Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Kto to, kurwa, był?! – Sidth w nerwach mówił podwyższonym głosem.

– Gangsterzy, ludzie Linka – odparłem, z obawą patrząc na ukryte drzwi.

W odpowiedzi rozległo się wściekłe walenie, które po chwili ucichło.

Hakerzy zlecieli się do śluzy, przez co zrobiło się dość ciasno. Zaczęli krzyczeć jedno przez drugie, Wirion gestykulował żywiołowo. Chaos trwał dobre dwie minuty, po czym Telsi uciszyła wszystkich kilkoma komendami wydanymi ostrym głosem.

– Drzwi wytrzymają, wracamy do kwatery – powiedziała, gdy wrzawa ucichła. – Marbel, ty zostaniesz, ale weź broń.

Osiłek skinął jej głową z poważną miną, zniknął na chwilę, po czym wrócił, dzierżąc rozklekotany karabin. Pozostali ruszyli w głąb kwatery, a Nikthi spojrzała na medyczkę z wdzięcznością. Widać miała problem z opanowaniem swoich ludzi, w kryzysowej sytuacji doświadczenia weteranki MedCoru bardzo się przydały.

– Włącz podgląd, chcę wiedzieć, co tam robią. – Dziewczyna odzyskała rezon.

Sidth posłusznie uruchomił podgląd z kamerki ukrytej w korytarzyku. Na obrazie niezłej jak na telewizję przemysłową jakości zobaczyliśmy trzech ludzi. Dwóch kręciło się pod śluzą, obmacywali ściany, opukiwali drzwi. Hardy tylko stał. Rozglądał się uważnie, szukając słabych punktów. Wreszcie zamachał rękami, wskazał na usta i zaczął coś mówić.

– ...jakąś ukrytą kamerę – rozległo się, gdy haker włączył fonię. – Wiem, że mnie widzicie i słyszycie.

Zrobił efektowną pauzę, jego pomagierzy nie przestawali węszyć.

– Nie zrobimy wam krzywdy. Wydajcie mutanta, a pojedziemy w swoją stronę.

Taka propozycja musiała paść. Gangster nie był głupi, wiedział, że przebicie się przez drzwi zajmie dużo czasu, a warunki pogodowe miały się wkrótce znacznie pogorszyć. Jadąc tutaj, nie mogli zakładać, że będę na zewnątrz, zatem z pewnością przyjechali przygotowani. Jakby na potwierdzenie moich obaw jeden ze zbirów wyszedł z przedsionka. Sidth uruchomił drugi monitor, przekazujący obraz z zewnątrz. Zobaczyliśmy, jak bandyta, osłaniając oczy od wiatru, grzebie w bagażniku terenówki.

– Mam dla was ofertę. Wywalcie mutanta, zapłacimy połowę tego, co oferuje RepTek. – Hardy, mówiąc to, cały czas poszukiwał wzrokiem kamery, ale urządzenie musiało być dobrze ukryte. – Wiecie, ile sprzętu można za to kupić? Przecież ten mutas nie jest jednym z was, to nie wasza sprawa! Jeśli tu zostanie, prędzej czy później wpadnie w łapy korporacji i nikt na tym nie zyska.

Szybko przyjrzałem się wpatrzonym w monitory hakerom. Nikthi miała zacięty wyraz twarzy, Gart nerwowo skubał krawędź bluzy. Telsi stała z założonymi rękami, całą sobą wyrażając chłodną obserwację, właściwą dobrze wyszkolonym specjalistom. Wirion i Sidth wyglądali, jakby się wahali. Trudno było im się dziwić, w końcu gangster mówił prawdę.

– To jak będzie? Bierzecie kasę? – kusił Hardy. – Zadzieranie z Linkiem jeszcze nigdy nikomu nie wyszło na zdrowie!

Palec Nikthi zawisł nad klawiszem, dziewczyna nerwowo przygryzła wargę. Zastanawiałem się, co powie. Kłamać nie mogła, gangsterzy widzieli mnie na zewnątrz. Wcisnęła przycisk i powiedziała tylko:

– Możesz się pierdolić.

Sidth z sykiem wypuścił powietrze, twarz Hardego, który właśnie odwrócił się wprost do obiektywu, rozciągnęła się w paskudnym uśmiechu.

Kolejny grom przetoczył się nad Pustynią, tym razem znacznie bliżej. Burza wyraźnie nabierała tempa.

– Kurwa... – odezwał się Wirion jako pierwszy.

Nie wiedziałem, czy kwituje decyzję przywódczyni, czy może komentuje działania zbira stojącego przy aucie, wyciągającego właśnie z bagażnika dwa ciężkie młoty.

– Dziękuję – powiedziałem tylko, bo nic innego nie przychodziło mi do głowy.

Zawsze starałem się unikać długów wdzięczności, a ten zaciągnięty u nich zdawał się rosnąć z każdą godziną.

– Daj spokój. – Nikthi wzruszyła ramionami. Mimo stresu (lub właśnie przez niego) zauważyłem, jak przy tym nawykowym geście wędrują w górę jej piersi.

Zbir przytaszczył właśnie narzędzia do korytarza, razem z kumplem zaczęli walić nimi w ścianę. Dźwięki rozlegały się podwójnie, raz, gdy młoty trafiały w mur, a ułamek sekundy później, gdy wzmacniał je głośnik połączony z mikrofonem kamery. Wirion wyłączył fonię.

– Dobra, napsujmy im trochę krwi – rzucił haker, stukając w klawisze.

Widoczny na monitorze Hardy zaczął gestykulować i pokazywać coś swoim ludziom.

– Poczekaj chwilę. – Dziewczyna powstrzymała Wiriona, który wpisywał właśnie kolejną komendę. – Co on robi?

– Kurwa, nie kują ściany, tylko starają się odsłonić zawiasy – zrozumiał haker.

– Sprytnie – przyznałem. – W ten sposób będzie szybciej.

– Zdążą przed burzą? – zaniepokoiła się Nikthi.

– Nie wiem, ale możemy im trochę poprzeszkadzać – odparł Wirion, kończąc wklepywać polecenie.

Rozległ się głośny syk, korytarzyk, w którym stali gangsterzy, zaczął wypełniać się mgiełką.

– Gaz łzawiący – wyjaśniła Telsi. – Niestety, nie mamy nic innego.

– Dobre i to – przyznałem, patrząc, jak Hardy kaszle i dusi się, wygrażając wkoło pięściami. Chciał coś powiedzieć, ale zaniósł się ostrzejszym charkotem i ruszył do wyjścia, przez które już wybiegli jego pomocnicy. – Mam nadzieję, że nie mają masek.

– Daj spokój, nie możemy mieć aż takiego pecha – uciszył mnie Gart.

Jakby w odpowiedzi na jego słowa, kilka rzeczy wydarzyło się jednocześnie. Obraz z umieszczonej na zewnątrz kamerki przysłonił na chwilę tuman gnanego wichrem kurzu. W Mieście zawyły syreny, znacznie ostrzejszym tonem niż wtedy, gdy oznajmiały cykl zraszania. Za naszymi plecami ożyły dwa komputery, sygnalizując to cichymi piknięciami.

– Sidth, sprawdź to – poleciła hakerka.

– Jest oficjalny komunikat wysłany do całej sieci – meldował chłopak. – RepTek ostrzega przed burzą. Pomylili się w kalkulacjach, wszyscy mają udać się do domów.

– Dobra wiadomość – mruknąłem pod nosem. – Ciekawe, czy Hardy posłucha. Ile czasu według firmy?

– Nie podają, czyli nie wiedzą. Druga wiadomość jest z Enklawy.

– Enklawy? – zapytałem, ale nikt się nie spieszył, żeby mi odpowiedzieć.

– Piszą właściwie to samo. Burza, możliwe, że dwie. Zapowiadają trudności w komunikacji.

– Dwie? – zdziwiła się Telsi.

– Pewnie dlatego RepTek pomylił się w obliczeniach – podpowiedział Wirion. – Jeśli idą dwa fronty, ciężko przewidzieć, jak jeden wpłynie na drugi.

– Albo w ogóle ciężko obliczyć, co stanie się z zapierdalającym po Pustyni wiatrem, niosącym tony jebanego piachu – dodał Sidth.

– Tak czy inaczej, jest nieźle. – Nikthi wstała z krzesła i przeciągnęła się. Znów złapałem się na tym, że ukradkiem zerknąłem na jej biust. – Jesteśmy zamknięci, mamy zapasy. Zbiry Linka będą się musiały wycofać.

– Powiecie mi wreszcie, o co chodzi z tą Enklawą? – Zmiana tematu zirytowała mnie.

– Jeszcze nie teraz – odparła krótko hakerka.

Wiejący coraz mocniej wiatr wywiewał gaz łzawiący z piwniczki. Strzępy mgiełki rwały się i ulatywały na zewnątrz razem z tumanami pustynnego pyłu. Wiało wyraźnie mocniej, choć nie była to jeszcze śmiercionośna burza. Hardy i jego zbiry stali od zawietrznej za swoim SUV-em, pokazując sobie nawzajem wejście do podziemi.

– Za chwilę te chuje będą mogły wejść – powiedział siedzący przy komputerze Sidth. – Więcej gazu już nie mamy.

Parę minut później gangsterzy, zasłaniając oczy przed niesionym w powietrzu piachem, wbiegli do przedsionka. Wznowili pracę ze zwiększonym zapałem, waląc młotami na zmianę w jedno miejsce.

– Prawie odsłonili zawias. – Zauważyłem metaliczny błysk.

– Kurwa, co oni tu jeszcze robią?! – zirytował się haker. – Przecież idzie burza!

– Widać mocno im zależy. – Telsi była jak zawsze opanowana. – Jakie mamy ostatnie komunikaty?

– RepTek twierdzi, że burza może uderzyć w każdej chwili. Enklawa podaje, że do pierwszej została mniej niż godzina.

– Może nie zdążą...

Stukanie nabrało szybszego tempa, jakby bandyci usłyszeli nasze nadzieje.

40
{"b":"933176","o":1}