Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie mam zamiaru się stawiać – zapewniła go. – Pytaj, a wszystko wam powiem.

– Z jakiego czasu pochodzisz?

Mimo właśnie złożonej deklaracji zamilkła. Uświadamiała sobie możliwe implikacje odpowiedzi – jeśli oznajmi Prastarym, że zbiegli z proelium, ci z pewnością podejmą kroki, by do tego nie dopuścić.

Zasadniczo była to niepokojąca konkluzja.

Zaraz potem Ellyse zdała sobie jednak sprawę z tego, że jest wręcz przeciwnie. Jeśli tak się stanie, ona osiągnie swój cel. Kennedy nigdy nie opuści orbity Rah’ma’dul i nigdy nie wróci na Ziemię. Meaza Endale i jej wątpliwe moralnie społeczeństwo przetrwają.

Mogła zrobić to, co zamierzała. Zabić ich wszystkich i tym samym ocalić resztę.

– Z jakiego czasu pochodzisz? – zapytał jeszcze raz Kolay.

– Z twojej przyszłości.

– Jakim sposobem podróżujesz tunelami?

– Słucham?

– Nie posiadasz la’derach, nie nosisz też śladów jej użytkowania.

Ellyse słuchała go tylko pobieżnie. Wiedziała, co musi zrobić, ale była świadoma także tego, że wyda wyrok na wszystkich bliskich jej ludzi. Z drugiej strony, i tak czekała ich śmierć.

Nabrała tchu, a potem wbiła wzrok w oczy Özgüra.

– Do otwarcia korytarza użyłam ciała jednego z Diamentowych – powiedziała.

Patrzył na nią nierozumiejącym wzrokiem, a ona dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że jej obecność na Rah’ma’dul musiała stanowić nie lada enigmę dla Prastarych. Dotychczas byli zapewne przekonani, że kontrolują każdy aspekt proelium, że przewidzieli każdą możliwość.

– Żebyś to zrozumiał, muszę zacząć od początku – powiedziała.

Kopia Dija Udina skinęła głową.

– Ale nie będę się powtarzać, więc zaprowadź mnie do kogoś, kto zrobi z mojej wiedzy użytek – dodała, wstając z łóżka. Sądziła, że zachwieje się na nogach, ale szybko przekonała się, że nic takiego się nie stanie. Ruszyła w kierunku Kolaya, a ten machinalnie cofnął się o krok.

– Boisz się mnie? – zapytała rozbawiona.

– Nie możesz opuścić tego miejsca – odparł spokojnie Özgür. – I nie wolno ci rozmawiać z nikim prócz mnie. Możesz być jednak pewna, że przekażę wszystko pozostałym.

– Czyli komu?

Nie odpowiedział, wlepiając w nią obojętny wzrok.

– Przykro mi – dodała. – Ale nie idę na taki układ.

– W takim razie nie mamy o czym rozmawiać. Wyciągniemy z ciebie tę wiedzę inaczej.

Obrócił się, a stożki natychmiast przesunęły się w jego kierunku i aktywowały wyjście. Ellyse zaklęła w duchu, uznając, że przegrała tę niewielką próbę sił. Ledwo przekroczył próg, a go zatrzymała.

Potem przysiadła na skraju łóżka, zastanowiła się i zaczęła mówić. Zaczęła od samego początku, gdy Kennedy odebrał sygnał z Accipitera – i ze zdziwieniem przekonała się, że Kolay wie, o czym mówi.

Nie znajdowała się więc w przeszłości względem tego momentu. Może trafiła do niej na Rah’ma’dul, ale po opuszczeniu tej planety Terminalem możliwości były przecież nieograniczone.

Postanowiła mówić dalej i dzięki temu spróbować coś ustalić. Powiedziała klonowi o wiadomości, którą Gideon przekazał Håkonowi – i która uruchomiła ciąg zdarzeń ostatecznie prowadzący do ucieczki z proelium. Gdy tylko wspomniała o Yan’ghati i ich roli w tym procesie, Özgür natychmiast się ożywił. Słuchał z chorobliwą ciekawością, jakby tylko czekał, by stąd wyjść i zacząć polować na zbuntowany odłam Diamentowych.

Nozomi zakończyła swoją opowieść na tym, jak wraz z Channary Sang użyły ciała jednego z nich, a potem przeszły do Terminala.

Wiedziała, że przypieczętowała swój los – swój i wszystkich towarzyszy, bo w jakimkolwiek punkcie w czasie by była, informacja trafi do odpowiednich uszu. Jednocześnie jednak ocaliła Ziemię przed wymarciem.

A przynajmniej tak jej się wydawało.

7

Håkon miewał momenty świadomości.

Pierwszy błysk nastąpił na moment przed tym, jak przeniósł się ze swojego ciała do głowy Gideona. Wtedy go nie odnotował, ale po jakimś czasie wyłowił to wspomnienie z mroku niepamięci.

Drugi błysk nastąpił jakiś czas po tym, jak ciało Hallforda zostało wyrzucone w próżnię. Śmierć nastąpiła nagle, a potem długo nie działo się nic. Håkon był nieświadomy, ale jednocześnie towarzyszyło mu przedziwne uczucie mijającego czasu.

Trzeci błysk miał miejsce, gdy Ellyse i Sang otworzyły tunel na górzystej planecie. I ten był najgorszy. Ten spowodował, że umysł Lindberga na powrót się włączył – ale jednocześnie nie zaskoczył zupełnie, wchodząc w jakiś rodzaj lekkiego uśpienia.

Wiedział, czym było spowodowane. Nozomi zabrała konchę, z którą jego jaźń była immanentnie związana. Od kiedy po raz pierwszy ją założył, stała się częścią jego, a on częścią jej… czy raczej tego, co sobą reprezentowała.

Skandynaw nadal nie wiedział, czym jest owo „to”. Był jednak przekonany, że prędzej czy później dane mu będzie się tego dowiedzieć. La’derach prowadziła go, pokazywała mu drogę, a nawet powodowała, że czuł przymus podejmowania pewnych działań. Nie miał wątpliwości, że ostatecznie doprowadzi go do odpowiedzi.

Musiał tylko przeżyć wystarczająco długo. A ściślej mówiąc, musiał zostać wskrzeszony w odpowiednim czasie, nim kriokomora wyczerpie źródło swojego zasilania.

Pamiętał, że koncha chciała, by pojawił się na Ziemi. Chciała, by doszedł do tego, dlaczego Kennedy’ego wysłano na ratunek z tak wielkim pośpiechem, ignorując wszystkie względy bezpieczeństwa.

Pamiętał doskonale, jaki czuł przymus, by się tego dowiedzieć. Pozostałym członkom załogi zdawało się to nieistotne – w jego wypadku zapewne byłoby tak samo, gdyby nie maska. Wtedy działał na podstawie podświadomego rozkazu, teraz był autentycznie ciekaw. Coś było na rzeczy. Coś naprawdę ważnego.

8

Ellyse została sama na kilkanaście godzin. Kopia Dija Udina oznajmiła, że musi przedstawić tę sprawę „całemu gremium”, cokolwiek mogło to oznaczać. Mieli zastanowić się i podjąć decyzję co do losu dziewczyny i przydatności informacji, które przekazała.

Czas mijał wolno, a jedynym zajęciem Nozomi było ściganie się z własnymi myślami. Starała się je ignorować, ale bezskutecznie. Wciąż powracała świadomość, że wszyscy, których znała, już nie żyją. Zaraz potem uzmysławiała sobie, że po dotarciu na Rah’ma’dul, obiektywnie rzecz biorąc, jeszcze się nie urodzili. Wszystko było względne.

Myśli biegły dalej, a ona zupełnie się gubiła. Nie wiedziała już, czym są przeszłość i przyszłość – ani tym bardziej, gdzie leży teraźniejszość i jaki ma wpływ na pozostałe płaszczyzny.

Tych kilkanaście godzin należało do jednych z najbardziej męczących w jej życiu. Gdy Kolay pojawił się z powrotem, odetchnęła z ulgą, bez względu na to, jakie wieści jej przynosił.

– Za mną – powiedział, po czym obrócił się i przeszedł przez wnękę w ścianie.

Ellyse nie trzeba było tego dwa razy powtarzać.

Szli długimi, wąskimi korytarzami. Ich ściany pokryte były małymi wypustkami, zapewne czubkami kolejnych brył. Wszędzie panował półmrok, jaki Nozomi kojarzył się z czasem tuż przed wschodem słońca. Przedświt. Gdzieś na horyzoncie majaczy już niewyraźna łuna, ale świat nadal zatopiony jest w ciemności.

Tunele zakręcały to w lewo, to w prawo i zdawały się nie kończyć. Po którymś skręcie Özgür zatrzymał się przed jedną ze ścian, a potem przesunął ręką przed stożkiem przed sobą. Kilkadziesiąt z nich natychmiast skupiło się w jednym miejscu, a potem ukazała się wnęka. Kolay przeszedł przez nią, a Ellyse ruszyła za nim.

Znalazłszy się w przestronnym pomieszczeniu przywodzącym na myśl Terminal, powiodła wzrokiem wokół. Widziała, że była tutaj galeria, kilka metrów nad podłogą – panował tam jednak nieprzenikniony mrok i nie mogła dojrzeć, kto się na niej zgromadził.

Özgür poprowadził ją na środek pomieszczenia. Gdy zajęła wyznaczone miejsce w niewielkim kole, jego obrys w podłodze natychmiast rozbłysnął jaskrawym światłem. Nozomi musiała osłonić oczy.

– Będę mówił w ich imieniu – odezwał się obcy.

59
{"b":"690736","o":1}