– Po co oni… po co oni to wszystko robią? Jestem człowiekiem nauki, cudów nie ma, są najwyżej zjawiska niewytłumaczalne na aktualnym poziomie wiedzy, na przykład… twoja miniaturyzacja. Kiedy oni zamierzają to otworzyć?
– Po twojej męczeńskiej śmierci – bez ogródek stwierdził mały cicerone.
– Po mojej… jak oni to sobie wyobrażają?
– Obejrzyj tryptyk w bocznej nawie… Jest tam całe misterium martyrologiczne.
– Ale ja nie chcę, ja się nie dam! Potrafię się obronić!
– Nie za bardzo. Według zaakceptowanego planu, poniesiesz śmierć z rąk oszalałych z występku bachantek królewskiego burdelu, gdy udasz się tam nauczać. Kobiet przecież nie zamienisz w kamienie ani w żaby! Regent wie, żeś dżentelmen… A może chcesz zobaczyć pracownię rzeźbiarską?
W bocznej jaskini leżały hałdy gliny, a obok stały już setki, a może tysiące maleńkich i większych figurek Limeryka z nakrytą głową lub czapką w ręku. Jedne schły, inne czekały na wypalenie, jeszcze inne podlegały złotniczej obróbce…
– O, w mordę! – zaklął zgoła po świecku prototyp. – Niedoczekanie! Ja im pokażę! Ja im dam świętego!
– Co zrobisz? – zainteresował się krasnal.
– Zniknę, tfu, co za głupia terminologia! Zdematerializuję się, na zawsze. Teraz? Teraz!
– Propagandziści Regenta uznają to za kolejny cud.
– Napiszę list, w którym wszystko wyjaśnię.
– A kto go opublikuje?
Limeryk zafrasował się, ale już po chwili, pogmerawszy w fałdach swej powłóczystej szaty, wyciągnął drobinkę czegoś, co wyglądało na srebrzyście pomalowane ziarenko owsa.
– Oto jest sposób – rzekł. – Dostałem to ostatnio od pewnego pustelnika z Japonii.
– Phi, jeden egzemplarz nie czyni wiosny.
– Co za problem zmultiplikować.
– Cudowne rozmnożenie, słyszałem o tym.
– Wiesz, że cudów nie ma – skarcił go Limeryk – jest tylko naukowe powielanie. – Tu strzelił palcami i w kącie jaskini pojawiła się maszyna, na oko skrzyżowanie linotypu z kserografem. – Nauka i technika, ot co!
Zawarczało urządzenie powielające.
Limeryk zniknął pół godziny potem. Pozostały po nim: odrobina wilgoci i sznur mniszy (cingulum), którego złota nitka uniemożliwiała dematerializację. Krasnoludek też długo nie zabawił w świątyni. Jego zadanie było wykonane. Błogosławiona Patrycja, która od dawna miała chrapkę na etat zajmowany przez cudotwórcę, na pewnov będzie zadowolona z tej roboty.
– Rozpracowałem go psychologicznie!
Cudowne zniknięcie spowodowało, o dziwo, umocnienie kultu cudotwórcy. Tym silniejszego, że krzewiącego się konspiracyjnie ze względu na zdecydowany sprzeciw ówczesnej hierarchii. Stracił jedynie przemysł pamiątkarski. Każda z figurek w momencie okadzania bądź całowania zaczynała powtarzać piskliwe (japoński mikromagnetofonik nie był jeszcze najlepiej skonstruowany): Cudów nie ma, cudów nie ma, cudów nie ma…