Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Nie możesz zwiększyć natężenia pola elektrycznego?

– Magnetycznego.

– No, przecież mówię.

– Nie mogę – odparła machinalnie Nozomi, ale naraz ją olśniło. – Chyba że…

– Chyba że co?

Zamilkła, oddając stery Sang.

– Hej! – krzyknęła Channary. – Jakieś uprzedzenie by się przydało!

– Poczekaj – odparła Ellyse, wywołując odpowiedni ekran na wyświetlaczu i wprowadzając szereg zmian. Gdyby emitory cząstek na promie zdołały odchylić promień światła choćby o dwa procent w odległości pięciu kilometrów, udałoby się zawęzić obszar poszukiwań. Ślad po pierwotnym promieniowaniu mógłby nawet wskazać konkretne miejsce.

Nozomi szybko przekonała się, że komputer pokładowy przyjmuje nowy algorytm, i klasnęła głośno, dekoncentrując Sang. Ta na moment poluzowała chwyt wolantu, a wahadłowcem szarpnęło w bok.

– Udało się?

– Zobacz sama – odparła Ellyse, wskazując na punkty świetlne widoczne na wyświetlaczu. Prowadziły wprost do niewielkiej buli pod jednym ze szczytów. Było tam zimniej, niż Nozomi się spodziewała – temperatura wynosiła czterdzieści stopni poniżej zera.

– Chłodno – skwitowała.

Channary posłała jej pełne niedowierzania spojrzenie.

– Pierdolony mróz – odparła. – Ot co.

Sang posadziła prom we wskazanym miejscu, a potem obie włożyły grube kombinezony. Wyciągnąwszy Diamentowego z luku, ruszyły na zewnątrz. Gdy tylko właz się otworzył, Ellyse miała wrażenie, jakby wiatr miał zerwać jej konchę z paska. Natychmiast chwyciła za la’derach i przekonała się, że nadal tam jest – bezpieczna w niewielkim pojemniku. Ruszyły na zewnątrz, zabierając ze sobą niewielki wózek, na którym ułożyły ciało.

Przez chwilę przebijały się przez ścianę śniegu, ostatecznie dotarły jednak do miejsca, gdzie musiał znajdować się tunel. Spojrzały na siebie, machinalnie osłaniając się rękoma od zawiei.

– Co teraz? – zapytała Sang.

– Rozstaw wiatrochron.

Channary skinęła głową, zrzuciła plecak przez ramię i ustawiła kilka emitorów wokół skrawka terenu, gdzie zatrzymała się Ellyse. Chwilę później generatory podniosły niezauważalną kurtynę cząsteczek.

Nozomi przetarła szybkę kasku i rozłożyła sprzęt, a potem podpięła go do obcego.

– Włączam impuls – powiedziała.

– W porządku. Mam się przygotować na coś konkretnego?

– Tak.

– Na co?

– Na niespodziewane.

Jeśli procedura awaryjna zadziała, tunel może się otworzyć, a potem wciągnąć je do środka i natychmiast się zamknąć. Może też wykryć, że niepowołane osoby zamierzają przejść na Rah’ma’dul. Prastarzy dbali o środki bezpieczeństwa – z pewnością można było się po nich spodziewać tego, że przewidzieli taką ewentualność.

Ellyse nabrała głęboko tchu, a potem posłała impuls do ciała Diamentowego. Efekt był natychmiastowy.

Podniosła oczy i zobaczyła, jak przestrzeń przed nią zafalowała.

– Udało się? – zapytała Channary.

Nozomi podniosła się niepewnie, patrząc na zniekształcony obraz.

– Najwyraźniej.

– Więc wchodzimy?

– Po to przyszłyśmy, prawda?

Sang skinęła głową bez przekonania.

– Ale… – zaczęła. – Co potem?

– Będziemy się tym przejmować na Rah’ma’dul.

– Ten plan jakoś podoba mi się coraz mniej.

Ellyse też się nie podobał, ale nie miało to żadnego znaczenia. Fakt, że udało im się otworzyć tunel z tej strony, był ogromnym osiągnięciem – o sterowaniu nim nie mogło być mowy. Nozomi upewniła się po raz kolejny, że maskę ma przytroczoną do pasa.

– Idziemy – powiedziała.

– A Håkon?

Obejrzała się przez ramię.

– Wrócimy tutaj z naprawioną konchą, jeśli będzie… jeśli będzie do czego wracać.

Bardziej prawdopodobne wydawało jej się, że nie będzie. Jeżeli uda im się dokonać zmian w linii czasu, wszyscy na Accipiterze i Kennedym zginą podczas proelium i żadne z nich nie dotrze na Ziemię.

– Nie mamy innego wyjścia, Sang – dodała Ellyse, a potem zrobiła krok w kierunku korytarza.

3

Przeszła na drugą stronę i poczuła, jak oplata ją ciemność. Choć oko wykol, nie mogła niczego dostrzec.

– Sang? – zapytała.

– Jestem za tobą.

– Dlaczego nie aktywowały się diody?

– Nie wiem. Tunel musiał zakłócić sensory.

Channary włączyła oświetlenie na kasku i rękawicach. Ellyse szybko zrobiła to samo. Mrok natychmiast ustąpił zimnemu światłu, a oczom kobiet ukazały się diamentowe bryły w Terminalu.

– Jesteśmy na Rah’ma’dul – powiedziała z niedowierzaniem Sang.

– Najwyraźniej.

– Masz pojęcie kiedy?

– Najmniejszego. Wydaje mi się, że przez większość czasu ten budynek był pogrążony w ciemności.

– Nie ma łazika – zauważyła Sang, omiatając wnętrze snopem światła.

Ellyse z trudem przełknęła ślinę. Zasadniczo mogły trafić w jakikolwiek moment w historii tej planety. Kennedy i Accipiter mogły znajdować się na orbicie, ale równie dobrze mogły dotrzeć tutaj dopiero za pół wieku albo więcej. Z drugiej strony proelium dawno mogło się zakończyć, co ostatecznie przekreśliłoby jakiekolwiek szanse na ratunek.

– Chodźmy – powiedziała Nozomi, kierując się na zewnątrz.

– Poczekaj – zaoponowała Channary. – Rozejrzyjmy się.

– Nie ma po czym.

Dla Ellyse było to zupełnie oczywiste, ale Sang nadal nie ruszyła się o krok.

– Co jest? – spytała Nozomi.

– Nie wiemy, co czeka na zewnątrz. Możemy wyjść prosto na oddział Diamentowych.

– Albo zobaczyć przeszłość tego świata, gdy nie był jeszcze przysypany ziemią – odparowała Ellyse, po czym skinęła na swoją towarzyszkę. Nie było sensu ani gdybać, ani przesadnie się ubezpieczać. Teraz, gdy już tutaj były, stawiały wszystko na jedną kartę. – Nie ma alternatywy, Sang – dodała, a potem ruszyła na zewnątrz.

Trójkątne odrzwia otworzyły się błyskawicznie, a Nozomi musiała osłonić się przed mocnym słońcem. Dostrzegła wokół jedynie piaszczyste podłoże i kurz w powietrzu, niesiony mocnymi podmuchami wiatru.

– Jak dobrze tu wrócić – burknęła Channary.

– O tak, spełniło się moje najskrytsze marzenie.

– Chyba tu zostanę – perorowała dalej Sang. – Postawię dom, użyźnię trochę ziemię, zrobię ogródek. Będę tu szczęśliwa, nawet żyjąc w samotności.

– Czytasz mi w myślach.

– Nie ma mowy o żadnej misji. Znalazłam raj.

Przeszły kawałek w milczeniu, patrząc w niebo.

– Masz jakieś odczyty z sensorów? – spytała Channary. – Możemy ściągać kaski?

– Nie wiem. Poczekaj chwilę, wszystko oszalało od przejścia przez tunel.

Wprawdzie wcześniej na Rah’ma’dul było czym oddychać, ale Ellyse doskonale pamiętała niejednoznaczne odczyty, które Håkon zebrał tuż po wylądowaniu na powierzchni planety. Zresztą w zależności od tego, w którym okresie się znalazły, skład atmosfery mógł ulec zmianie.

Spojrzała na wyświetlacz w kasku, ale ten nadal analizował dane.

– Naszła mnie pewna myśl – odezwała się Sang.

– Tak? – spytała od niechcenia Nozomi.

– Co się stanie, jeśli zapobiegniemy fortelowi Lindberga podczas proelium?

– Wiesz co.

– Nie, nie. Mam na myśli to, co stanie się z nami.

– Jak to?

– Zmienimy linię czasu, o ile to możliwe… wszyscy zginą w tej rozgrywce, ale my nadal będziemy tutaj. My z przyszłości. My… z teraz. Ja i ty.

W natłoku tego wszystkiego Nozomi nie miała czasu pomyśleć o tej ewentualności – ale towarzyszka miała rację. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, obie zostaną na Rah’ma’dul, całe i zdrowe. Będą stanowić nadprogramowe jednostki, o których istnieniu Diamentowi nie będą mieli pojęcia.

Nagle Ellyse uświadomiła sobie, że gdyby zabrały tu ciało Håkona, mógłby przeżyć. Zatrzymała się jak rażona piorunem, mając ochotę wyciągnąć berettę i przystawić sobie do skroni.

– Co jest? – zapytała Channary.

– Dopiero na dobre sobie uświadomiłam, że masz rację.

– Rozumiem. Czasem też tak reaguję – odparła Sang, wzruszając ramionami.

Ellyse spojrzała na nią beznamiętnie.

56
{"b":"690736","o":1}