Jakiś nieznajomy chłopak podszedł i wyszeptał mu coś do ucha; twarz Saininga w jednej chwili ściągnęła się w grymasie. „Przykro mi, przykro mi” – powtarzał. Przepychając się przez ciżbę ludzką, dojrzałam, jak patrzył na mnie z największą czułością, jaką można sobie wyobrazić. Wyraz jego oczu przeniósł mnie w przeszłość; poczułam smutek.
– Co się stało? Co on ci powiedział?
– Powiedział mi: „Co ty wyprawiasz? Kim, do cholery, jesteś? Też jestem perkusistą, tutaj chodzi o uczucie, nie tylko o technikę. Nie masz pojęcia o wyrażaniu własnego ja”.
– Co? Jaja sobie robisz!
– Lepiej już pójdę do domu.
– Co się z tobą dzieje? Jesteś dobry. Jesteś lepszy niż kiedykolwiek. Wszystkim się podobało!
– Daj spokój. Może on miał rację.
– Rację w czym? Mówił tylko za siebie. Co cię napadło? Czemu go przeprosiłeś? Żuczek chce z tobą zagrać na gitarze.
– Za stary jestem.
Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek usłyszę od Saininga coś takiego.
Wyszedł i nie próbowałam go zatrzymywać.
Ledwie zniknął za drzwiami, rzuciłam się w stronę tamtego chłopaka.
– Kim ty jesteś, do cholery, żeby mówić takie rzeczy? Masz do wyboru: przeprosisz go albo zaraz idziesz tam i grasz dla mnie. Niech usłyszę, ile „uczucia” potrafisz z siebie dać!
Ku mojemu zaskoczeniu, chłopak przeprosił mnie od razu, i był przy tym szczery.
– Zażartowałem sobie z niego – wyjaśnił. – Nie chciałem, żeby potraktował to serio. Proszę cię, powiedz mu, że bardzo mi przykro.
Gdy to wszystko usłyszałam, nie miałam nic lepszego do roboty niż zacząć pić. Kiedy, do cholery, ten skromny barek zaczął przyciągać tyle panienek uganiających się za laowaiami? Obrzydliwość!
Poprosiłam pewnego Hiszpana i Węgra, żeby mówili do mnie jednocześnie, każdy w swoim ojczystym języku, każdy do innego ucha.
– Mówcie, co chcecie, byle gadać! – zażądałam.
Wyciągając wdzięcznie szyje, z poważnymi minami, zaczęli wylewać z siebie nieprzerwane potoki słów – jeden z lewej, drugi z prawej strony.
Hong wyszła z baru. Za dużo wypiła. Zawsze gdy się upije, robi się miękka i ckliwa, jej twarz nabiera niewinnego wyrazu, oczy robią się szkliste i zaczyna wydmuchiwać baloniki śliny Patrzy na mnie jakby z oddali, i gdy spoglądam na papierosa w jej dłoni, mówi: „Życie jest krótkie, ale co to dokładnie znaczy? Może trzeba popełnić samobójstwo, żeby się dowiedzieć? Ale ja nie zamierzam się zabijać. Samobójstwo to jakaś pieprzona skrajność”.
Kiedy opuściłem ją cztery lata temu, wpadła w depresję. I teraz, choćbym nie wiadomo jak się starał, nie potrafię sprawić, by znowu była szczęśliwa. Jak mogę być szczęśliwy, kiedy ona nie jest? Gdy spotkałem ją po raz pierwszy, była jeszcze dziewicą, niewinną i pełną życia. Dziś mamy Święto Zakochanych, chciałem sprawić jej radość, ale wciąż jest taka przygnębiona. Lepiej bym zrobił, kupując jej jakieś fajne okulary przeciwsłoneczne! To takie proste. Tanie okulary z wielkimi szkłami uszczęśliwiłyby ją na wiele dni!
Podeszła i spojrzała na mnie.
– Wiedziałam, że będziesz tu na mnie czekał. Znam twoje zwyczaje. Ale już mnie nie wzruszysz. Kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy, powiedziałeś, że szukasz barów, w których są estrady. Chciałeś włożyć całe swoje serce w śpiew, aż skończą ci się piosenki albo aż cię wyrzucą za drzwi. Mówiłeś, że twoją maksymą jest „umrzeć młodo i pozostawić urodziwego trupa”. Mówiłeś, że uważasz to za swoje przeznaczenie. Spytałam, gdzie są takie bary, a ty odpowiedziałeś, że nie wiesz, ale się dowiesz. Przez te twoje pełne wargi, wielkie oczy i długie włosy, przez twoją namiętność do czekolady i twoją grę na gitarze wprost oszalałam na twoim punkcie! Czy wiesz, dlaczego twoje oczy zawsze wyglądają tak pięknie? Bo jesteś samotny, mówisz oczyma. Co mam zrobić, żeby wyrwać cię z tej twojej samotności? Nie przypuszczałam, że dzisiaj też będziesz się czuł samotny. Lubisz takie miejsca jak to, prawda? W Szanghaju jest teraz pełno klubów. Widzisz tę dziewczynę? Tę, która wygląda jak ciasteczko? Mieszka w wilgotnej suterenie i ostatnio ćwiczy kawałki Joy Division, szukając własnego brzmienia. A ty siedzisz na dworze i przepraszasz, że żyjesz. Po jakiego diabła na mnie czekasz? Kocham cię, a może kocham tylko twoją astmę. Astma to pierdolony koszmar.
Nie mam pojęcia, czemu zrobiła się taka drażliwa. Wtedy po moim powrocie była bez przerwy spięta. Może to z powodu braku życia seksualnego? A może dlatego, że została pisarką? Albo dlatego, że kiedyś prorokowała, że umrze w wieku dwudziestu siedmiu lat? Chciałem jej zagrać na skrzypcach. Pomyślałem, że to podziała na nią uspokajająco. Musieliśmy zacząć wspólnie budować naszą nową miłość.
Wyszedłem, bo to po prostu nie była moja estrada. Czekałem na ciebie, bo nie znam drogi do twojego mieszkania. Pomyślałem, że wsiądziemy do jednej taksówki i zaoszczędzimy pieniądze.
Zaczęło mi lecieć z nosa. To moja stara przypadłość – zawsze kiedy jestem niespokojny czy zły, dostaję krwawienia z nosa. Hong spojrzała na mnie ze wstrętem.
– Nie mam zamiaru się tobą opiekować – powiedziała. – Nie obchodzi cię nic poza tobą samym. Zostawiłeś mnie po to, żeby sobie poeksperymentować z narkotykami. Zostawiłeś mnie w tamtym okropnym mieście i przepuściłeś cały spadek na dragi. Skrzywdziłeś nas wszystkich!
Te ostre słowa, w dodatku wygłaszane tak pięknymi ustami, to coś więcej, niż mogłem znieść. Doszedłem do wniosku, że ją straciłem. Wziąłem ją w ramiona – była tak lekka, niemal nieważka. Patrzyła w niebo oczyma nieruchomymi jak u kota. Już nigdy nie wyczytam tego szaleństwa z jej czarnych oczu. Chyba nie mam dość siły, by nadal ją kochać. Już nigdy nie doświadczymy miłości. Będę musiał zaakceptować tę prawdę. Nasze ciała… Nasze ciała opuściły nas dawno temu. Nie mamy już ciał. Nasze usta są zbyt wyschnięte, by całować, nasze pożądanie się wypaliło, ale to bez znaczenia! Liczy się to, że jesteśmy rodziną, towarzyszami życia. Pochodzimy z tych samych stron, wciąż żyjemy, i będziemy żyć dalej. Kto powiedział, że to nie jest miłość? Nie mógłbym znowu jej opuścić. Chcę być z nią cały czas, to moje jedyne pragnienie, nie chcę już przysparzać jej smutku. Zrobię, cokolwiek poprosi, byle tylko móc widzieć ją codziennie, byle tylko uśmiechała się do mnie. Dla tego strzępka nadziei chcę jeszcze raz upaść razem z nią, zanurzyć się w tej całej rozpaczy. Gdyby zechciała wyjść za kogoś za mąż – chcę, żebym to był ja.
Przemyślałem ten plan, ale nic nie powiedziałem. Nie ośmieliłem się. Porozmawiamy o tym rano przy kawie.