Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Powinnam była wiedzieć, że nie uda mi się wygrać z czasem.

– To nie twoja wina. Zrobiłaś, co mogłaś.

– Ale powinnam była wiedzieć, prawda?

– Wszystko mogło potoczyć się zupełnie inaczej. Zresztą nadal może.

Nozomi spojrzała na niego z nadzieją w oczach.

– Naprawdę myślisz, że możemy ocalić Ziemię?

– Posiadacze twierdzą, że tak.

Wyraźnie się wzdrygnęła. Opowiadając jej o nich, nie pominął niczego. Zdała sobie sprawę, że te istoty znają każdy cal jej ciała tak dobrze jak on. Że ilekroć się kochali, nie byli sami. I nigdy nie będą.

Håkon spuścił wzrok i przez chwilę się nie poruszał. Potem podniósł spojrzenie na Ellyse. Czas odcisnął piętno na jej obliczu – kąciki ust nieco opadły, wokół oczu pojawiły się zmarszczki, a włosy stawały się coraz rzadsze. Jego czas oszczędzał. Koncha dbała o długowieczność nosiciela.

– Byłam przekonana, że ich ratujemy…

– Wiem.

Potrząsnęła głową.

– Jak to zmienić? Z pomocą kapsuły?

– Nie. Ona, jak każde inne urządzenie mogące zaginać czasoprzestrzeń, będzie monitorowana. W ten sposób pilnują, czy…

– Wiem, już mówiłeś – przerwała mu, podnosząc się z fotela. Stanęła tuż przed nim, a potem ujęła go za ręce. – Więc jak?

– Chcą, byśmy zostali w tym czasie.

– Po co?

– Mają pewien plan. Długofalowy.

Błysk zrozumienia pojawił się w jej oczach. Nagle zdała sobie sprawę, dlaczego całą swoją opowieść wygłaszał tak przybity. Ścisnęła mocniej jego dłonie.

– Håkon… – powiedziała. – Czy ja dożyję końca tego planu?

– Nie.

Wziął ją w ramiona, a potem trwali tak przez jakiś czas, nie wiedział, jak długo. Od kiedy tylko Gideon zaczął przedstawiać mu, co planują, zdawał sobie sprawę, że będzie to jednoosobowa misja. La’derach sprawiała, że mógł przeżyć każdego na planecie… ale na tym nie kończyły się jej możliwości.

– Będziesz musiał mnie zostawić?

Skinął lekko głową.

Przez chwilę się nie odzywała. Nadal stali pośrodku pokoju, w ich własnym domu, który miał służyć za bezpieczną przystań aż do ich późnej starości. Chcieli założyć rodzinę – próbowali, choć bez skutku. Istniały sposoby, by temu zaradzić, i oboje wiedzieli, że prędzej czy później po nie sięgną. Myśleli, że jedyną rzeczą, której mają pod dostatkiem, jest czas. Teraz okazało się, że tak nie było.

– Przepraszam – powiedziała Nozomi.

– Za co?

– Nie powinnam… nie powinnam była wszystkiego niszczyć.

– Los wszystko zepsuł, Ellyse.

Odsunął ją, a potem trzymając za ramiona, spojrzał jej w oczy.

– Proelium wszystko zniszczyło, Diamentowi wszystko zniszczyli… Ingo Freed, cała reszta… wszyscy, ale nie ty. Ty próbowałaś poskładać to z powrotem z małych kawałków.

– I nie udało mi się – odparła tonem, który dobrze znał. Oznaczał koniec dyskusji na ten temat. – Obiecaj mi, że to naprawisz.

Obiecał, choć wiedział, że nie powinien składać takiego przyrzeczenia.

Następnego dnia spakował niewielki plecak, ciepłe ubrania, a potem Ellyse odprowadziła go do portu. Transportowiec miał wylądować za pół godziny, co wydawało się niewystarczającym czasem, by się pożegnać.

– Jest szansa, że kiedykolwiek wrócisz? – zapytała.

– Zrobię wszystko, żeby tak się stało.

Objął ją, a ona położyła mu głowę na ramieniu.

– Będę na ciebie czekać – zapewniła.

Było to ostatnie, co od niej usłyszał. W milczeniu dotrwali do przybycia promu, a potem Håkon bez słowa wszedł na pokład. Do momentu, gdy zamknęła się śluza, patrzyli sobie w oczy. Potem Lindberg opadł ciężko na siedzisko.

Naprzeciw niego siedział brodacz, który przypatrywał się ich rozstaniu.

– Niełatwa sprawa, co?

– Niełatwa – potwierdził Håkon.

– To ostatnie pożegnanie?

– Niestety.

Brodaty skinął głową.

– Wiesz pan, jak to mówią. Kilka kroków bliżej do nieba.

– Co?

– Do ponownego spotkania.

– Nie wierzę w takie rzeczy – uciął Skandynaw.

– Tak czy inaczej, w smutku łatwiej wyczekiwać śmierci.

Lindberg skinął głową, nie odpowiadając. Wiedział, że nigdy nie zobaczy Ellyse – i nawet gdyby był wierzący, trudno byłoby sądzić, że spotkają się w zaświatach. Na niego czekał cały szereg widm. I miał wrażenie, że niebawem do nich dołączy.

Musiał tylko wypełnić swoje zadanie.

14

Na to, co zaplanowali Posiadacze, funduszy miał aż nadto. Zaraz po tym, jak wylądował na kontynencie, udał się do pierwszego lepszego biura podróży i zamówił lot na przylądek Canaveral.

Wiedział, że musi spędzić tam kilka tygodni, zanim weźmie się do roboty. Wynajął niewielki dom w dobrej dzielnicy Morningside Heights na Merritt Island, a potem zaczął przygotowania. Musiał zadbać o kilka rzeczy, w tym o swoją kondycję. Codziennie rano wybiegał na Albatross Street, a potem truchtał kilka kilometrów wzdłuż wybrzeża. Zapisał się do klubu aeropiłki i chodził na treningi dwa razy w tygodniu.

Nabył kilka niezbędnych rzeczy w paru sklepach elektronicznych rozsianych po hrabstwie, a potem czekał. Oglądał na bieżąco relacje z przygotowań do misji Ara Maxima. Wyznaczono już datę startu – statki miały opuścić Ziemię za trzy miesiące.

Media zapewniały, że po burzliwej międzynarodowej debacie skład załóg został ostatecznie zaakceptowany. Personel kolonizacyjny miał odzwierciedlać to, co najlepsze na planecie.

Nikt nie wspomniał nawet słowem, że ISS Challenger ma na pokładzie zarodki. Håkon przypuszczał kiedyś, że w tym okresie po prostu nie interesowano się przesadnie tak małą jednostką – i nie budziło niczyjej podejrzliwości, że wysyła się ją razem z flotą Ara Maxima. Teraz przekonał się, że nie przeszło to bez echa.

Na jednym z videoblogów wątpliwości w tym względzie podnosiła jakaś dziewczyna. Zauważała, że jest w tym coś podejrzanego – i trudno było odmówić jej wnikliwości. Jej kanał szybko znikł z międzyplanetarnej płaszczyzny blogosfery. Lindberg chciał pójść tym tropem, ale ostatecznie stwierdził, że może to doprowadzić do wykrycia go – i tym samym pokrzyżowania planów Posiadaczy.

Ci wracali do niego raz po raz, zawsze kiedy był sam. Rozmowy nie należały do najprzyjemniejszych i po każdej z nich Håkon potrzebował czasu, by dojść do siebie.

Zawsze okrążali go niczym sępy padlinę – czy raczej dobrego kandydata na padlinę. Sądził, że ta analogia jest trafiona.

– Wszystkie elementy są na miejscu – oznajmił mu przy którejś okazji Gideon.

Skandynaw skinął głową, starając się ignorować pozostałe widma. Zaczynał oswajać się z niepokojącą świadomością, że tak mogą wyglądać zaświaty. Może nie tylko dla tych, którzy mieli za życia konchę – może w podobne miejsca trafiały inne dusze.

Ze względu na niepokój, jakim napawały go te zjawy, nie była to najlepsza perspektywa dla ludzkości.

– Dokąd mam się udać? – zapytał.

– Na główną wyspę.

– A dokładnie?

– Na East Merritt Island Causeway znajduje się pewien hotel.

– Wiem, Clarion – odparł Håkon. – Byłem tam kiedyś.

– Raczej będziesz.

Miał rację. Jeśli do startu misji Ara Maxima pozostały trzy miesiące, niebawem zjawi się na przylądku Canaveral i zamieszka na jakiś czas w tym hotelu. Obecnie jego młodsze alter ego znajdowało się w Detroit, gdzie podszkalano go w temacie reagowania na sytuacje awaryjne. Lindberg miał ochotę pojechać tam i przekazać wszystkim tym instruktorom, że ich rady są tak cenne jak słowo honoru zawodowego łgarza.

Potem będzie miał dwa tygodnie na pożegnanie się z rodziną i znajomymi. Nie będzie łatwo, ale media robiły swoje, oswajając wszystkich z tym, co prędzej czy później musiało nastąpić. Gdy ten niespecjalnie wygodny etap się zakończy, armia przeniesie go na stałe do ośrodka na przylądku. Do tej pory wybudowano już tam niewielkie miasteczko, w którym na półtora miesiąca zamieszkają członkowie misji Ara Maxima. Będą strzeżeni dzień i noc, a ich kontakty zostaną ograniczone do minimum – po długich debatach ustalono, że przedwczesne interakcje mogą doprowadzić do powstania uprzedzeń czy nawet do scysji.

67
{"b":"690736","o":1}