Литмир - Электронная Библиотека

– Gdybyś szukała pracy, mam nawet wolny etat – zaoferował.

– Nie, dziękuję. Chyba lepiej mi pójdzie z drugiej strony baru – powiedziała ze śmiechem i napełniła kufel. Wyjęła portmonetkę, wręczyła mu pieniądze. – Reszty nie trzeba – droczyła się z nim.

– Dziękuję. – Odwrócił się do kasy. – I znów mąż zostawił cię dziś samą? – zapytał.

Holly zastanowiła się, jak mu odpowiedzieć.

– Danielu, nie chciałabym cię wprawiać w zakłopotanie, ale mój mąż nie żyje.

Lekko się zaczerwienił.

– Przepraszam, nie wiedziałem.

– Nie szkodzi. Wiem, że nie wiedziałeś. – Uśmiechnęła się na znak, że jej nie uraził. – Gerry umarł w lutym.

– Bo ostatnio chyba mówiłaś, że tu jest.

– A tak. – Speszyła się i wbiła wzrok w podłogę. – Niby go tu nie było – odparła cicho, rozglądając się po klubie – ale jest tutaj.

Położyła rękę na sercu.

– Rozumiem. W takim razie jeszcze bardziej doceniam twoją odwagę tamtego wieczoru – powiedział delikatnie. Holly była zdziwiona, że tak dobrze się z nim czuje. Odprężyła się i mogła rozmawiać szczerze, bez obawy, że zaraz się rozpłacze. Opowiedziała mu w skrócie o liście.

– Dlatego wtedy wybiegłam zaraz po występie Declana.

– A więc nie dlatego, że tak strasznie grali – zażartował Daniel. – Już rozumiem. Był trzydziesty kwietnia.

– Bingo! – zawołała ze śmiechem.

– Jestem! – ogłosiła Denise, wparowując do klubu. Wystroiła się w suknię, którą miała na balu w zeszłym roku. Za nią wszedł Tom. Nie odrywał oczu od dziewczyny.

– Aleś się odstawiła – zauważyła Holly. Sama w końcu postanowiła włożyć dżinsy, czarne botki i bardzo prostą czarną bluzkę. Nie miała ochoty się stroić.

– Nie codziennie miewa się własną premierę, prawda? Tom i Daniel przywitali się męskim uściskiem.

– Kochanie, poznaj mojego przyjaciela, Daniela – dokonał prezentacji Tom.

Daniel i Holly unieśli brwi i uśmiechnęli się. Oboje zwrócili uwagę na słowo „kochanie”.

– Cześć, Tom. – Holly uścisnęła mu rękę, a on cmoknął ją w policzek.

– Przepraszam za tamten wieczór. Nie byłam wtedy w pełni panią siebie.

– Nie ma sprawy. – Tom skwitował jej przeprosiny uśmiechem.

– Gdybyś się nie zgłosiła, nie poznałbym Denise. Jestem twoim wielkim dłużnikiem.

Holly ze zdumieniem odkryła, że dobrze się bawi i wcale nie musi udawać. Była naprawdę szczęśliwa. Poza tym cieszyło ją, że Denise w końcu się zakochała.

Niedługo potem zjawiła się reszta rodziny Kennedych, a wraz z nimi Sharon i John. Holly wybiegła im na spotkanie.

– Ludzie, słuchajcie! – Declan stanął na stołku. – Ponieważ Ciara nie mogła się zdecydować, co na siebie włożyć, spóźniliśmy się, a lada chwila puszczą mój dokument. Dlatego błagam was, siadajcie.

– Och, Declan – fuknęła mama.

Holly roześmiała się i posłusznie usiadła. Kiedy spiker zapowiedział film, wszyscy zaczęli klaskać.

Na tle pięknego widoku Dublina nocą ukazał się napis „Dziewczęta w wielkim mieście”, a następnie zdjęcie Sharon, Denise, Abbey i Ciary ściśniętych na tylnym siedzeniu taksówki. Przemówiła Sharon:

– Witajcie! Ja jestem Sharon, a to są Abbey, Denise i Ciara.

Dziewczęta pozowały kolejno w zbliżeniu.

– Jedziemy do naszej przyjaciółki Holly, która ma dziś urodziny. Urządzamy babski wieczór, zero facetów.

W następnej scenie krzyczały do Holly zaskoczonej w drzwiach: „Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin”.

– Och, dziś nie będziemy oszczędzać na piciu.

Kamera ukazała Holly otwierającą szampana, a po chwili dziewczęta spełniające toast. Na końcu Holly, z przekrzywioną tiarą na głowie, piła szampana przez słomkę z butelki.

– Idziemy powłóczyć się po klubach.

Kolejne ujęcie przedstawiało dziewczęta, szalejące w „Boudoir”. Od czasu do czasu któraś wykonywała bardzo nieprzystojne ruchy. Potem Sharon zapowiedziała otwarcie:

– Żebyśmy tylko nie przesadziły. Dziś mamy być grzeczne!

W następnej scenie dziewczęta gwałtownie protestowały, kiedy trzech ochroniarzy wyprowadzało je z klubu.

Holly patrzyła wstrząśnięta na Sharon. Przyjaciółka zastygła w bezruchu. Mężczyźni zaśmiewali się i poklepywali Declana po plecach. Holly, Sharon, Denise, Abbey, a nawet Ciara, skuliły się na krzesłach, upokorzone. Co ten Declan narobił!

Holly wstrzymała oddech. Co tak naprawdę wymazały z pamięci? Aż ścierpła na myśl, co ujrzą za chwilę.

Na ekranie pojawił się kolejny napis: „Wypad na miasto”. Dziewczęta jechały siedmioosobową taksówką. Holly wydawało się, że jeszcze wtedy była trzeźwa.

– Och, John – żaliła się kierowcy z tylnego siedzenia. – Dziś kończę trzydziestkę, wyobrażasz sobie?

John obejrzał się i roześmiał.

– Świetnie się trzymasz.

Kamera najechała na twarz Holly, która aż się skuliła, widząc siebie na ekranie. Miała taką smętną minę.

– I co ja teraz zrobię? – wyła. – Nie mam pracy, męża ani dzieci, a już stuknęła mi trzydziestka! Mówiłam ci, ile mam lat?

– Skarbie, zostaw zmartwienia na jutro.

Wystawiła głowę przez okno i nie zważając na wiatr jechała tak, zatopiona w myślach. O Boże, jak samotnie wyglądam, skonstatowała Holly. Co za okropny widok! Rozejrzała się speszona po pokoju, ale w porę zwróciła oczy na ekran. Pohukiwała właśnie dziarsko na koleżanki, stojąc na O’Connell Street.

– Dobra, dziewczyny. Szturmujemy „Boudoir”. I nikt nas nie powstrzyma, a już na pewno żadne kretyńskie goryle, którym wydaje się, że trzęsą klubem.

Z tymi słowy pomaszerowała, jak jej się wówczas zdawało, prosto przed siebie. Koleżanki przyklasnęły i ruszyły za nią.

Następne ujęcie przedstawiało dwóch bramkarzy przed „Boudoir”, którzy kręcili głowami.

– Przykro nam, moje panie, ale nie dzisiaj.

– A wy wiecie – spytała bez zmrużenia powiek Denise – z kim macie do czynienia?

– Nie.

Obaj patrzyli w przestrzeń, lekceważąc starania dziewcząt.

– No właśnie! – Denise ujęła się pod boki. – A to jest bardzo znana księżniczka Holly z fińskiej rodziny królewskiej.

Holly spiorunowała Denise wzrokiem. W barze cała rodzina ryknęła śmiechem.

– Sam nie napisałbym lepszego scenariusza – mówił, zaśmiewając się Declan.

– Księżniczka? – dziwił się wąsaty bramkarz. – Paul, czy w Finlandii jest monarchia?

– Chyba nie, szefie.

Holly zbyła ich monarszym machnięciem ręki.

– Widzisz? – powiedziała Denise. – Narobicie sobie wstydu, jeśli jej nie wpuścicie.

– Nawet jeżeli ją wpuścimy, wy zostajecie.

Wąsacz wskazał gestem czekającym z tyłu gościom, żeby przeszli.

– O nie! – zaprotestowała ze śmiechem Denise. – Jestem jej dworką.

– Jej książęca mość musi się napić – przyszła jej w sukurs Holly. – Jej książęca mość umiera z pragnienia.

Paul i Wąsacz starali się zachować kamienną twarz.

– Nie, naprawdę, dziewczyny, tu wchodzą tylko członkowie klubu.

– Przecież jestem członkiem rodziny królewskiej! – przypomniała im Holly.

– Księżniczka i ja nie sprawimy wam kłopotu – przymilała się Denise. Wąsacz wzniósł oczy do nieba.

– No dobra. Wchodźcie – wreszcie zlitował się i zrobił im przejście.

– Bóg zapłać – powiedziała Holly, wkraczając do środka.

– Wariatka – skomentował Wąsacz ze śmiechem i zebrał się w sobie na widok grupy nadchodzącej z Ciarą.

– Czy moja ekipa filmowa może wejść ze mną? – spytała ufnie Ciara typowym australijskim akcentem.

– Chwileczkę, zaraz sprawdzę. – Paul odwrócił się, zamienił z kimś kilka słów przez krótkofalówkę. – Dobra, nie ma sprawy. Wchodźcie.

– To ta australijska piosenkarka, tak? – upewnił się Wąsacz.

– Tak. Aha, niezła sztuka.

– Powiedz chłopakom, żeby mieli na oku tę całą księżniczkę. I żeby nie wchodziły w drogę piosenkarce z różowymi włosami.

Oglądając teraz wnętrze klubu „Boudoir” na ekranie, Holly przypomniała sobie, że klub je rozczarował. Czytały w jakimś czasopiśmie, że jest tam fontanna, do której podobno kiedyś wskoczyła Madonna. Holly wyobrażała sobie wielki wodospad z szampana spływający po ścianie klubu, otoczony przez śmietankę towarzyską. Goście raz na jakiś czas podstawiają kieliszki, by uzupełnić musujący trunek. Tymczasem okazało się, że zamiast kaskad szampana pośrodku okrągłego baru znajduje się duże akwarium. W ogóle lokal był mniejszy, niż się spodziewała. W głębi wisiała wielka złota kotara, w kącie sali na podwyższeniu stało rozłożyste królewskie łoże. W złotej jedwabnej pościeli leżały dwie szczuplutkie modelki, pomalowane na złoto, w złotych stringach. Słowem jeden wielki kicz.

– Rany, ale te stringi skąpe! – zawołała zdumiona Denise. – Plaster na moim małym palcu jest większy.

Tom zaczął nerwowo skubać mały palec Denise. Holly znów spojrzała na ekran.

– Dobry wieczór, tu Sharon McCarthy. Witam w wiadomościach o północy.

Sharon stała przed kamerą, trzymając butelkę, która miała imitować mikrofon. Declan przekrzywił kamerę tak, żeby uchwycić w kadrze znanych prezenterów telewizji irlandzkiej.

– Dzisiaj, w dniu trzydziestych urodzin, księżniczka Holly z Finlandii wraz z dworką uzyskała wstęp do słynnego, elitarnego klubu „Boudoir”. W klubie bawi się również australijska gwiazdka rocka, Ciara, z własną ekipą filmową oraz… – Tu Sharon podniosła palec do ucha, jakby nasłuchiwała dalszych informacji. – Właśnie dostałam najświeższe doniesienia… Dosłownie przed chwilą widziano, jak Tony Walsh, ulubiony spiker Irlandczyków, się uśmiecha. Jest z nami naoczny świadek. Witaj, Denise. – Denise wdzięczyła się przed kamerą. – Denise, opowiesz nam, jak to wyglądało?

– Siedziałam tuż obok jego stolika, zajęta własnym towarzystwem, gdy wtem pan Walsh pociągnął z kieliszka i uśmiechnął się.

– To doprawdy coś niesłychanego! Czy to aby na pewno był uśmiech?

– Może zrobił grymas, chwytając oddech, ale moje koleżanki też uznały to za uśmiech.

– Zatem byli inni świadkowie?

– Owszem, księżniczka Holly widziała całe zdarzenie.

15
{"b":"88481","o":1}