Литмир - Электронная Библиотека

– Zejdę, zejdę, wszakże pod jednym warunkiem…

Nie usłyszałem, pod jakim warunkiem ten ktoś, co do którego liczne, choć nie wszystkie szczegóły pasowały jak złoto, postanowił w końcu zleźć z parapetu. Nie usłyszałem. Nie usłyszę. Nie dowiem się nigdy. Nagle bowiem wydało mi się, że do baru Pod Walecznym Hektorem weszła kapela cygańska i zaczęła grać przebój za przebojem. Grali tak brawurowo i tak donośnie, że zagłuszali wszystko, niezwyczajna i niejedna musiała to być kapela i faktycznie było tak, jakby wchodziła tu kapela za kapelą, orkiestra za orkiestrą, niezliczeni a niewidzialni muzycy symfoniczni szli pomiędzy stolikami, za nimi chóry kościelne i zespoły rockowe, potem górnicze orkiestry dęte, soliści operowi, piosenkarki i piosenkarze, gitarzyści, sławni trębacze, natchnieni perkusiści i skloszardziali wirtuozi z Dworca Centralnego. Olbrzymi pochód muzyków kroczył przez biurową część salonu Mercedesa, galerię sztuki, chińską restauracj, antykwariat, bar sałatkowy, szmateks, delikatesy i klub Davos, muzyka potężniała, śpiewy szły pod niebiosa, nie było chaosu, była harmonia, słyszałem pojedyncze takty Franza Schuberta i ruskich piosenek ludowych, fragmenty „Kostii" i Mozarta, kawałki Bacha i Okudżawy, Konstancja mocnym głosem śpiewała „Ja nie odchodzę kiedy trzeba", Patricia Kass „If you go away", początek Koncertu skrzypcowego Vivaldiego łączył się płynnie z „Kołysanką stalinowską", „Laura i Filon" z ariami Verdiego, niemieckie marsze wojskowe z „Que sera sera", „Zachodni wiatr" z „Tarantelą" Rossiniego, tysiąc innych sprzecznych ze sobą nut tworzyło symfonię huczącą w mojej głowie.

Słyszałem muzykę i nie słyszałem niczego prócz muzyki. I nigdy już nie miałem usłyszeć niczego prócz muzyki. Podnosiłem się z miejsca i ruszałem śladem niewidzialnych orkiestr. Rozpływałem się w powietrzu. Nie ma mnie, nie ma mnie, nigdy mnie nie będzie. Po stawie, po stawie pływają łabędzie.

60
{"b":"88097","o":1}