– Hańbi mnie, hańbi! – krzyknęła dziewczyna. – Mnie, dziecię ludu!
– Dziecię ludu! – powtórzył chór i krąg jeszcze się zacieśnił, a z nie ogolonych gęb wyzierało tyle determinacji i klasowej nienawiści, że Regent stracił dotychczasowy rezon…
– Ale ja za… zapłaciłem – wybąkał. – Proszę pani… – w tłumie wypatrzył krągłą postać bajzel-mamy.
– Nie ma ceny za niewinność – odparła chytrze niewiasta, ujawniając krótką inkrustowaną pałeczkę wróżki.
– Pomsty, pomsty! – zakrzyknęli ludzie z dalszych rzędów, nie mogący docisnąć się do scenki owego zaimprowizowanego live-show.
Reiner rozejrzał się przerażony, nigdzie jednej przyjaznej twarzy, nie mówiąc już o giermkach, gwardzistach czy choćby konfidentach.
– Ja bardzo przepraszam… ale czyż 345 punkt paragraf 22 regulaminu regenckiego nie mówi o prawie pierwszej nocy?
– Owszem, ale wobec poślubionych mężatek, a to dziewczę niewinne – odparowała Wróżka.
– Czy to nie wszystko jedno?
– Nie! – padła odpowiedź, a wspierał ją tumult.
Ręce wzniosły się do ciosów. Reiner zamknął oczy. I wtedy uczuł, jak coś miękkiego przytula się do niego.
– On nie zrobił mi nic złego – usłyszał znajomy głos. – On mnie kocha i się ze mną ożeni… Prawda?
– A co tu robił? – zapytało paru napastników spokojniejszym już tonem.
– Przymierzał mi obuwie, które zgubiłam przed kilkunastu dnia mi… – Na dowód Kopciuszek wydobył spod łóżka odnośny kapeć. – Prawda, Reinerku?
Regent nie odpowiadał, zemdlał.
* * *
Nie da się uciec przed losem, bo ziemia jest okrągła – mawiają w oświeconych kołach Amirandy. Już nazajutrz Reiner poślubił Kopciuszka, bo słowo monarsze jest słowem, a ponadto doszedł do wniosku, że z ludem lepiej nie zadzierać. Zresztą, miał nadzieję na rychłe uzyskanie rozwodu od papieża, z którym łączyły go niezłe stosunki.
Nie docenił Kopciuszka. Dziewczyna stanowiąca pionek w rozgałęzionym spisku, w którym uczestniczył i brat Reinera, i paru ministrów, i pseudowróżka, wykolegowała wszystkich.
Skutecznie grając rolę kretynki-wieśniaczki, uśpiła czujność stron. Najpierw swym ludowym pochodzeniem skokietowała masy, aby w odpowiednim momencie mocniej ująć je za mordę. Później wyeliminowała dworaków. Brat Regenta otrzymał odległą placówkę w Alergii, ale tam nie dopłynął (przypadkowo okręt był dziurawy), Dobra Wróżka poszła na emigrację (dla dwóch niepospolitych kobiet Amiranda była za mała), na koniec Regent umarł na własną prośbę czy też ze względu na stan zdrowia, najadłszy się przez pomyłkę arszeniku.
A potem rozpoczęły się samodzielne rządy Rozamundy I, która nieoczekiwanie dorównała sławą najwybitniejszym królom owych czasów. Wrodzony spryt chłopski łączyła bowiem umiejętnie z nabytą bezkompromisowością. Kochała się w zbytku, sztukach pięknych i filozofach, budowała uniwersytety i szpitale. W czasie długotrwałego panowania otruła wprawdzie około tysiąca osób, wszystkich jednak dla dobra państwa. Z biegiem czasu nabrała naprawdę królewskiego wyglądu, tak że biografowie słusznie nazwali ją skrzyżowaniem Junony z Minerwą na bazie Wenery.
Co się tyczy baśniopisarza, nie opuścił on już lochów zamkowych, choć do końca życia traktowany był, jak przystało na internowanego intelektualistę, w rękawiczkach. Nie mógł jedynie pisać. Dlaczego? Rozamunda, z którą spotkał się parokrotnie w cztery oczy, wyjaśniła powód nieobejmowania go amnestią i przydziałem papieru:
– Wy, literaci, jesteście zawsze perfekcjonistami. Zawsze, jeśli wam się pozwoli, poprawiacie dzieła. A tymczasem stara wersja historii Kopciuszka jest tak dobra, że nie widzimy powodu cokolwiek w niej zmieniać.