Zgodziła się też Weronika. Zgodziła się z rozpaczy i rozczarowania, które odebrały jej zdolność jakiejkolwiek decyzji. Ten uprzejmy mężczyzna w zielonym surducie ujął ją ciepłym zainteresowaniem, brakiem pytań i zasugerowaną obietnicą opieki. A przede wszystkim był przyjacielem jej ukochanego kawalera, co dawało mu nad nią swego rodzaju władzę.
Kiedy przyniesiono oba kufry, Weronika odprawiła swój powóz z powrotem do Paryża. Spojrzała jeszcze raz w stronę miasta i upewniła się, że robi dobrze. Nie mogła już do niego wrócić, nawet jeżeli wciąż jeszcze pozostawał tam jej kochanek. Powrót oznaczałby przebudzenie się ze snu w rzeczywistości pustej i strasznej.
Był jeszcze problem stangreta. Ten, z którym przyjechali, był najwyraźniej chory; zdecydowano się powozem Weroniki odesłać go do domu. Wprawdzie Markiz chciał powozić sam, ale za to pan de Berle nie chciał za nic w świecie zostać w powozie tylko z „tą kobietą”. Zastanawiali się, co począć, i wtedy oberżysta zaproponował im długowłosego chłopca, któremu wcześniej przyglądała się Weronika. Zachwalał jego świetną znajomość koni i małe wymagania. Kiedy Markiz zapytał go o imię, a chłopiec nie odpowiedział, oberżysta dodał spiesznie, że chłopiec jest niemową. Ale po co woźnica ma mówić? Można traktować to nawet jako zaletę: nie będzie mógł powtórzyć nic z tego, co usłyszy czy zobaczy, pomyślał Markiz. Chłopiec przenosił przejęty wzrok z twarzy na twarz, chcąc nadążyć za rozmową. Nie bardzo rozumiał, dokąd i po co ma jechać. Wiedział tylko, że każą mu się zająć końmi, a nagrodą będzie wyjazd z tego miejsca, gdzie utknął w swoich wędrówkach. Podobały mu się konie i elegancka pani. Podobał mu się także widok z kozła – o wiele rozleglejszy niż z ziemi. W końcu Markiz klepnął go z sympatią w ramię i kazał biec po rzeczy.
– Należy się osiem sous – przypomniał oberżysta. – A na chłopaka wołamy Gauche.
Czterokonny, czarny powóz ruszył na południe, wzbijając w gorące powietrze tumany kurzu. Chłopiec na koźle zdjął kubrak i wystawił do słońca chudą pierś. Za powozem, żółty jak kurz na drodze, biegł jego pies.