Wtedy w życiu Małej Shanghai pojawił się nowy mężczyzna. Pochodził z północnego wschodu, był złodziejem i alfonsem. Kradł dla niej buty, a ona się w nim zakochała. Zdecydowała się na powrót do hotelowej windy na jakiś czas, bo tam w jedną noc można obsłużyć wielu klientów, a w nocnym klubie – tylko jednego. Mała Shanghai i jej nowy facet mieli odłożyć trochę pieniędzy, pojechać na północny wschód i wziąć ślub.
Mała Shanghai wróciła do windy, a my znów mogliśmy ją obserwować. Teraz była modnie ubrana, na jej twarzy zawsze gościł uśmiech, a laogong codziennie zabierał ją do restauracji.
Jej nowy „stary” był bardzo męski. Mówił niewiele i ciągle się z nią pieprzył. Zawsze i wszędzie gotów ściągnąć spodnie, doskonale pasował do Małej Shanghai. Mówiła, że pieprzył ją w bardzo metodyczny sposób – potrafił to robić mnóstwo czasu bez kończenia. Stanowił dla niej źródło niewyczerpanej przyjemności, dzięki niemu była wiecznie wilgotna. Ze wszystkich mężczyzn, z którymi spała, ten zaspokajał ją najlepiej, i kochała go za to. Czuła, że po raz pierwszy w życiu ma normalny romans z mężczyzną. Nareszcie doświadczała tej zwyczajnej serii szczęścia, bólu, zazdrości, ukrytych fantazji i słodkich słówek. Zawsze miała ochotę na seks z nim. Miała na to ochotę całymi dniami, codziennie i bez przerwy.
Hotel łączyły powiązania z organizacjami przestępczymi. Zarząd musiał zadrzeć z kimś ważnym, bo pewnego dnia hotel zamknięto, zabrano nawet dyrektora. W dzień nalotu wszystkie dziewczyny i pokojówki się rozbiegły, lecz Mała Shanghai była akurat w windzie i nie mogła uciec.
Spędziła wiele dni w areszcie, z nadzieją, że laogong odwiedzi ją i przyniesie czyste ubrania. Miał jej książeczkę bankową, na której odłożyła sporo pieniędzy, więc była pewna, że dowie się, komu trzeba zapłacić, i wyciągnie ją stąd. Wszystkie kobiety ktoś odwiedzał, niektóre zostały wypuszczone na wolność po tym, jak opłacono właściwych ludzi, lecz do Małej Shanghai wciąż nikt nie przychodził. Dzień w dzień opowiadała wszystkim, jak bardzo „jej stary” ją kocha, i że z całą pewnością właśnie próbuje coś dla niej wykombinować.
W końcu skazali ją na rok robót w kobiecym obozie pracy. W ośrodku „reedukacji przez pracę” dalej powtarzała tę samą historię. Wszyscy mieli serdecznie dość słuchania jej w kółko i zaczęli sobie z niej kpić. Wyśmiewali ją, lecz mimo to pomagali jej, oddawali ubrania i częstowali sucharkami. Mała Shanghai była w ciąży, więc nie musiała pracować. Zwolnili ją już po sześciu miesiącach.
Wędrowała od lokalu do lokalu, wypytując o swojego laogonga. Wreszcie, dźwigając swój duży brzuch, wsiadła w pociąg do Shenyangu. Jej facet powiedział: „Nie ma pieniędzy. Wszystko wydałem. A teraz wynoś się stąd”. Powiedział też: „Nie przyszło ci nigdy do głowy, że nie traktowałbym serio dziewczyny z Szanghaju? Szanghajki nadają się tylko do walenia”. Powtórzył to wiele razy. Mała Shanghai wróciła do miasta sama. Chciała pójść do szpitala i usunąć ciążę, już ośmiomiesięczną. Poszedł tam z nią mężczyzna, który był w niej zakochany. Chciał się z nią ożenić, ale też nie miał ani grosza.
Po operacji Mała Shanghai stwierdziła, że całkiem straciła figurę. Jej twarz i ciało obwisły, czarne oczy przestały być czarne. Tylko rzęsy wciąż sterczały, wywinięte do góry.
Wróciła do pracy w nocnym klubie, lecz nie potrafiła już odzyskać popytu. Nie miała pieniędzy na fajne ciuchy, a mężczyzna z północnego wschodu pozbył się wszystkich jej starych ubrań. Od czasu do czasu Mała Shanghai oszukiwała swojego laogonga, umawiała się z innymi facetami i szła z nimi do łóżka dla pieniędzy, ale źle się z tym czuła – laogong był temu zdecydowanie przeciwny; często się o to kłócili. Mimo to Mała Shanghai cieszyła się w duchu. Czuła, że miłość tego mężczyzny jest normalna.
Pewnego dnia jego matka przysłała list. Napisała w nim, że na wieść, że syn znalazł sobie narzeczoną, ogarnęła ją taka radość, że pożyczyła dwa tysiące juanów i zamierza dać im te pieniądze w prezencie ślubnym. Mała Shanghai nie mogła przestać płakać. Dwa tysiące juanów! Kiedyś w jedną noc potrafiła zarobić parę razy tyle! Mając to wszystko na uwadze, podjęła decyzję: pojedzie ze swoim mężczyzną do domu i wyjdzie za niego.
Nazywała się Ye Meili, czyli Nocna Piękność. Od dziecka była wiele razy kupowana i sprzedawana przez ludzi, którzy handlowali innymi istotami ludzkimi. Miała dziewiętnaście, może dwadzieścia lat – nigdy nie opowiedziała tej samej historii dwa razy. Była analfabetką i mówiła dziwacznym mandaryńskim. Jej chłopski akcent był równie grubo ciosany, jak jej uroda. Mówiła, że jest Ujgurką z Xinjiangu, lecz żadne z nas nie wiedziało, skąd rzeczywiście pochodziła. Tylko ona znała prawdę, a bardzo lubiła opowiadać różne historie – to była jej specjalność. Pojawiła się wśród nas po raz pierwszy, gdy Mała Shanghai przywiozła ją z Kantonu. Miała bladą, piegowatą twarz z dodatkiem w postaci wydatnego nosa; jej duże, podwójne powieki były produktem chirurgii plastycznej, a wielkie cycki przypominały silikonowe implanty. Była uczuciowa i porywcza. Po pożałowania godnym zejściu ze sceny Małej Shanghai postanowiła, że wykorzysta jej faceta. Zamierzała posłużyć się nim, by się przedostać do Makau. Zawsze chciała pojechać do Makau. Były tam kasyna, a ona marzyła o hazardzie.
Jej „etniczna” uroda sprawiała, że nie przypominała Chinki, dlatego facet nie mógł zdobyć dla niej fałszywych dokumentów, potrzebnych do przejścia przez granicę. Skombinował papiery dla siebie i pojechał sam, a ona miała przekraść się na terytorium Makau łodzią. Za pierwszym razem była gęsta mgła, a przewoźnik niechcący skierował łódź do Hongkongu. Zanim zeszli na ląd, nie mieli pojęcia, gdzie są. Postanowili zgłosić się na policję. Policja wysłała ich z powrotem i wypuściła po zapłaceniu niewielkiej grzywny.
Gdy za drugim razem próbowali przedostać się do Makau, za łodzią wysłano pościg. Ye Meili stała na pokładzie i krzyczała co sił w płucach: „Co tak wolno? Szybciej!” Przewoźnik bał się, że ten wrzask ich wyda, więc przyśpieszał. Łódź rzucała Ye Meili na wszystkie strony, aż posiniaczyła sobie cały tyłek, ale wreszcie udało im się dopłynąć do Makau. Po jej facecie nie było śladu. Czekała i czekała, w końcu nie mogła już dłużej czekać. Przewoźnik nie dostał zapłaty, więc zgwałcił Ye Meili – trzymając ją za wielkie cycki, spuścił się jak gdyby nigdy nic. Już podciągał spodnie, zbierając się do powrotu, gdy Ye Meili usiadła mu na twarzy swoim wielkim tyłkiem, zasłaniając jego brodę włosami łonowymi, ścisnęła go mocno udami, wpiła się rękami w ziemię, a jej wielkie cycki podskakiwały jak szalone. Ye Meili pokrzykiwała, coraz szybciej i szybciej, aż każdy zakamarek jej ciała wypełnił się radosnym drżeniem.
Przewoźnik, zanim odpłynął, ledwie trzymał się na nogach; z twarzy kapały mu soki, które wypłynęły z otworu Ye Meili wraz z jego własnym nasieniem.
Ye Meili poczołgała się przed siebie, przedarła się przez ogrodzenie z drutu kolczastego i wreszcie znalazła się na drodze. Wiedziała, że w Makau nikt nie zapyta jej o dokumenty, pod warunkiem że będzie podróżowała prywatnym samochodem, więc postarała się czym prędzej wsiąść do prywatnego samochodu. Niestety, nikt nie miał na nią ochoty, bo cała była podrapana drutem kolczastym. Znalazła więc automat telefoniczny i wymieniwszy trochę pieniędzy na portugalskie escudo, nie zważając na ryzyko, zadzwoniła do swojego faceta, który właśnie grał w chińskie domino.
Ye Meili wystroiła się i poszła do pracy. Nie kwapiła się do nocnych klubów, praca w nich była zbyt „unormowana”. Trzeba było pytać szefa, jak się robi „siódme niebo z ogniem i lodem”, co oznaczało fellatio z dodatkiem lodu. Trzeba było nosić wieczorowe suknie, suszyć włosy suszarką i codziennie przyklejać sobie sztuczne rzęsy. W dodatku każdy biust musiał być do połowy na wierzchu i wypchnięty do góry tak, że przypominał dwa balony. Dziewczyny, wszystkie z głębokiej prowincji, siedziały w klubie tu i tam, trzymając w dłoniach numerki. Gdziekolwiek się spojrzało, wszędzie pyszniły się rzędy baloniastych cycków. Dawać się wybierać spośród tych szeregów – to byłoby dla niej zbyt upokarzające.
Postanowiła znaleźć sobie jakieś miejsce do stania. W Makau nie wolno się włóczyć po ulicach, więc stanęła przed głównym wejściem do hotelu przy Casino Lisboa.
Zadawała się z hazardzistami, podobnie jak Mała Shanghai, lecz różnica między nimi polegała na tym, że Ye Meili nie zamierzała oddawać swojemu facetowi wszystkich zarobków. Rozumiała jego sytuację – spędził ponad dziesięć lat w więzieniu, nie potrafił inaczej zarabiać na życie, lubił hazard, i nie zanosiło się na to, że to się kiedykolwiek zmieni. Nie była jednak aż tak głupia, żeby traktować go jak swojego prawdziwego faceta. Dlatego, rzecz jasna, zatrzymywała część pieniędzy dla siebie.
Oprócz tego uwielbiała dobrze się bawić i gdy jej mężczyzna nie zwracał na nią uwagi, szła na zakupy. Podobało jej się wszystko, co zobaczyła, a po przyniesieniu do domu od razu przestawało jej się podobać. Piła i spała, z kim popadło, pozwalając najróżniejszym fałszerzom i oszustom pieprzyć się z nią za darmo; czasem nawet sama płaciła facetom, którzy jej się podobali, by szli z nią do łóżka. Sama też uprawiała hazard, lecz ponieważ nie chciano jej wpuścić do żadnego kasyna, grała na automatach. Zawsze przegrywała. Gdy miała już dość przegranych, klęła głośno, a gdy znudziły się jej przekleństwa, szła na zakupy.
Któregoś dnia, po drodze do dyskoteki, zatrzymano ją i poproszono o dokumenty. Ponieważ żadnych nie miała, odesłano ją do władz imigracyjnych w Zhuhai. Chińczycy jednak nie chcieli jej przyjąć – stwierdzili, że jest Rosjanką, wysłali ją z powrotem do Makau i posadzili w areszcie. Wtedy przypomniała sobie pewnego klienta. Gość ten miał w domu wielką gablotę, wypełnioną po brzegi zapalniczkami najróżniejszego typu. Ye Meili zastanawiała się, jak to możliwe, że inni ludzie mają tyle zapalniczek, a ona ani jednej. Rozpłakała się.
Jej facet wyciągnął ją z więzienia, płacąc odpowiednią sumę, i żeby uchronić ją przed dalszymi kłopotami, zamknął ją w pokoju hotelowym i tam kazał obsługiwać klientów.