Литмир - Электронная Библиотека

ROZDZIAŁ PIĄTY

Holly starannie rozwieszała na sznurach uprana bielizną, rozmyślając o tym, jak przez cały miniony miesiąc próbowała zapanować jakoś nad swoim życiem. Wciąż wierzyła, że wszystko się ułoży, ale bywały dni, że optymizm ulatniał się całkowicie i ogarniał ją nieprzebrany beznadziejny smutek. Godzinami, odrętwiała, przesiadywała wówczas w salonie, wspominając dawne chwile, rozpamiętując każdą kłótnię z Gerrym i żałując przy tym, że nie może cofnąć czasu. Wyrzucała sobie, że nazbyt często obrażała się, zamiast od razu wyjaśniać nieporozumienia i wybaczać. Samotnie kładła się spać, zamiast przytulić się do ukochanego. Bezsensowna strata czasu.

Bywało, że całymi dniami snuła się po domu, zatopiona we wspomnieniach. Niekiedy nagle wybuchała śmiechem, bo przypominał jej się jakiś dowcip Geny’ego albo ich wspólne wygłupy. Męczyła ją ta huśtawka nastrojów. Czasami pogrążała się w depresji na wiele dni. Potem jakimś cudem znajdowała w sobie siłę, żeby się z niej wyrwać, ale wkrótce ponury nastrój wracał ze zdwojona siłą. Z byle powodu tryskały łzy. Wszystko to razem było nie do zniesienia.

Wiele razy wracała do listu Gerry’ego, usiłując wyczytać coś między wierszami, wyłowić jakieś ukryte przesłanie. Nigdy się już nie dowie, o co naprawdę mu chodziło, bo nigdy już z nim nie porozmawia. Wciąż nie mogła się pogodzić z nieodwracalnością śmierci.

Po maju nastał czerwiec, który przyniósł długie, jasne wieczory i śliczne poranki. Cała Irlandia obudziła się z zimowego snu. Pora zacząć wstawać z ptakami i przestać kryć się w mroku, pomyślała Holly.

Czerwiec oznaczał kolejny list od Gerry’ego.

Holly usiadła na słońcu, delektując się kolorami życia, i rozerwała czwartą kopertę. Gerry zrobił wykaz swoich rzeczy i wydał dyspozycje, co powinna z nimi zrobić. Na końcu dopisał:

PS Kocham Cię, Holly, i wiem, że Ty kochasz mnie. Nie musisz mieć pod ręką pamiątek po mnie, żeby nie zapomnieć. Nie musisz ich trzymać na dowód mojego istnienia i mojej obecności w Twoich myślach. Nie musisz chodzić w moim swetrze, żeby czuć mnie przy sobie. Zawsze będę tulił Cię do siebie.

Holly była zdruzgotana. Wolałaby jeszcze raz wziąć udział w karaoke. Chętnie skoczyłaby ze spadochronem, przebiegła tysiąc kilometrów, cokolwiek, byle nie opróżniać jego szaf i nie pozbywać się ostatnich śladów jego obecności.

Miał jednak rację, o czym doskonale wiedziała. Przecież znikł w fizycznej postaci.

Spełnienie tego polecenia wiele ją kosztowało. Przez kilka dni zmagała się z rzeczami męża. Z każdym ubraniem i każdym świstkiem papieru wyrzucała setki wspomnień. Odkładając kolejne przedmioty, czuła, jak gdyby znów żegnała się z Gerrym. To była tortura!

Skończyła. Teraz pozostało już tylko wyrzucić wszystko na śmietnik. Zamierzała uporać się z tym sama, ale wpadł Jack i spełnił za nią smutny obowiązek.

Tyle przedmiotów, tyle wspomnień: ślubny smoking Gerry’ego, garnitury, koszule, krawaty, których tak nie lubił nosić. Zmieniały się mody – błyszczące garnitury z lat osiemdziesiątych i dresy zwinięte w kłębek. Fajka do nurkowania, muszla, którą dziesięć lat temu znalazł na dnie oceanu, zbiór podstawek pod piwo ze wszystkich barów, jakie odwiedzili na całym świecie. Karty walentynkowe od Holly. Kije golfowe od Johna, książki od Sharon, wspomnienia, łzy i śmiech.

Całe życie spakowane w dwadzieścia worków na śmieci.

Przeszłość spakowana w głowie Holly.

Każdy przedmiot wzbijał kurz, każdy budził nowe wspomnienia. Upchała wszystko do worków, odkurzyła, otarta oczy i odsunęła przeszłość od siebie.

Zadzwonił telefon komórkowy. Holly zbiegła szybko do kuchni, żeby odebrać.

– Halo.

– Zrobię z ciebie gwiazdę! – zawył histerycznie Declan i zaniósł się niepohamowanym śmiechem.

Holly wytężyła umysł, nie mogła jednak pojąć, o co jej bratu chodzi.

– Upiłeś się, czy co?

– Może trochę, ale to nie ma najmniejszego znaczenia.

– Bój się Boga, jest dziesiąta rano! – Roześmiała się. – Ty w ogóle spałeś?

– Nie. Właśnie wracam do domu. Jestem w pociągu, w Galway. Wczoraj wieczorem odbyło się tu wręczenie nagród.

– Wybacz moją ignorancję, ale nie wiem, o jakich nagrodach mówisz.

– O studenckich nagrodach mediów. Wygrałem konkurs! – krzyknął. Z wrzawy w słuchawce Holly wywnioskowała, że świętuje z nim cały wagon. – A w nagrodę puszczą mój film za tydzień w telewizji w Kanale Czwartym! – W słuchawce znów rozległ się aplauz, dlatego ledwo słyszała brata. – Zobaczysz, siostro, jeszcze będziesz sławna! – usłyszała, zanim się rozłączył.

Zadzwoniła do rodziny, żeby przekazać dobrą wiadomość, ale okazało się, że Declan wszystkich już zdążył obdzwonić. Ciara trajkotała jak rozemocjonowana pensjonarka o tym, że pokażą je w telewizji i że Daniel udostępnił „Klub Diwa”, żeby wszyscy mogli obejrzeć film w przyszłą środę na dużym ekranie. Holly nie posiadała się z radości. Zadzwoniła do Sharon i Denise, żeby podzielić się z nimi tą nowiną.

– Coś niesamowitego! – wyszeptała z przejęciem Sharon.

– Dlaczego mówisz szeptem? – spytała również szeptem Holly.

– Ten stary ramol zabronił nam rozmawiać w sprawach prywatnych – pożaliła się Sharon na szefa. – Twierdzi, że więcej czasu spędzamy na rozmowach przez telefon niż na pracy. – Nagle zaczęła mówić dużo głośniej, bardzo urzędowym tonem. – Czy mogłabym poznać dokładne dane?

Holly roześmiała się.

– Stoi ci teraz nad głową?

– Jak najbardziej – ciągnęła Sharon.

– No dobra, to nie będę gadała długo. Dokładne dane wyglądają tak, że spotykamy się w środę wieczór u „Hogana”, żeby to obejrzeć.

– Znakomicie.

Sharon udawała, że notuje dane.

– Żebyś wiedziała. Szykuje się chyba niezła zabawa. Sharon, co ja mam włożyć?

– Hm. Myślisz o jakimś nowym ciuchu, czy o czymś, co masz?

– Na nic nowego mnie nie stać. Muszę wybrać coś z szafy.

– Może coś czerwonego?

– Tę bluzkę, którą miałam na twoich urodzinach?

– O właśnie. A jaki jest obecny stan pani zatrudnienia?

– Szczerze mówiąc, jeszcze nie zaczęłam szukać pracy. – Holly zasępiła się.

– A data urodzenia?

– Oj, daj już spokój – powiedziała ze śmiechem Holly.

– Proszę wybaczyć, ale wydajemy ubezpieczenia komunikacyjne osobom, które ukończyły dwudziesty czwarty rok życia. Niestety, jest pani za młoda.

– Ech, marzenie ściętej głowy. Dobra, pogadamy później.

– Dziękuję za rozmowę.

Holly usiadła przy kuchennym stole, dumając, w co by się za tydzień ubrać. Postanowiła wyglądać elegancko i seksownie. Może znajdzie coś w sklepie Denise. Postanowiła od razu do niej zadzwonić.

– Słucham, tu „Swobodny Strój” – odebrała uprzejmie Denise.

– Witaj, „Swobodny Stroju”. Mówi Holly. Wiem, że nie powinnam ci przeszkadzać w pracy, ale mam sensację: film Declana dostał pierwszą nagrodę na jakimś festiwalu studenckim. Mają go puścić w telewizji w środę wieczór.

– To cudownie! I my też w nim jesteśmy?

– Tak sądzę. Spotykamy się w środę w pubie „U Hogana”, żeby go razem obejrzeć. Przyjdziesz?

– Jasne! Mogę przyprowadzić swojego nowego chłopaka, Toma? – spytała ze śmiechem.

– Tego od karaoke? – spytała zdumiona Holly.

– A kogo by innego? Och, Holly, jestem taka zakochana! – wyszczebiotała i znów zaczęła się śmiać.

– Zakochana? Przecież poznałaś go dopiero kilka tygodni temu!

– No to co? Podobno wystarczy jedna chwila.

– Ale mnie zaskoczyłaś! Nie wiem, co powiedzieć. To fantastyczna wiadomość!

– Tylko się tak na wyrost nie podniecaj – powstrzymała jej entuzjazm Denise. – Ale nie mogę się doczekać, żebyś go poznała. Na pewno ci się spodoba.

– Przecież już go poznałam… – powiedziała Holly.

– Oj wiem, ale wolałabym, żeby się to odbyło w normalnych okolicznościach. Wtedy myślałaś tylko o tym, żeby się schować w toalecie.

Holly wzniosła oczy do nieba.

– W takim razie do zobaczenia.

Po przyjeździe do „Hogana” Holly weszła na górę do „Klubu Diwa”. Dochodziło pół do ósmej, klub nie był jeszcze oficjalnie otwarty. Przyszła pierwsza i zajęła miejsce przy stole naprzeciwko wielkiego ekranu.

Aż podskoczyła na brzęk tłuczonego szkła. Zobaczyła za barem Daniela z szufelką i zmiotką w ręce.

– O, cześć, Holly. – Patrzył na nią ze zdziwieniem. – Nie słyszałem, żeby ktoś wchodził.

– To tylko ja. Przyjechałam trochę wcześniej. Podeszła, żeby się przywitać.

– Nawet nie trochę, a bardzo – zauważył, spoglądając na zegarek.

– Reszta towarzystwa zejdzie się najwcześniej za godzinę.

Holly zmieszała się.

– Przecież program zaczyna się o ósmej.

– Mnie powiedziano, że o dziewiątej, ale mogę się mylić. – Sięgnął po gazetę. – Tak, dwudziesta pierwsza, Kanał Czwarty.

– Och, przepraszam. Przejdę się po mieście.

– Nie wygłupiaj się. Dotrzymasz mi towarzystwa. – Uśmiechnął się.

– Czego się napijesz?

Miał zaraźliwy uśmiech.

– No dobrze. W takim razie poproszę mineralną.

Sięgnął za siebie do lodówki po wodę w butelkach. Holly zastanawiała się, na czym polega zmiana w jego wyglądzie. Tym razem nie był ubrany jak zwykle w czerń. Miał na sobie spłowiałe niebieskie dżinsy i jasnoniebieską koszulę barwy jego błyszczących oczu. Rękawy podwinął do łokci. Pod cienką tkaniną rysowały się muskuły. Holly szybko odwróciła wzrok, kiedy podawał jej szklankę.

– A czy ja mogłabym ci postawić drinka? – spytała.

– O nie. Tym razem ja stawiam.

– Proszę cię, robiłeś to już tyle razy. Chciałabym się odwdzięczyć.

– No dobrze. Napiję się budweisera.

Przechylił się przez kontuar, nie odrywając od niej wzroku.

– Co? Ja mam ci nalać? – Roześmiała się i zeskoczyła ze stołka.

– W dzieciństwie marzyłam o pracy za barem – dodała, biorąc duży kufel i naciskając kurek.

14
{"b":"88481","o":1}