– Oż kurwa! – dobiega gdzieś z boku, ale nie potrafię stwierdzić, czyje to słowa. – Szybki jest. Rozjebał... czekaj, nie wiem, co dalej, mam dane, ale...
– Dobra, daj mu w tym grzebać, ale ściągaj...
– To nie to! Sidth, wpuść go na łącze do wewnętrznego!
– Jak niby, kurwa, mam to zrobić?! Jebaniec lata, gdzie chce, odłączył mi... a nie, czekaj...
– ...próbuj łamać... to go przyciąga... – udaje mi się wydukać, krew z przegryzionej wargi cieknie po brodzie.
– Słyszałeś? Łam dostęp!
– Kurwa jebana, co za popierdolony... Znalazł!
Fala gorąca wypełnia moje ciało, jakby wrzątek płynął kablem, którym jestem wpięty. Serce znów przyspiesza, cyfrakowi nie wystarcza moc obliczeniowa maszyny, sięga do moich rezerw. MedBot piszczy głośno, w mięsień uda wbija się igła strzykawki. Łatwiej mi oddychać, ale wrażenie gorąca narasta, stając się nie do wytrzymania. Umysł rozjaśnia się nieco, przynajmniej na tyle, żebym wiedział, że nic nie mogę zrobić. Stwór przejął kontrolę, teraz jestem tylko jego procesorem. Przed oczami wybuchają jasne błyski, w głowie zamiast ryku słyszę niskie buczenie.
– Wypierdolił, Gart, ściągaj!
– Idzie, ale nie wiem co... zakodowane dane...
– Czekaj, kurwa! Co ten jebany... Rozpierdala im serwer! Odłącz go!
– Dziesięć sekund!
– Teraz, kurwa, zostawi ślady!
– Moment! Już, Telsi, wypinaj go!
– Najpierw zakończ połączenie! Inaczej zrobisz z niego warzywo!
– Dobra, rwij!
Rozdzierający ryk z jakiegoś powodu nie zagłuszył dźwięku wyciąganej z portu wtyczki. Jasność pod powiekami zwęziła się do kreski, potem do punktu, by w końcu zgasnąć razem z moją świadomością.
Zdecydowanie zbyt często oglądam sufity, pomyślałem zaraz po otwarciu oczu. Leżałem na kozetce w gabinecie Telsi, który również odwiedzałem częściej, niżbym chciał. Obok łóżka stał MedBot, przywleczony tu zapewne przez Marbela. Byłem oklejony czujnikami i podłączony do kroplówki. Robot zapiszczał cicho, ekran ożył, pokazując ogólną diagnostykę mojego stanu. Większości komunikatów nie rozumiałem, ale „dziewięćdziesiąt dziewięć procent szans na przeżycie” brzmiało całkiem nieźle.
– Witamy ponownie wśród żywych. – W drzwiach stanęła Telsi i przyjrzała mi się uważnie. – Odłączenie wtyczki pozbawiło cię przytomności, a właściwie zrobił to cyfrak, przeciążając twój układ nerwowy. Byłeś na pograniczu katatonii, mózg zaliczył całkowite odcięcie. Szczerze mówiąc, miałam wątpliwości, czy z tego wyjdziesz. W pewnym momencie zapomniałeś nawet o oddychaniu, stanęła akcja serca. Wpadłam do gabinetu, żeby cię reanimować, ale... zrobiłeś to sam.
– Rzuciłeś się na łóżku, raz i drugi, coś jakby poraził cię prąd. Potem serce ruszyło. Pierwszy raz widziałam coś takiego – dodała, patrząc mi w oczy. – Pompowałam w ciebie elektrolity, ale nie mogłam zrobić nic więcej. Tymczasem implanty zaczęły powoli stymulować ciało i nerwy do pracy. Czujniki MedBota całkiem zwariowały, nie potrafiły rozpoznać, co się właściwie dzieje.
– Czyli cyfrak, który o mało mnie nie zabił, przywrócił mnie do życia? – upewniłem się. – Czy to oficjalna diagnoza?
Wzruszyła ramionami.
– Innej nie mam. Mam za to ostrzeżenie. Kolejne podłączenie może cię zabić. Na dobre.
Żadnych więcej połączeń. Ciekawe, jak to zrobić. To zupełnie jakby być upośledzonym, móc korzystać tylko z karty i klawiatur zamiast najszybszej, bezpośredniej formy łączności z maszynami. W Polis, całkowicie zależnym od technologii, taki człowiek jest niemal pariasem. W sumie nie powinienem się tym martwić, i tak już ogłosili mnie mutantem, a to, zdaje się, cięższy kaliber.
– Inna sprawa, że cyfrak czasem aktywuje się spontanicznie, nawet bez połączenia. – Telsi kolejny raz udowodniła, że jednak jest się czym martwić.
– Świetnie. – Nie wiedziałem, co innego mógłbym powiedzieć. – Udało się chociaż czegoś dowiedzieć?
– To raczej pytanie do Garta. Chodź, wszyscy się ucieszą, widząc cię na nogach.
Ostrożnie wstałem i zrobiłem kilka kroków. Jak na kogoś, kto niedawno był reanimowany, czułem się całkiem nieźle. Właściwie zupełnie dobrze. Podkręcone implanty działały naprawdę niesamowicie. Poszedłem za Telsi do kuchni, reszta ekipy siedziała przy stole.
– Proszę, witamy wśród żywych! – krzyknął skrzypek na mój widok.
– Ten tekst już dziś słyszałem – mruknąłem, udając niezadowolenie. Zauważyłem, że usta Nikthi rozciągnęły się w uśmiechu. – Czy moja śmierć nie poszła na marne?
– Tak i nie, ciężko stwierdzić – powiedział Gart. – Pobraliśmy sporo danych. Część z publicznego serwera, te udało się przeanalizować. Przydadzą się, ale nie ma w nich bezpośrednich dowodów na to, że RepTek planuje Aktualizację 2.0.
– A co tam jest?
– Większa część to rozkład jazdy pociągów przyjeżdżających i opuszczających Polis i związane z tym pierdoły – do rozmowy włączył się Sidth. – Harmonogramy dostaw, żywność, leki. Tabele sprzętu przysyłanego do naprawy, koszty, wyliczenia. Informacje sporo warte, jeśli wiesz, komu je sprzedać.
– To nie wszystko, są też pewne poszlaki. Między innymi informacje o drobnych aktualizacjach przygotowywanych przez firmę. Bardzo szczegółowo to rozpisali.
– Aktualizacje osobistych softów? – zainteresowałem się. – Dość dziwne, zwykle robili to większymi partiami i wcześniej ogłaszali.
– Tym razem ma być nieco inaczej. – Na ustach skrzypka błąkał się triumfalny uśmieszek. – Chcą zrobić serię drobnych zmian, ale nie od razu w całym Mieście.
– Próba kontrolna – rzuciłem domyślnie. – Dogrzebaliście się, co jest w tych aktualizacjach?
– Właściwie nic takiego, w tym problem – odparł Gart. – Jakieś drobne sprawy, przyspieszenie łącza, optymalizacja implantów. Nic niepokojącego.
– Chyba że to przygotowywanie gruntu...
– O tym samym pomyślałem.
– Wewnętrzny serwer? – zapytałem, bo intrygowało mnie, dla jakich danych ryzykowałem życie.
– Tu jest, kurwa, jeszcze śmieszniej – powiedział Sidth. – Ściągnęliśmy całkiem sporo, przynajmniej objętościowo, tyle że wszystko w chuj zaszyfrowane. Twój cyfrowy koleżka nieźle się wkurwił, widać nie lubi szyfrów i zamkniętych drzwi.
– Zaczął łamać szyfr?
– Dupa tam, on tak nie działa. Zaczął go rozpierdalać.
– Ale coś ściągnęliście? – upewniłem się. – Nie zniszczył wszystkiego?
– Tak, mamy trochę danych – potwierdził Gart. – Ten kod to chyba wyzwanie nawet dla niego. Tylko... kiedy cyfrak wpadł na wewnętrzny serwer, zobaczył, że wszystko jest zakodowane, zaczął niszczyć co popadnie. Sieć w dwóch dzielnicach padła na cztery godziny.
Ciszę, która zapadła po tych słowach, można by kroić nożem. Wszyscy myśleliśmy to samo, analogia do dawnej burzy nasuwała się od razu. Cztery godziny to nie tak znów dużo, ale słabsi psychicznie mieszkańcy mogli nie wytrzymać. Czy z naszego powodu ktoś odebrał życie sobie lub bliskim? Jeden? Dziesięciu? Ilu? Pytania, których lepiej sobie nie zadawać, sprawy, o których lepiej nie myśleć.
Wiatr na zewnątrz wył i szumiał, jakby ostatecznie zdecydował się zetrzeć Polis z mapy, zamieniając je w gigantyczną wydmę ze sterczącą ponad piachem Wieżą.
– Co dalej? – zdecydowałem się przerwać nieprzyjemne milczenie.
– Zależy, o co pytasz. – Nikthi z cichym westchnieniem weszła w rolę dowódcy. – Gart i Sidth próbują rozszyfrować to, co zdobyliśmy, ale idzie im opornie. Jeśli chodzi o twoją sytuację... czekamy, aż skończy się burza. Wyślemy analizę do Enklawy, kiedy się z nami połączą, zobaczymy, co powiedzą. Tymczasem lepiej, żebyś nie podłączał się bezpośrednio, ale tego chyba nie muszę ci mówić.
Czteroręki stwór złapał właśnie mojego boga piorunów dolnymi (czy raczej środkowymi) kończynami i zaczął okładać pięściami z uporem godnym lepszej sprawy. Kiedy wreszcie mnie puścił, czy raczej rzucił o ścianę, mój pasek życia składał się ze znacznie większej ilości czerwieni niż zieleni.