Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Ich?

– Przekazałem im wszystko, co mi powiedziałaś.

Ellyse przypuszczała, że niczego więcej o „nich” się nie dowie. Próbowała dojrzeć, kto znajduje się na galerii, ale teraz dodatkowo sytuację komplikowała dobywająca się z podłogi kurtyna światłości.

– Skoro wszystko wiedzą, po co tu jestem?

– Muszą poznać szczegóły – odparł obcy. – Mają wiele pytań.

Nozomi skinęła głową, sądząc, że to wystarczy za odpowiedź – była lepiej niż dobrze oświetlona.

– Udzielisz odpowiedzi – dodał Özgür.

– Być może.

– Od tego wszystko zależy.

– Nie wątpię.

– Przyszłości nie można zmienić – dodał beznamiętnym głosem Kolay. – Wszystko już się wydarzyło i zostanie powtórzone w kole czasu.

– Tak, coś wiem o tej teorii…

– A jednak twoje pojawienie się może temu przeczyć.

Ellyse na moment zamilkła, dopiero teraz przyswajając to, co usłyszała. Jeśli Prastara rasa obcych – budowniczych Terminala – twierdziła, że czasu nie da się zmienić i istnieje tylko jedna jego linia, to najwyraźniej musiało tak być. Teoria samospójności Nowikowa, o której mówił Håkon, znalazła ostateczne potwierdzenie. Istniała tylko jedna wersja zdarzeń. Jedna linia. Niezmienna, uniwersalna i stała. I żadne machinacje w przeszłości nie zdołają jej zmienić – bo to właśnie one w pierwszej kolejności ją ukształtowały.

Ale w takim razie dlaczego ją wezwano? Najwyraźniej coś musiało być na rzeczy, coś w konstrukcji wszechświata musiało ulec zmianie. Była to niepokojąca myśl – szczególnie że wiązało się to z nią samą.

– W jakim sensie moje pojawienie się może przeczyć niezmienności czasu? – zapytała.

– Nie pojawiałaś się wcześniej.

– Słucham?

– Nie wykryto twojej obecności w żadnym okresie.

Nie było to specjalnie pouczające stwierdzenie.

– Co to znaczy? – zapytała.

Klon Dija Udina przez moment milczał, zastanawiając się. Istoty na galerii musiały zorientować się, że mają do czynienia z przedstawicielką gatunku, który nie do końca ogarnął umysłem zawiłości wszechświata.

– Czas nie ma znaczenia – odezwał się w końcu Özgür.

– Tak, przypuszczam, że dla was nie ma.

– Jest elementem subiektywnym.

Ellyse spojrzała na zaciemnione postacie.

– Nie istnieje w żadnej formie, jaką postrzega twój umysł.

– Więc chyba będziecie musieli mi to wytłumaczyć.

– Nie.

– Nie? To jak ja mam cokolwiek wyjaśnić?

– Musisz zrozumieć tylko tyle, że dotychczas występowałaś jedynie w określonym układzie. Teraz opuściłaś ten układ. W jaki sposób to zrobiłaś?

– Nie wiem.

– Wydarzyło się coś łamiącego permanencję czasu.

– To znaczy, że coś się zmieniło? – zapytała. – Z waszej perspektywy?

– Czas nie ma perspektyw.

Ellyse podrapała się po skroni.

– Ale jeśli zaszłaby jakaś zmiana w linii czasu, nie zauważylibyście jej, bo wciąż w niej egzystujecie – drążyła, próbując dojść do sedna. – W takim razie na jakiej podstawie uważacie, że jednak coś się zmieniło?

– Czas nie jest subiektywny.

– Tak, już to mówiłeś – bąknęła. – Macie jakiś sposób, by widzieć go obiektywnie? – zapytała, nagle zaczynając rozumieć. – Zaraz… Potraficie spojrzeć na wydarzenia jako dziejące się nieustannie, a nie jako przeszłość, teraźniejszość i przyszłość?

Kopia Dija Udina nie odpowiadała.

– Jesteście jak kontroler lotów, który na ekranie przed sobą ma trasy przelotów… z tym że to nie przewidywana trajektoria, a realny ruch każdej jednostki. Na całym świecie.

– Ta analogia jest nam nieznana – odparł Kolay.

– Ale trafna – skwitowała pod nosem Ellyse. Nie rozumiała może wszystkiego, ale z tego doskonale zdawała sobie sprawę. Dotychczas na ekranie jej samolot podążał swoim wcześniej ustalonym kursem. Teraz zmienił kierunek i nagle pojawił się w miejscu, gdzie być nie powinien.

– By zapobiec ucieczce z proelium, musimy znać szczegóły – dodał Özgür.

– Jakie?

– Musimy wiedzieć, gdzie i kiedy przebywa ten, którego nazywasz Håkonem Lindbergiem.

– Nie możecie tego zobaczyć?

– Nie.

– Dlaczego?

– Mamy wgląd w to, co potrafimy zobaczyć.

– Jak każdy, ale…

– Możemy spojrzeć tam, gdzie skierujemy wzrok.

Nozomi potrząsnęła głową.

– Mniejsza z tym – odparła. – Powiem wam, co wiem.

Obcy milczał przez kilka chwil i Ellyse przypuszczała, że odbiera instrukcje od istot zgromadzonych ponad nimi.

– Czego oczekujesz w zamian? – zapytał w końcu.

– Przeżycia – odparła bez zastanowienia. Miała wiele godzin, by rozważyć, jak to rozegrać. I zamierzała czekać, aż obcy zapytają o cenę tych informacji. – Przeżycia swojego i Håkona.

– To niemożliwe. Jeśli jest obecny w przeszłości, nie możemy naruszać jego roli.

– Jest na planecie, z której dotarłam na Rah’ma’dul. Jego ciało przestało funkcjonować, ale wierzę, że umysł nie.

Znów w pomieszczeniu zaległa cisza – absolutna, żadne urządzenie nie wydawało tu choćby cichego szmeru.

– Skąd takie przekonanie? – zapytał Özgür.

– Håkon nosił konchę. La’derach.

Ledwo wypowiedziała to słowo, a Kolay wpadł do świetlistego kręgu i zacisnął dłoń na jej szyi. Ellyse wydała z siebie stłumiony okrzyk, chwytając napastnika za ręce.

Patrzył jej prosto w oczy, zaciskając chwyt coraz bardziej. Starała się wychrypieć pytanie, ale nie zdołała.

W końcu podniósł wzrok, a potem ją wypuścił. Nozomi złapała się za szyję i zaczęła kaszleć. W głowie lekko jej się kręciło.

– Co to ma być… – wychrypiała.

Özgür milczał, wycofując się powoli. Gdy podniosła wzrok, zobaczyła, że patrzy na nią z czystą furią w oczach. Bez słowa wszedł w światłość, a potem znikł. Nozomi klęczała pośrodku kręgu, zbyt zdezorientowana, by zebrać myśli.

Milczenie przeciągało się, a Ellyse czuła narastające w niej napięcie.

– W jaki sposób Håkon Lindberg wszedł w posiadanie la’derach? – rozległ się głos, który nie należał do Kolaya.

– Najpierw ustalmy warunki…

– Odpowiedz na zadane pytanie.

– Nie – odparła Nozomi, podnosząc się na trzęsących się nogach. – Najpierw dogadamy się co do rzeczy, które mnie interesują. Dopiero potem zajmiemy się tym, co interesuje was.

– W jaki sposób Håkon Lindberg wszedł w posiadanie la’derach?

– Nie uzyskacie odpowiedzi, jeśli nie zagwarantujecie mi tego, czego oczekuję.

Znów zaległa cisza.

– Nie wiesz, o co prosisz – odezwał się Özgür. – Jeśli otrzymamy od ciebie informacje, linia czasu ulegnie zmianie.

– Domyślam się. W końcu o to chodzi, prawda?

Kolay nie odpowiadał, za to włączył się drugi głos:

– Håkon Lindberg i Nozomi Ellyse przestaną istnieć.

– Nie wydaje mi się.

– Po zniszczeniu okrętu ISS Kennedy przestanie istnieć cała załoga. Nozomi Ellyse nigdy nie dotrze na planetę, na której aktywowała tunel.

– Zdaję sobie z tego sprawę – odparła. – Ale wiem też, że wy egzystujecie poza czasem. Sami to stwierdziliście, prawda?

Uznała, że cisza w tym przypadku jest odpowiedzią twierdzącą.

– Chcę, byście wyjęli mnie i Håkona poza ramy czasu.

Nie wiedziała, czy to możliwe, ale skoro Prastarzy egzystowali na jakiejś obiektywnej płaszczyźnie, gdzie mogli bawić się w kontrolera lotów, być może i dla nich byłoby to osiągalne.

– To warunek postawiony przez Nozomi Ellyse?

– Tak.

Na galerii ponownie zapanowało milczenie. I ponownie oznaczało zgodę.

9

Håkon nie miał pojęcia, co się dzieje ani gdzie się znajduje. Pozostawał w pełni świadomy, ale nie potrafił wyjrzeć poza granice własnego umysłu.

Do czasu.

W pewnym momencie otworzył oczy. Poczuł podnoszące się powieki. Swoje ciało.

Zobaczył nad sobą stożkowate kształty i pochylającą się Ellyse. Przesłona komory kriogenicznej była otwarta, a on leżał w niej z konchą na twarzy. Czuł jej obecność.

– Håkon?

Chciał zapytać, co się stało, ale z jego gardła wydobył się tylko niewyraźny charkot. Nozomi ostrożnie wsunęła ręce pod jego plecy i pomogła mu usiąść. Omiótł wzrokiem okolicę. Nie znajdował się w pomieszczeniu do diapauzy – i chwilę trwało, nim uświadomił sobie, gdzie jest.

60
{"b":"690736","o":1}