Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Zatrzymał się.

– Nie ma mowy – powiedział. – Bez konchy nigdzie nie idę.

– Nie bądź niepoważny.

– Nie jestem.

Nozomi ściągnęła brwi i spiorunowała go wzrokiem.

– Wiesz, ile z nimi pertraktowałam?

– Najwyraźniej niewystarczająco.

– Håkon!

– Przepraszam – zmitygował się szybko, spuszczając wzrok. – Wiem, że zrobiłaś wszystko, co mogłaś.

Kiwnęła głową, nadal patrząc na niego bykiem. Özgür dopiero teraz się zatrzymał i obejrzał. Czekał spokojnie, nie odzywając się słowem.

– Muszę ją zabrać, Ellyse.

– Wiem, ale…

– Nie, nie wiesz – przerwał jej. – To nie kwestia uzależnienia. Ja po prostu…

– Co? – spytała niechętnie.

– Mam poczucie… przekonanie, że od tego będzie wiele zależało.

Patrzyła na niego badawczo przez kilka chwil, jakby zastanawiała się, czy może mu wierzyć. W końcu skinęła głową.

– W porządku – odparła. – Ale obawiam się, że nie mamy już żadnej karty przetargowej.

– Mamy.

Ellyse zmrużyła oczy, a potem pokręciła głową.

– Terra – dodał Lindberg.

– Nie…

– To dla nas zagrożenie, Nozomi. Dopóki Ingo Freed gdzieś tam jest, istnieje niebezpieczeństwo, że dotrze razem ze swoją flotą na Ziemię.

– Nie – zaoponowała stanowczo.

– Nawet jeśli nie odbierze sygnału o nadejściu Kennedy’ego i reszty, to tylko kwestia czasu, zanim sprawdzą planetę. Jeśli nie Ingo Freed, to inny szaleniec.

– Nie wiesz, o czym mówisz.

Ton jej głosu świadczył o tym, że postrzega go jako ćpuna, który zrobi wszystko, by dostać działkę. Po prawdzie tak się trochę czuł. Zaraz jednak nadchodziło głębokie przekonanie, że koncha jest najistotniejszym elementem w całej tej układance.

– Wiem doskonale, o czym mówię.

– O ludobójstwie.

– I tak do niego dojdzie, gdy ta kopia Dija Udina… Imad Rehmani, ściągnie Diamentowych czy ich odległych kuzynów. Tylko nie w takim stopniu.

– Håkon…

– Zaufaj mi.

– W tej kwestii nie mogę.

Skandynaw zignorował protest i ruszył w kierunku Özgüra. Ten natychmiast odebrał to jako sygnał, że mogą kontynuować marsz.

– Poczekaj – zatrzymał go Lindberg. – Jest jeszcze coś, co powinni wiedzieć Prastarzy.

Ellyse próbowała go powstrzymać, używając wszystkich tych argumentów, które Håkon całkowicie ignorował. Nie dał się przekonać. Wyłożył Kolayowi tylko to, co ten absolutnie musiał wiedzieć, a potem czekał na jego decyzję.

Okazała się korzystna dla Skandynawa. Nozomi została odeskortowana do kajuty, a jego poprowadzili do przestronnej sali, gdzie Ellyse wcześniej wynegocjowała warunki ich przeżycia.

Lindbergowi nie potrzeba było wiele czasu, by przekonać obcych do współpracy. Wiedział, że koncha była dla nich istotna – ale nie tak jak informacja o rzezi, która odbyła się na Terze.

Nie byli świadomi istnienia tej planety, nie wiedzieli, że ludzkość zbiegła ze swojego domu i znalazła nową przystań. Informacje przekazane przez Håkona były cenne. Na tyle cenne, że la’derach wróciła do niego bezpiecznie. Skoro tylko trafiła do jego dłoni, wiedział, że wszystko się ułoży. Nie cofnie już tego, co wydarzyło się w przeszłości, ale dzięki konsze zadba o dobrą przyszłość dla niego i Ellyse.

10

Kolay towarzyszył Lindbergowi w drodze do kajuty, po czym zaprowadził dwoje Ziemian do niewielkiego pojazdu, który przywodził na myśl kapsułę ratunkową. Otworzył właz, a potem ruchem ręki zasugerował, by weszli do środka. Håkon zmierzył go wzrokiem, marszcząc czoło.

– Co to ma znaczyć? – zapytał.

– Nie tak się umawialiśmy – dodała Ellyse.

Özgür trwał z wyciągniętą ręką, wskazując wnętrze jednostki.

– Ustalono, że będziecie znajdować się poza czasem i przestrzenią, czyż nie? – zapytał.

Spojrzeli po sobie.

– Sądziłam, że chodzi o tunel na Rah’ma’dul.

– Nie.

Lindberg przypuszczał, że po tej lakonicznej odpowiedzi nastąpi wyjaśnienie, ale kopia Dija Udina trwała w milczeniu. Skandynaw przeniósł wzrok na pojazd, dopiero teraz domyślając się, co zamierzali Prastarzy. Ellyse mogła źle zinterpretować ich słowa, a może po prostu wpadli na inny pomysł.

– Macie zamiar zawiesić nas w czasoprzestrzeni, ale nie w korytarzach – powiedział.

– Owszem.

– W jaki sposób?

– Wasza jednostka wejdzie w zakrzywienie czasoprzestrzeni i pozostanie tam, aż zmiany zostaną dokonane.

– Tyle że zmiany nie mają określonego punktu w czasie – zaoponował Håkon. – Kiedykolwiek by nie nastąpiły, wywrą na nas efekt.

– Nie jeśli będziecie poza czasem.

Lindberg spojrzał na Nozomi, a ta skinęła do niego głową. Wiedział, że muszą zaufać Prastarym, alternatywą była pewna śmierć – czy raczej nagły koniec istnienia.

Wszystko to jednak opierało się na założeniu, że można zmienić linię czasu – a co do tego Håkon nie był przekonany. Dotychczas wszystko, co robił, i wszystko, czego doświadczył, zdawało się potwierdzać teorię samospójności Nowikowa. Prastarzy mogli być odmiennego zdania, ale nie znaczyło to, że odkryli prawdę obiektywną – mogli się mylić, a zawiłości czasoprzestrzenne mogły przekraczać także ich percepcję.

– Do środka – rzucił Kolay.

Jeszcze raz spojrzeli po sobie, a potem przeszli przez właz. Mrok wewnątrz statku rozświetlały liczne pasy na podłodze i ścianach. Emanowały jaskrawym światłem, ale nie raziły.

Zanim dwójka ludzi zdążyła odezwać się słowem, Özgür zamknął z hukiem pokrywę włazu. Ellyse niemal podskoczyła.

– Śluza opadła, klamka zapadła – odezwał się pod nosem Lindberg.

– Sądzisz, że to się uda? – zapytała obojętnym głosem.

– Przed chwilą to ty byłaś pewna, że tak.

– „Pewna” to mocne słowo.

Håkon rozejrzał się wokół. W ciasnym korytarzu, gdzie się znajdowali, były dwa niewielkie łóżka – akurat na tyle szerokie, by ułożyć się na nich z rękoma przylegającymi do ciała. Kawałek dalej mieściła się namiastka kokpitu – małe panele i wyświetlacz pośrodku, który służył zapewne za przednią szybę.

Skandynaw usiadł przy stanowisku po prawej stronie, Nozomi zajęła miejsce obok niego.

– Co teraz? – zapytała.

– Przypuszczam, że ustawili nam autopilota.

Przesunął ręką po panelu, ale ten nie zareagował. Ellyse zrobiła to samo ze swoim, po czym sprawdziła pozostałe miejsca, w których mogły znajdować się nieaktywne ekrany. Gdy niczego nie znalazła, Håkon zaplótł ręce na karku i odchylił się.

– Pozostaje nam tylko czekać.

– Tak.

Zaległa nieco niezręczna cisza. Håkon wiedział, że czeka ich długa i niespecjalnie przyjemna rozmowa, ale miał nadzieję, że jeszcze przez jakiś czas uda mu się jej unikać. Przynajmniej na tyle, by emocje nieco opadły.

– Długo będziesz tak milczał?

– Jak najdłużej mi się uda – odparł, obracając się do niej z bladym uśmiechem. W odpowiedzi zobaczył jedynie kategoryczne spojrzenie.

– Podpisałeś na nich wyrok, Håkon…

– Sami to zrobili.

– Nie – odparła niemal przez zęby. – Ingo Freed nie reprezentował całego społeczeństwa Terry. Nie rozumiesz tego?

– Rozumiem, ale…

– Nie. Ani tego, ani faktu, że koncha poprzewracała ci w głowie.

– Możliwe, ale…

– Jesteś od niej uzależniony.

Wstała, a potem odeszła na tył statku. Lindberg musiał oddać jej sprawiedliwość – i tak długo trzymała nerwy na wodzy. Wprawdzie wiedziała, że w starciu z nim i Prastarymi nic nie wskóra, ale mogła próbować, nastręczając niemałych problemów. Wybrała rozsądne wyjście – i Håkon był jej za to wdzięczny. Przypuszczał jednak, że teraz zbierze cięgi.

– Wiesz, kto robi takie rzeczy? – syknęła.

– Posłuchaj…

– Zbrodniarze i ludobójcy – ofuknęła go, wracając na przód pojazdu. – Nie mogę uwierzyć, że byłeś w stanie pójść na taki układ, Håkon. Naprawdę nie mogę. I pomyśleć, że to ja cię wyciągnęłam, wyszarpałam ze szponów śmierci.

– Ty także poświęciłaś…

– Tych, których musiałam! – odparowała ostro. – Ty zabiłeś wszystkich na Terze, by mieć swoją pierdoloną maskę!

62
{"b":"690736","o":1}