Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Achaja potrząsnęła głową.

– Nasikałabym ci na łeb, gdybym chciała. I to zanim by tamte zdążyły strzelić.

Rozluźniła chwyt i wstała spięta, ale tamta nie rzuciła się na nią. Wstała również i przymknęła oczy. Uspokajała się dłuższą chwilę.

– No, chodź – szepnęła wreszcie.

Dała znak łuczniczkom. Te dwie, które widziała Achaja, leciutko zwolniły cięciwy.

Ruszyła za tamtą, ciągle nie mogąc przywyknąć, że widzi wszystko w nocy. To było coś niesamowitego. Widziała gwiazdy jarzące się ostrym blaskiem, widziała każdy listek, gałęzie, pnie, choć jakoś dziwnie szare i spłaszczone, ale widziała. Noc była dla niej jak dzień. Czuła zapach idącej przed nią kobiety i, to było najdziwniejsze, wiedziała, że tamta jest wściekła i zdenerwowana, a jednocześnie ciekawa; wiedziała, że tamta się nie boi, że coś pociąga ją w obcej, że jej nienawidzi, ale i lubi trochę. To wszystko zrozumiała, czując tylko jej zapach. Czuła, dosłownie czuła, że ścieżką, którą szły, przed chwilą przeszły jeszcze dwie osoby, jedną z nich był mężczyzna, że zjadł dość obfity posiłek, że był zupełnie obojętny, że kobieta, która mu towarzyszyła, była w ciąży, niedługo rozwiązanie, że się kochali. O, szlag! Śniło jej się, czy rzeczywiście mogła takie rzeczy po prostu wywąchać?

– Na kolana, smarkulo. – Ta, która ją prowadziła, chwyciła Achaję za włosy i zmusiła do uklęknięcia. – Na twarz padaj, gówniaro! – Przycisnęła jej głowę aż do ziemi.

Achaja usłyszała szelest. Kroki. Dwóch mężczyzn, trzy kobiety. O, kurde. Sama nie wiedziała, czy to usłyszała, czy wywąchała. Była jednak pewna, że się nie myli. Mamo! Co oni z nią zrobili? Jedna z kobiet musiała być bardzo stara, mężczyźni przyglądali jej się z uwagą, inna kobieta była skaleczona w palec, przyłożyła sobie jakieś zioła, szałwię chyba i coś jeszcze. Skąd ona to wszystko wiedziała? No, nie… Po chwili zastanowienia wiedziała, że jedna z kobiet za trzy dni będzie miała swoją przypadłość! Co oni z nią zrobili? Co oni z nią zrobili?

– Ty, obca – odezwała się jedna z kobiet. – Jak zabiłaś tyle naszych sióstr?

– Mieczem… Auuuuu!!! – ryknęła przygięta do ziemi Achaja.

Ta, która ją trzymała za włosy, chwyciła jej ogon i ścisnęła mocno. Zabolało gdzieś w nerkach. Okropnie. Co za idiotyczna sytuacja. Ma teraz ogon, którego tamci mogą używać po to, żeby ją dręczyć. Co za idiotyzm.

– Jak je zabiłaś?

– No, co mam odpowiedzieć? Naprawdę mieczem… Auuuuu!!! Zostaw mój ogon, suko! Auuuuu!

– Jak je zabiłaś?

Co ma im powiedzieć? O co im chodzi?

– Żeby was szlag trafił! Coście ze mną zrobili? Auuuuu! Zostaw mój ogon, ty krowo! Auuu! Zabiję cię, suko, auuu! Teraz przesadziłaś, małpo.

Achaja wygięła się w łuk, wyśliznęła z chwytu i skoczyła do tyłu. Tamta jednak była przygotowana. Odskoczyła również. Spryciara. Ale nie taka znowu. Nie groziła jej śmierć w obozie niewolników, dzień w dzień, przez kilka lat. Achaja odbiła się lekko. W momencie, kiedy tamta robiła obrót, kopnęła mocno, nadając jej jeszcze większą szybkość obrotową. Kiedy zobaczyła plecy tamtej, chwyciła ją pod pachy i zaplotła dłonie na jej karku.

– No i co, króweczko? Mam teraz ścisnąć? Mam ścisnąć? No, co jest? – zakpiła. – Milczysz? Przed chwilą byłaś bardziej elokwentna.

Kucnęła lekko i nadepnęła tamtej na ogon. Uśmiechnęła się, słysząc syk bólu.

– W węża się zamieniasz, że tak syczysz?

– Puść ją – powiedziała jedna z kobiet siedzących w kręgu.

– Tak od razu? Bez buzi buzi?

Kobieta uśmiechnęła się lekko.

– Czuję, jak się boisz – powiedziała cicho. – Czuję to. I nawet wiem czego.

Achaja nie miała podstaw, by jej nie wierzyć. Skoro sama czuła tak wiele.

– Boisz się wbicia na pal – kontynuowała tamta. – A teraz jesteś człowiekiem-kotem. Jak myślisz? Czy wbicie na pal dziewięć razy jest bardziej bolesne od jednego razu, czy też zdołasz się przyzwyczaić?

Achaja puściła tamtą. Zacisnęła szczęki.

– Klęknij – rozkazała kobieta.

Achaja uklękła.

– Na twarz, smarkulo.

Achaja upadła przed nimi na twarz.

– Auuuuu!!! – targnęła się, kiedy niedoszła ofiara nadepnęła jej w odwecie na ogon. Posłusznie jednak znowu po chwili opadła na twarz. Usiłowała podwinąć ogon pod siebie, ale nie do końca jeszcze wiedziała, jak się nim posługiwać.

– Jak zabiłaś siedem naszych sióstr?

Achaja zdecydowała się. Chwyciła ogon ręką i wsadziła sobie między nogi.

– Mieczem! Auuuuu!!!

Zarobiła pięścią w nerki. Aż ją zaćmiło. Usiłowała nie podnosić głowy; wiedziała już, że nie było to dobrze widziane w tym towarzystwie.

– No, co mam powiedzieć? – jęknęła. – Kurde! No… Co chcecie wiedzieć?

– Jak zabiłaś nasze siostry?

– No, mieczem… Ałaaaaaaaa!

Spięła się tak, że dostała dwóch skurczów. Oprawczyni zauważyła to i odskoczyła dwa kroki do tyłu. Achaja jednak nie rzuciła się na nią. Dziewięć razy na pal? Nie. Nigdy w życiu. Będzie tu tkwić na pysku przyciśniętym do trawy, z wypiętym, gołym tyłkiem, choćby ją mieli posiekać.

– O, mamo. Powiem, co chcecie. Tylko co?

– Jak je zabiłaś?

Przytrzymała ręką swój ogon, żeby nie podstawiać tamtej suce narzędzia tortur. Skuliła się i napięła.

– Powiedziałam, że nałożę na kurwy większe podatki! Same zdechły!

Oczekiwała kolejnego ciosu, ale ten nie padł. O, żesz ty. Więc na pal? Czego one chciały?

– Przyprowadzić tę drugą smarkulę – rozkazała kobieta.

Nie musiała czekać długo. Poczuła zapach strachu i to takiego, że ciarki ją przeszły. Chwilę później rzucono kogoś na kolana, a potem na twarz tuż przy niej. Ostrożnie zerknęła w bok. To była Arnne. Goła, z kłami i pazurami jak u zwierzęcia, z ogonem i oczami jak węgle.

– Proszę! Błagam! Nie róbcie mi nic złego – płakała czarownica. – Zabijcie mnie, proszę. Ale raz! Raz i już, co? Proszę!

– No i co, siksy. Teraz płaczecie? Jak zabiłyście nasze siostry?

– To ona zabijała! – krzyknęła Arnne, wskazując na Achaję. – Ja tylko zrobiłam światło! Auuuu!!!

Achaja poczuła ulgę. Ktoś mocno ścisnął ogon czarownicy. Bardzo mocno.

– To ona! – krzyczała Arnne. – To ona, uwierzcie mi, błagam. To ona!

– Jak zrobiłaś światło?

– Ojej… no… jestem czarownicą przecież. Auuuu!!! Czarownicą, prawdę mówię. Auuuuu!!! Niech ona mnie nie rusza. Auuuu!!! Błagam, proszę, zrobię, co chcecie, błagam, auuuu!!!

Rozbeczała się tak, że trudno było zrozumieć, co mówi.

– Słuchajcie, smarkule – powiedziała kobieta. – Ja chcę wiedzieć tylko, jak to zrobiłyście.

– Proszę pani – szepnęła Achaja. Trochę bała się podnieść głos. – My się chyba nie rozumiemy… Auuuu!!! No, niech ona zostawi mój ogon, kurwa! Auuuuu!!! Proszę… Auuuu!!! Proszę, dajcie mi coś powiedzieć.

Dyszała chwilę.

– To ona – krzyknęła Arnne. – To ona zabijała!

– Jeśli chcecie się czegoś dowiedzieć, to dajcie nam mówić. Proszę. Ja naprawdę nie wiem, o co wam chodzi… Auuuu!!!

Tym razem kobieta dała jednak znak oprawczyni. Achaja podniosła lekko głowę. Na tyle przynajmniej, żeby wyjąć nos z trawy.

– Ja naprawdę nie wiem, o co wam chodzi. Zabijałam je mieczem, ale jeśli pragniecie innej wypowiedzi, to, oczywiście, zmienię zdanie. Ja…

– Jak mogłaś je zabić w nocy? Kiedy nic nie widziałaś, a one widziały?

– Jestem szermierzem natchnionym, proszę pani. Nieźle mi poszło nawet z samym Virionem. Ja jestem w tym dobra, proszę pani.

– Szczypce – rozkazała kobieta.

Achaja zobaczyła nagle, jak jej dotychczasowa oprawczyni dostaje od kogoś wredne, duże szczypce. Jak bierze jej ogon do ręki i wkłada między dwa tępe końce.

– Nie! Ja wszystko powiem, proszę pani! Powiem!!! Proszę.

– Mów.

– Ale co? – wyrwało się skołowanej dziewczynie.

– Boi się. Mówi prawdę – powiedział jeden z mężczyzn.

– Tyle sama wiem. Dlaczego nie odpowiada?

– Nie rozumie.

– Jak tego można nie rozumieć?

– Nie wiem.

Zapadła dłuższa cisza. Achaja dyszała ciężko, widząc swój własny ogon ujęty szczypcami. Szlag! Co za idiotyczna sytuacja. Przyprawili jej ogon i teraz będą dzięki niemu dłużej męczyć. Dobrze, że jej nie zrobili uszu jak u słonia. Wtedy męki mogłyby trwać setki dni.

– Jak to zrobiłyście? – warknęła kobieta.

Achaja już chciała powtórzyć: „mieczem”, ale ogon w szczypcach sprawił, że tylko zacisnęła szczęki. Arnne natomiast wykazała się nagle jakąś szczątkową odwagą.

– Jesteśmy inne niż wy – jęknęła. – Nie dziwi was, dlaczego wojsko zabijało was strzałami. Strzały z kusz rozumiecie. Ale ona – zerknęła na Achaję – jest szermierzem. Ona potrafi zabijać nawet po ciemku. Lepiej niż ci, którzy po ciemku widzą. Ona sama nie wie, jak to robi. Uwierzcie nam. Ona tego nie potrafi powiedzieć. Potrafi zabić. Dlatego nie rozumie, o co ją pytacie. Dla niej zabić to jak dla was… nie wiem… zjeść coś… czy… Auuuuu!!!

– Ty – jakaś stopa dotknęła głowy Achai – czy ona mówi wszystko?

– Tak, proszę pani!

– A jak zabijasz, nie wiedząc, że zabijasz?

– Nie wiem. – Achaja rozszerzonymi oczami patrzyła na szczypce. – No, zabijam, bo umiem. Nie wiem, jak to powiedzieć! Nie widziałam niczego, ale pomogła mi porucznik saperów, a potem ta czarownica. Zobaczyłam coś i wtedy…

– Zabijałaś nawet jak nic nie widziałaś.

– Machałam mieczem na oślep.

– Tak dobrze?

Te szczypce! Jak ściśnie, to…

– Mogę zademonstrować – zaryzykowała. – Mogę zabić tę małpę, co trzyma te szczypce, zanim je zewrze.

Chwila wahania. Członkowie rady zapewne spojrzeli po sobie.

– Wierzę ci. Ale jak to robisz?

– O, mamo. Wyszkolona jestem, normalnie, no. Nie wiem, jak to robię! Robię i już.

Kobieta zamyśliła się. Cisza przedłużała się nieznośnie.

– Wierzę jej – powiedziała w końcu. – A ta druga?

– Ona też nie wie, jak to robi – powiedział jeden z mężczyzn.

– Jeśli przyślą więcej takich jak one, to będzie po nas.

– Nie! – krzyknęła Arnne. – My jesteśmy jedyne. Jedyne w swoim rodzaju. Takich jak my nie ma wielu. Proszę pani, nie róbcie mi nic złego, proszę. Czarownic takich jak ja jest w Arkach kilka. Takich jak ta obok mnie, szermierek, nie ma chyba w ogóle. Może jeszcze jedna, dwie, ale wątpię.

68
{"b":"89149","o":1}