Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ale jak…

– Nie zadawaj pytań.

Lindberg potrząsnął głową.

– To będzie trudne, biorąc pod uwagę, ile ich mam.

– Nieistotne – odparł Gideon. – Liczy się tylko to, że udało nam się nawiązać porozumienie. Teraz możemy przywrócić wszystko do pierwotnej formy.

– Nie rozumiem.

Krąg znów się zacieśnił i Håkon poczuł nieprzyjemny zapach. Przez chwilę nie mógł stwierdzić, co konkretnie przypomina, ale potem odnalazł właściwą analogię. Spalenizna połączona z rzygowinami. W dodatku odór zdawał się zwiększać z każdą chwilą.

– Spowodowaliście wyłom w czasoprzestrzeni – odezwał się Hallford. – Zmieniliście linię czasu.

Lindberg na moment zamilkł, starając się zebrać myśli.

– Jeśli to prawda…

– Prawda – uciął Gideon.

– Więc… jeżeli… skoro rzeczywiście można zmienić bieg wydarzeń… to z pewnością nie byliśmy pierwsi.

– Nie, nie byliście.

Håkon potrząsnął głową.

– Więc w czym problem? Niech wszystko rozegra się na nowych warunkach.

– Wszystko już się rozegrało. I będzie wciąż się rozgrywać.

Lindberg mimowolnie dał krok w tył, nie myśląc o tym, że oddalając się od zjaw stojących przed nim, zbliża się do tych za plecami. Dopiero gdy sobie to uświadomił, wrócił na poprzednie miejsce.

– Czy oni muszą się przybliżać?

– Są ciekawi.

– Ja też, ale niekoniecznie chcę ich oglądać i czuć z bliska.

– Jesteś drugim człowiekiem, jakiego widzieli.

Håkon zacisnął usta.

– Każ im spierdalać – powiedział stanowczo.

Hallford się nie odezwał, ale postacie przestały się do niego przysuwać. Nadal go okrążały – i nadal mógł usłyszeć szmer, ale smród zdawał się nieco zelżeć.

– Jak to się stało? – zapytał Lindberg. – W jaki sposób dokonaliśmy zmian?

Gdzieś w mroku rozległ się dziwny dźwięk przypominający rzężenie zdezelowanego silnika na wysokich obrotach. Skandynaw nie chciał nawet myśleć, co to oznaczało.

– Linia czasu może ulec zmianie – powiedział Hallford. – Istnieje tylko jedna wersja zdarzeń, ale może być zmieniana.

– I?

– Z tego względu jest pilnie strzeżona. Ale nie w abstrakcyjny sposób, nie przez obiektywnego obserwatora. Jego punkt widzenia zmienia się, więc w istocie zawsze pozostaje subiektywny.

Håkon potarł skronie, licząc na to, że klarowne wyjaśnienia dopiero nadejdą.

– Kontrola czasu odbywa się poprzez skrupulatną obserwację tuneli – dodał Hallford. – Pilnujemy wyjść i wejść, wiedząc, w jakim kierunku odbywa się ruch. Obie prastare rasy dbają o to, by nie dokonywać wyłomu w ciągu zdarzeń, Håkon. Nie są jednak kontrolerami lotów, jak przypuszczała Nozomi, a raczej strażnikami przy skarbcu w banku. Stoją tam, widząc każdego, kto nadchodzi. Nikt im nie umknie.

– Chyba że… ktoś zrobi podkop. Jak my.

– Zgadza się – potwierdził Gideon. – Ellyse i Channary weszły od drugiej strony. To nie powinno się zdarzyć. Tym samym zmieniły linię czasu.

– Wcześniej była już zmieniana – zaoponował Lindberg. – Choćby w trakcie proelium.

– Nie.

– Nie?

– Sam przecież udowodniłeś, że pozostała niezmienna – powiedział Hallford, a jego głos stał się bardziej szorstki. – Wszystkie zmiany, których twoim zdaniem dokonałeś, podróżując w tunelach na Rah’ma’dul, sprawiły, że ostatecznie rozegrało się to dokładnie tak, jak na początku.

Håkon skinął głową.

– Co konkretnie się teraz zmieniło? – zapytał Lindberg.

– Zbyt wiele, bym zdołał ci o wszystkim powiedzieć.

– W ten sposób nie przekonasz mnie, że linia czasu wymaga naprawy.

– Sądziłem, że w ogóle nie będę musiał cię przekonywać.

Lindberg uśmiechnął się pod nosem.

– Więc liczyłeś, że ot tak ci uwierzę?

– Posiadacze żyją w symbiozie, Håkon. Nie mamy powodu, by sobie nie ufać.

– Jedyna osoba, z którą żyję w symbiozie, to Ellyse.

– Niezupełnie.

Skandynaw po raz pierwszy pomyślał o tym, że wszystkie te widma musiały być nieustannie połączone z jego jaźnią. Widziały to, co on widział, czuły to, co czuł… były z nim podczas najintymniejszych chwil. Na tym polegała ich nieśmiertelność, uzmysłowił sobie Lindberg. Nie musiał nawet pytać, czy jego spostrzeżenia są prawidłowe. Wiedział, że tak jest.

– Musisz mi zaufać – odezwał się po chwili Hallford.

– Najpierw ty musisz pokazać, że ufasz mnie – odparował Håkon. – Co się zmieniło przez Ellyse i Sang?

Kocmołuch – czy raczej to, co z niego zostało – dał krok w tył, a potem znikł w pochodzie zjaw. Po chwili ich szepty stały się coraz głośniejsze, raz po raz rozbrzmiewało rzężenie, ale Skandynaw nadal nie był w stanie wyłowić pojedynczych słów.

Miał wrażenie, że dochodzą z samej głębi nieistnienia, że są jedynie echem z otchłani.

Czekał, dostrzegając, że widma poruszają się coraz wolniej. W końcu się zatrzymały, a potem Hallford znów wyłonił się z szeregu.

– W wymiarze, który cię interesuje, zaszła jedna istotna zmiana – odezwał się. – Ludzkość przestała istnieć. Zamiar Ellyse nie został osiągnięty.

– Niemożliwe.

– Wasze statki zostały unicestwione na orbicie Rah’ma’dul – zaczął Gideon. – Ale zanim Diamentowi to zrobili, mieli z tobą i Ev’radatem nie lada problem. Wprawdzie wasz plan się nie powiódł, ale Yan’ghati udowodnili, że stanowią zagrożenie. Podobnie jak Ziemianie. Pojawiliście się jako nowy element, z którym trzeba się liczyć. Diamentowi postanowili pozbyć się zagrożenia.

Håkon czekał w milczeniu na dalszy ciąg.

– Wysłali całą armadę na Ziemię. Obrócili planetę w pył, zanim jeszcze rozpoczęły się problemy z terraformacją. Jak więc widzisz, główny motyw Ellyse doprowadził do zupełnej zagłady ludzkości.

Lindberg patrzył na jego demoniczne oblicze i zastanawiał się, na ile może mu wierzyć.

– Przenikamy twoje myśli, Håkon. Pamiętaj o tym.

– Co?

– Widzimy, co ty widzisz, czujemy, co czujesz… i trafiają do nas twoje myśli.

– Bynajmniej sobie tego nie życzę.

– Obawiam się, że nie masz wyboru.

W tej chwili tak naprawdę niespecjalnie go to interesowało. Większą uwagę skupiał na tym, co może zrobić – i co powinien zrobić.

– Wierz mi, że gdyby była inna możliwość zapobiegnięcia katastrofie, nie wzywalibyśmy cię przed nasze oblicze. Wymagało to podjęcia wielkiego ryzyka… i jeszcze większego wysiłku.

– O jakiej katastrofie mowa? – zapytał Lindberg, wbijając wzrok w puste oczodoły. – Wątpię, by Ziemia była dla twoich kumpli tak istotna jak dla nas.

– Masz rację.

– Więc?

– To, czego dokonaliście z Ev’radatem, było wielkim zwycięstwem Yan’ghati. Bez niego ruch oporu przestał się rozwijać, co miało poważne konsekwencje w kolejnych wiekach i ostatecznie doprowadziło do zdarzeń, które nie powinny zajść.

– To znaczy?

– Skup myśli na własnej planecie, Håkon.

– Chcę znać cały obraz.

– Ten obraz wykracza poza ramy galaktyki.

– Nie szkodzi.

Głosy naraz umilkły, a Lindberg poczuł nieprzyjemne zimno oplatające ciało. Wydawało mu się, że wszystkie widma skupiły wzrok na jego oczach.

– Dowiesz się wszystkiego, gdy do nas dołączysz – odparł Gideon. – A stanie się to już niedługo.

– Znaczy…

– To wszystko, co mogę ci wyjawić.

– I do tej pory mam po prostu wam zaufać?

– Tak.

Skandynaw toczył wzrokiem po cieniach. Szukał potwierdzenia, że wszystko, co usłyszał, jest prawdą – wiedział jednak, że go nie uzyska. Wiedział też, że ostatecznie postąpi tak, jak mu polecą. Mieli nad nim przewagę – i tylko dzięki nim mógł wejrzeć w przyszłość.

– W porządku – odezwał się w końcu. – Co proponujecie?

13

Håkon przypuszczał, że niełatwo będzie przekonać Ellyse. Szybko uzmysłowił sobie jednak, że była skłonna uwierzyć w słowa Hallforda szybciej niż on. Gdy skończył relacjonować jej wszystko, czego doświadczył, spuściła wzrok, a potem kiwnęła głową.

Przez godzinę trwała w milczeniu, nie odpowiadając na pytania Lindberga. Dopiero potem odezwała się słabym głosem:

66
{"b":"690736","o":1}