J. Stalin, Problemy szerzenia ideologii komunistycznej,
referat wygłoszony na XXVII zjeździe WKP(b)
w: Dzieła wszystkie, tom 88, str. 542
***
Agent wszedł do pokoju pułkownika. Ten oderwał się od studiowania raportu.
– Złe wieści? – Bezbłędnie odczytał wyraz twarzy podwładnego.
– Tak.
– Referujcie.
– Akademik Filipow dobrał się do wspomnień profesora Aleksandra Popowa.
– Tego radiowca?
– Właśnie.
Pułkownik zabębnił palcami po blacie, najwyraźniej z niecierpliwością oczekując dalszych wyjaśnień.
– Znalazł tam pewną informację… – Widząc minę zwierzchnika, wywiadowca przeszedł natychmiast do konkretów. – A więc anteny w rezerwacie zbudował Popow na polecenie Kokuszewa-Mirskiego.
– Cholera. Nie wszystko widać da się wyczyścić… Co jeszcze znalazł?
– W zasadzie tylko ich opis i nazwę majątku. Niestety, sięgnął też do polskiego czasopisma naukowego z 1914 roku i tam wyczytał informację, że Kachowka leży w pobliżu Moskwy.
– Ludziom z działu zabezpieczenia zbiorów bibliotecznych jaja poukręcam.
– Czy mam skonfiskować książkę?
– Nie… Za późno. Jak sądzicie, towarzyszu, zdoła zlokalizować miejsce?
– Chyba tak.
– Opracujcie wykaz wszystkich bibliotek kartograficznych, w których mógłby skorzystać z map, wydanych przed rewolucją i przejdźcie się po nich. Zostawicie wszędzie ostrzeżenia, że gdyby ktoś pytał, ten akurat arkusz uległ zagubieniu jeszcze przed wojną. Coś jeszcze?
– Istnieje przypuszczenie… Nasz informator na targowisku widział, jak Filipow rozmawia z bukinistami.
– Cholera, dawno trzeba było ich wszystkich przeciągnąć na naszą stronę… Znalazł coś?
– Mało prawdopodobne. Ale nie da się tego wykluczyć. Mirski wydał swoją książkę w nakładzie stu egzemplarzy. Przez sześćdziesiąt lat poszukiwań udało nam się zabezpieczyć tylko osiemdziesiąt sześć sztuk. Te czternaście może być dosłownie wszędzie… Co robimy, jeśli znajdzie rezerwat?
– Mam pewną koncepcję – mruknął pułkownik. – Jeśli mu się uda…
***
Wszelkie publikowane prace naukowe byłego hrabiego Kokuszewa-Mirskiego należy bezwzględnie zabezpieczyć. W tym celu CzK winna przeszukać wszystkie księgozbiory publiczne oraz, w miarę możliwości, prywatne. Za ukrywanie egzemplarzy książki „Cywilizacja Marsa” oraz jej odpisów stosować bezwzględnie karę śmierci. Usunąć wszelkie ślady badań, a dostęp do ich wyników umożliwić wyłącznie wąskiemu gronu wtajemniczonych ekspertów. Pałac byłego hrabiego przeszukać i wysadzić w powietrze. Upewnić się przez naszą agenturę, czy on na pewno nie żyje. Jeśli przypadkiem pojawił się za granicą – schwytać i natychmiast dostarczyć do Moskwy. Na wykonanie operacji daję tydzień.
F.E. Dzierżyński, Rozkaz nr 23/1922,
Archiwum Rewolucji Październikowej,
teczka ż-235/4, karta 387
***
Profesor siedzi w bibliotece. Tym razem jego ulubione miejsce jest wolne. Na lakierowanym blacie stolika leży kilka książek, zamówionych przed chwilą z magazynu. Ich grzbiety są leciutko zakurzone. Największe wrażenie robi pięć opasłych tomiszczy – urzędowy wykaz miejscowości ZSRR. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie wam do głowy odnaleźć dowolną, zabitą dechami dziurę, polecam sięgnięcie do tej cennej pozycji. Znajdziecie w niej każdą informację, jakiej wam potrzeba. Położenie, nazwę, jaką nosiła przed rewolucją, nazwę obwodu i rejonu, gdzie należy jej szukać.
Oczywiście, istnieją w tym pięknym kraju miejscowości, których położenia z różnych przyczyn nie wolno nikomu zdradzić. Walczące o światowy pokój państwo musi przecież dobrze strzec nazw ośrodków produkujących broń jądrową, czy baz szkoleniowych internacjonalistycznych bojowników o wolność uciskanych narodów…
Te dane znajdziecie w suplemencie. Zasadniczo skorzystać można z niego tylko w czytelni prohibitów, ale przez jakieś niedopatrzenie także on znalazł się na stoliku Filipowa. Tylko nieliczni wiedzą, że istnieje także suplement do suplementu. Zawarto w nim informacje naprawdę ważne. Niestety, odbito go w nakładzie jedynie dziesięciu sztuk i do tej pory nie trafił do biblioteki.
Profesor szuka majątku Kachowka. Nie ma go jednak ani w głównym indeksie, ani w wykazie nazw przedrewolucyjnych. Co dziwne, nie figuruje w spisie osad, doszczętnie startych z powierzchni ziemi podczas wojen domowych i światowych. Nie ma go także w indeksie. A przecież artykuł w polskim czasopiśmie „Wszechświat” wyraźnie wspomina, że warszawski dziennikarz odwiedził dobra o tej nazwie, leżące – co więcej – gdzieś w pobliżu Moskwy…
Filipow otwiera raz jeszcze oprawiony rocznik „Wszechświata”. Słownik rosyjsko-polski leży w zasięgu jego ręki, ale astronom nawet nie spogląda w tamtą stronę. Język polski, wbrew pozorom, nie jest trudny do zrozumienia. Sporo wyrazów ma podobne brzmienie. Jeśli dobrze zna się ukraiński, można od biedy poradzić sobie bez słownika. Akademik ponownie czyta początek artykułu… A potem zaczyna świtać mu pewien, nader ryzykowny pomysł.
***
Osobnym problemem było zainstalowanie w sondzie aparatu radiowego, któren byłby zdolnym wysłać wiadomość przez tysiące kilometrów przestrzeni, wypełnionej li tylko eterem. Sama konstrukcja, według Popowa, nie przedstawiała sobą trudności, jednak problemem zasadniczym było jej zasilanie.
Rozważaliśmy wykorzystanie akumulatorów Edisona, jednak ich wielkość, waga i ograniczony czas działania wykluczały ich praktyczne użycie. Bo i pomyśleć tylko, trudno w sondzie, która ważyć ma nie więcej niż trzydzieści funtów, umieszczać beczkę kwasu o objętości trzystu litrów! Tu znowu z pomocą pospieszył Szczepanik, proponując mały akumulator, na kilka tylko minut wystarczający, połączony miedzianym drutem z płytkami selenu, na zewnątrz sondy umieszczonymi. Światło Słońca, padając na selen, wzbudzić powinno dość elektryczności, by zasilać akumulator aparatu radiowego… Anteny zaś, których używaliśmy w majątku Kachowka do odbioru sygnałów marsjańskich, i sygnał pocisku powinny bez trudu wychwycić. Co by się stało, gdyby Marsjanie sygnały jego pochwycili i, złożywszy z nich obraz, spostrzegli, że ku ich planecie sonda nadlatuje? To przyniosłoby jedynie korzyści dla naszego kontaktu! Możemy mieć także nadzieję, że po upadku na powierzchnię uczeni Marsa zbadają sondę i, odkrywszy zasady działania urządzeń Szczepanika, zechcą nam tą samą metodą przesłać fotografie, wykonane na powierzchni swojej planety!
Cywilizacja Marsa
***
Jeśli pociągają was uroki aktywnego wypoczynku, polecam szczerze nabycie książki „Okolice Moskwy – przewodnik pieszego turysty”. W tej dość opasłej książce, liczącej bez mała trzysta stron, zawarto dane na temat przeszło czterdziestu tras wycieczkowych, rozrzuconych wokół tego pięknego miasta. Opracowano ją niezwykle starannie. Znajdziecie tu krótkie opisy ponad stu pięćdziesięciu miejscowości, otaczających stolicę w promieniu około czterdziestu kilometrów. Zespół autorów podszedł do zagadnienia niezwykle profesjonalnie. Przy omówieniach tras umieszczono informacje, jak dojechać, gdzie znaleźć nocleg oraz, co najważniejsze, w których wsiach natrafić można na sklepy i czy honorują w nich moskiewskie kartki żywnościowe. Podano także adresy posterunków milicji, gdzie należy się zameldować, jeśli pobyt w danej okolicy trwa dłużej niż dobę, oraz – gdyby zaszła tak konieczność – gdzie znaleźć przedstawicieli KGB. Opublikowano ją w poręcznym, kieszonkowym formacie. Książka ta cieszy się sporym zainteresowaniem i dość szybko znika z rynku.