Литмир - Электронная Библиотека

– On ma na imię Timothy – sprostowała Meredith. – Tak, mamo, chyba już może.

Timothy wszedł do jadalni ze spuszczoną głową i w milczeniu zajął swoje miejsce. Holly omal serce nie wyskoczyło z piersi na jego widok. Jak można tak okrutnie traktować dziecko! Jej współczucie trochę jednak zmalało, kiedy mały kopnął ją boleśnie w kostkę.

– Holly, jak obchodzisz urodziny? – spytała Abbey.

– No właśnie! – zawołała Ciara. – Kończysz trzydzieści lat.

– Nie planuję niczego szczególnego – burknęła Holly. – Nie chcę żadnego przyjęcia.

– Musisz coś urządzić – zaoponowała Ciara.

– Wcale nie musi, jeśli nie ma na to ochoty. – Frank przyszedł córce z pomocą.

– Dziękuję, tato. Chyba urządzę babski wieczór. Może powłóczymy się po klubach. Nic wielkiego, nic szalonego.

– Zgadzam się z tobą, Holly – podchwycił Richard. – Przyjęcia urodzinowe często bywają żenujące. Dorośli wygłupiają się jak dzieci, przesadzają z piciem. Dobrze robisz.

– Wiesz, ja właściwie lubię takie przyjęcia – odparowała Holly. – Tyle że akurat teraz nie jestem w nastroju.

Zapadło milczenie, które przerwał pisk Ciary.

– Czyli szykuje się nam babski wieczór!

– Mógłbym wam towarzyszyć z kamerą? – spytał Declan.

– Niby po co?

– Żeby nakręcić dokument o klubach. Muszę zrobić do szkoły etiudę na ten temat.

– Jeśli ci to do czegoś potrzebne… Ale wiedz, że nie wybieramy się do najmodniejszych lokali.

– Nieważne, dokąd. Auu! – krzyknął nieoczekiwanie i spiorunował wzrokiem Timothy’ego. Chłopiec pokazał mu język i rozmowa potoczyła się dalej.

W końcu zrobiło się późno i goście zaczęli się rozchodzić. Na dworze Holly owionęło rześkie powietrze. Ruszyła do samochodu. Rodzice stali w drzwiach i machali jej na pożegnanie, ale i tak dotkliwie czuła swą samotność. Zwykle z takich proszonych obiadów wychodziła z Garrym, a jeśli nawet sama, to wracała do domu, do niego. Było, minęło. Bezpowrotnie.

ROZDZIAŁ TRZECI

Przejrzała się w dużym lustrze. Zgodnie z zaleceniem Gerry’ego kupiła sobie nowy ciuch. Nie wiedziała jeszcze po co i kilka razy dziennie korciło ją, by zajrzeć do majowej koperty. Zostały już tylko dwa dni i pełne napięcia oczekiwanie nie pozwalało jej myśleć o niczym innym. Wybrała czarny strój. Odpowiadał jej obecnemu nastrojowi. Obcisłe czarne spodnie bardzo ją wyszczuplały, a czarny gorset uwydatniał biust. Leo fantastycznie ułożył jej włosy. Związał je z tyłu tak, żeby pojedyncze pasma opadały luźno na ramiona.

Wcale nie czuła, że dobiega trzydziestki. Ale właściwie co miałaby czuć? Kiedy była młodsza, uważała, że w tym wieku powinno się już mieć doświadczenie, rozsądek, stabilizację, męża, dzieci i osiągnięcia zawodowe. Nie posiadała niczego. Nie było więc powodu do świętowania.

Zadzwonił dzwonek, za drzwiami rozległy się podekscytowane głosy i śmiechy dziewczyn. Postanowiła się zmobilizować, wzięła głęboki oddech i na siłę próbowała się uśmiechnąć.

– Wszystkiego najlepszego! – zawołały chórem Sharon, Abbey, Ciara i Denise, przyjaciółka, której nie widziała od wieków.

Widok ich rozradowanych twarzy z miejsca wprawił ją w dobry nastrój. Zaprosiła je do salonu i pomachała w stronę kamery, którą trzymał Declan.

– Nie, Holly! Nie zwracaj na niego teraz uwagi! – syknęła Denise i pociągnęła przyjaciółkę za rękę na kanapę, gdzie dziewczęta otoczyły ją wianuszkiem i zaczęły zasypywać prezentami.

– Zacznij od mojego! ~ piszczała Ciara.

– Chyba najpierw powinnyśmy otworzyć szampana, a potem prezenty – zaproponowała Abbey.

– Dobrze, twój rozpakuję jako pierwszy – obiecała Holly siostrze. Abbey skoczyła do kuchni i wróciła z tacą pełną wysokich, smukłych kieliszków do szampana. – Która ma ochotę na bąbelki? Holly, czyń honory domu.

I wręczyła jej butelkę. Kiedy Holly mocowała się z korkiem, dziewczyny zaczęły się zasłaniać i chować.

– Ej, nie jestem aż tak niezdarna!

Kiedy szampan strzelił, wydały radosny okrzyk i wyszły z kryjówek.

– Dobra, to teraz rozpakuj mój prezent! – domagała się głośno Ciara.

– Przestań! – uciszyły ją koleżanki.

– Po toaście – wyjaśniła Sharon. Wszystkie podniosły kieliszki.

– Zdrowie mojej najukochańszej przyjaciółki, która ma za sobą trudny rok, ale okazała się najdzielniejszą i najsilniejszą ze wszystkich znanych mi osób. Może stanowić wzór dla nas wszystkich. Wypijmy za jej szczęście przez następne trzydzieści lat. Zdrowie Holly!

– Zdrowie Holly! – powtórzyły chórem.

Sączyły wolno szampana, a w oczach szkliły im się łzy. Tylko Ciara jednym haustem wychyliła kieliszek do dna.

– No dobrze – zakomenderowała. – Po pierwsze, włóż tę tiarę, bo jesteś dziś naszą księżniczką, a po wtóre to jest prezent ode mnie.

Dziewczęta pomogły włożyć Holly błyszczącą tiarę, która idealnie pasowała do czarnego mieniącego się gorsetu. Następnie rozwiązała wstążkę i zajrzała do pudełka.

– Co to takiego?

– Przeczytaj! – zawołała rozemocjonowana Ciara.

Holly zaczęła czytać na głos instrukcję.

– Przyrząd działa na baterię… Ciara, ty wariatko!

Gruchnął histeryczny śmiech.

Declan zrobił minę, jak gdyby go zemdliło.

Holly uściskała siostrę.

– Dobra, teraz moja kolej – powiedziała Abbey, kładąc paczuszkę na kolanach Holly.

Solenizantka otworzyła pudełko.

– Co za cudo!

Podniosła do góry album fotograficzny oprawny w srebro.

– Na twoje nowe wspomnienia – dodała Abbey cicho.

– Przepiękny – zachwycała się Holly. zarzuciła dziewczynie ręce na szyję i mocno ją uścisnęła. – Dziękuję.

– Mój prezent jest mniej romantyczny. Denise wręczyła jej kopertę.

– Genialny pomysł! – zawołała Holly po otwarciu. – Tygodniowy pobyt w klinice zdrowia i urody w Haven! Bardzo ci dziękuję! – Następnie mrugnęła do Sharon. – Wprawdzie twój prezent na końcu, ale bynajmniej nie szarym.

Rozpakowała oprawione w dużą srebrną ramę zdjęcie Sharon, Denise i Holly na balu gwiazdkowym sprzed dwu lat.

– Mam na sobie tamtą drogą białą suknię! – Ostatni bal z Gerrym. – Postawię je na odpowiednim miejscu – powiedziała i ulokowała prezent na kominku, tuż za zdjęciem ślubnym.

– Dość tego, dziewczyny – zawołała Ciara. – Zabieramy się poważnie do picia!

Po dwóch butelkach szampana i kilku czerwonego wina wytoczyły się z domu i wsiadły do taksówki. Holly uparła się, żeby usiąść obok kierowcy i odbyć z nim serdeczną rozmowę. Kiedy dojeżdżali do centrum, facet miał jej wyraźnie dość.

– Trzymaj się, John! – hałaśliwie pożegnały swego nowego przyjaciela i wysypały się na ulicę. Postanowiły poszukać szczęścia w „Boudoir”, najbardziej eleganckim klubie w całym Dublinie.

Klub zarezerwowano dla sławnych i bogatych. Od reszty wymagano kart wstępu. Denise podeszła do drzwi, bezczelnie machając bramkarzowi przed nosem kartą wypożyczalni wideo. Nie pomogło. Zatrzymano ją przy wejściu.

Kiedy dziewczyny wykłócały się z bramkarzami, do środka weszło kilku znanych prezenterów wiadomości z telewizji publicznej. Denise witała ich jak dobrych przyjaciół. Niestety, wkrótce potem Holly urwał się film.

Kiedy się obudziła, łomotało jej serce, a usta miała wyschnięte jak sandał Gandhiego. Uniosła się na łokciu i próbowała otworzyć oczy, które dziwnie jej się kleiły. W pokoju było widno, aż za bardzo, i wszystko jakby wirowało. W lustrze mignęło jej własne odbicie. Niesamowite! Czyżby w nocy miała jakiś wypadek? Osunęła się na plecy. Nagle rozległ się alarm antywłamaniowy. A bierz sobie, co chcesz, pomyślała. Tylko przynieś mi szklankę wody. Dopiero po chwili zorientowała się, że to nie alarm, lecz telefon przy jej łóżku.

– Halo – wyskrzeczała.

– Och, jak dobrze, że nie tylko mnie to spotyka – wystękał jakiś znękany głos.

– Kto mówi? – wychrypiała Holly.

– Podobno mam na imię Sharon. Mężczyzna, który leży obok mnie w łóżku, uważa, że go znam.

6
{"b":"100485","o":1}