzy regałów wyszedł powoli pryszczaty młodzieniec z czytnikiem w ręce.
– Tak? – rzucił naburmuszony.
– Otwórz drugą kasę, synu.
Chłopak spojrzał na Holly spode łba. Zrobiła minę. Niechętnie usiadł przy drugiej kasie, kolejka przeszła do niego. Holly tymczasem wyjęła kilka paczek chrupków spod lady i dołożyła do zakupów.
– Coś jeszcze? – zapytał sprzedawca z przekąsem.
– Nie, dziękuję. To wszystko.
Zapłaciła i otworzyła portmonetkę, żeby wsypać do niej resztę.
– Następny.
Sprzedawca skinął na następną osobę w kolejce.
– Przepraszam – spytała Holly – czy mogłabym prosić o torbę?
– Dwadzieścia centów.
Wyjęła znów portmonetkę, położyła monetę na ladzie i zaczęła pakować zakupy.
– Następny – powtórzył sprzedawca. Holly zaczęła pospiesznie wrzucać produkty do torby.
– Poczekam, aż ta pani zapakuje – zaproponował uprzejmie klient. Uśmiechnęła się do niego, doceniając dobre maniery, i już miała wychodzić, kiedy Mark, chłopak zza lady, zaskoczył ją, wykrzykując:
– O, ja panią znam! Pani była w telewizji!
Holly obróciła się na pięcie. Rączka torby pękła pod ciężarem pliku gazet. Zakupy rozsypały się po podłodze.
Życzliwy klient ukląkł, żeby jej pomóc, podczas gdy reszta osób w sklepie przyglądała się z rozbawieniem.
– To pani, prawda? – dopytywał ze śmiechem chłopak. – Holly posłała mu słaby uśmiech znad podłogi. – Wiedziałem! – Klasnął w ręce. – Fajna z pani kobitka!
Spąsowiała.
– Mogłabym prosić jeszcze jedną torbę…
– Tak, należy się…
– Proszę.
Życzliwy klient położył dwadzieścia centów na ladzie. Kioskarz zrobił zdumioną minę i wrócił do obsługiwania ludzi z kolejki.