Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– I skoro już tak wymieniamy się informacjami, może oświecisz mnie i powiesz, skąd się wzięliście na orbicie okołoziemskiej? – dodał Alhassan.

– Obserwowaliśmy tę planetę.

– Jak?

– Pozostawiliśmy boję komunikacyjną na ciemnej stronie Księżyca. Ansiblem przekazywała nam dane. Gdy zobaczyliśmy, że okręty pojawiły się w Układzie Słonecznym, natychmiast zareagowaliśmy. Byliśmy przekonani, że wrócili obcy.

– A tu niespodzianka – odparł Dija Udin. – Tylko jeden się pojawił. Plus zmartwychwstały Skandynaw do kompletu.

Ingo Freed spojrzał na niego spode łba i przez moment wyglądał, jakby miał zamiar ukarać go za bluźnierstwo. Ostatecznie jednak skierował pytający wzrok na Håkona i gdy przekonał się, że nauczyciel zachowuje spokój, sam spasował.

– To będzie ciekawa podróż – powiedział Alhassan.

– Nie dla ciebie – odburknął Lindberg, po czym zwrócił się do dowódcy Yorktown. – Jakkolwiek ta istota zasługuje na przebaczenie, musimy mieć ją na oku.

– Oczywiście.

– Zadbaj o to, by nie uzyskała dostępu do systemu komunikacyjnego i nie przemieszczała się swobodnie po okręcie. Cały czas musi jej towarzyszyć przynajmniej jeden uzbrojony członek załogi.

Ingo Freed kiwnął głową.

– Gdyby coś było nie w porządku, niezwłocznie mnie poinformuj.

– Tak, Zbawicielu.

Alhassan z niemalejącym zdziwieniem obserwował poddaństwo, jakie w każdym słowie i geście przejawiał Stephen Ingo Freed. Działało to na niego niepokojąco.

Håkon wydał jeszcze kilka poleceń, które zostały przyjęte z czcią, po czym skinął na Dija Udina i ruszył korytarzem w głąb statku. Alhassan udał się za nim. Przeszli przez korytarz, mijając wejścia do kajut, które widoczne były jedynie dzięki cienkim obwódkom zastępującym framugi.

– Dokąd mnie prowadzisz, nauczycielu?

– Zamknij się.

– Twoje słowo jest dla mnie rozkazem.

– Przestaniesz?

– Nie. Muszę się z tym jakoś oswoić.

– Rób to w myśli.

Dija Udin skłonił się w pas, gdy zatrzymali się przed jedną z kajut.

– Wybacz, Zbawicielu – powiedział. – Nie chciałem obrazić twego majestatu.

– Do środka – odparł Håkon, otwierając drzwi.

Gdy przekroczyli próg, Alhassan uświadomił sobie, że to nie kajuta, ale jego nowa cela. Pomieszczenie było puste – nie było tu nawet pojedynczego bibelotu, mebla czy iluminatora.

– Świetnie. Mam miejsca w klasie VIP.

– Siadaj – odparł Lindberg, zajmując miejsce na podłodze. Drzwi zasunęły się ze świstem, a Dija Udin spoczął obok przyjaciela. Skrzyżowawszy nogi, spojrzał na niego ponaglająco.

– Mów, co masz do powiedzenia – rzekł.

– Koncha może mnie uratować, Dija Udin.

– Wiem. Wskrzesiła kocmołucha, którego ciało zajmujesz, to wskrzesi i ciebie.

Håkon skinął głową, świdrując go wzrokiem.

– W dodatku la’derach może pomóc nie tylko mnie.

– Nie?

– Jestem przekonany, że będę w stanie użyć jej na tobie.

– Tak, tak… marzy ci się, żeby mnie przeprogramować.

– Uważam, że to możliwe.

– O ile ci na to pozwolę – odparł Alhassan, patrząc na przyjaciela surowo. – A musisz wiedzieć, że zrobię wszystko, żebyś zostawił moją głowę w spokoju. Nie będę miał oporów, żeby roztrzaskać ci czerep, jeśli zajdzie taka potrzeba.

Lindberg podniósł się, stał przez moment bez ruchu, a potem kiwnął głową i skierował się do wyjścia.

– Hej, sukinsynu.

– No?

– Wiesz, że ładują teraz twoje ciało na statek?

– Mhm – odparł Håkon, przekraczając próg.

– I jak się z tym czujesz?

Nie odpowiedział, oddalając się korytarzem.

10

Håkon nie mógł powstrzymać ciekawości. Udał się do hangaru, gdzie podłączono komorę kriogeniczną z Kennedy’ego do systemów statku. NISS Yorktown dysponował napędem nadświetlnym, przez co na jego pokładzie nie było nawet jednej kapsuły do diapauzy.

Stanąwszy nad swoim ciałem, spojrzał na nie z góry.

– Przypuszczałam, że cię tu znajdę.

Obejrzał się przez ramię i zobaczył Ellyse. Natychmiast odwrócił się do niej tyłem.

– Gdyby cię tu nie było, pomyślałabym, że to może jednak nie ty.

– Dociekliwość naukowca, co?

– Raczej chorobliwa ciekawość Lindberga.

Uśmiechnął się, gdy stanęła obok i również spojrzała na przeszkloną osłonę. Przez chwilę żadne z nich się nie odzywało. Håkon nie miał pojęcia, jak się zachować, a Nozomi z pewnością podzielała jego odczucia.

– Myślisz, że to wszystko da się odkręcić? – zapytała w końcu.

– Z pewnością.

– Jak?

– Wystarczy, że znajdziemy Ev’radata.

– I wszystkie nasze problemy znikną jak ręką odjął?

Lindberg zaśmiał się cicho.

– Problemy dopiero się zaczną, ale przynajmniej pozbędziemy się kilku przeszkód.

Ellyse nie wyglądała na przekonaną. Położyła dłonie na kapsule, oparła się o nią i wbiła wzrok w pobladłe zwłoki, które znajdowały się w środku. Håkon wzdrygnął się na samą myśl o tym, że jest to jedynie pusta skorupa.

– Jak znajdziemy tunel? – zapytała.

– Dija Udin zmodyfikował sensory na Kennedym i znalazł cel, prawda?

Pokiwała głową.

– Mamy planetę, ale do odnalezienia korytarza długa droga – dodała. – Nie mówiąc już o otwarciu go z tej strony.

– To prawda.

– Nie masz pojęcia, jak to osiągnąć, co?

– Bladego.

– W takim razie odnalezienie Ev’radata jest równie prawdopodobne jak to, że naprawdę jesteś Zbawicielem.

Lindberg uśmiechnął się i wzruszył ramionami. Obrócił się do niej, ale gdy tylko ujrzał, jak na niego patrzy, wrócił do poprzedniej pozycji. Po prawdzie chciał uniknąć spotkania z nią sam na sam, przynajmniej dopóki nie znajdą się na planecie. Sprawa była zbyt skomplikowana, by dokładać im trosk.

– Coś wymyślę – powiedział.

– Wiem.

Znów zamilkli, a po chwili Ellyse obrzuciła go ukradkowym spojrzeniem i oznajmiła, że musi wracać na mostek, bo oficer łącznościowy Yorktown instruował ją, jak korzystać z komputera pokładowego. Lindberg nie sądził, by była to nagląca sprawa, ale skinął głową, a potem odprowadził Nozomi wzrokiem.

Kiedy został sam na sam ze swoim ciałem w kriokomorze, opadły go wątpliwości.

Miał sporo czasu do namysłu i dotychczas powtarzał sobie, że ktokolwiek to wszystko zaplanował, zadbał o to, by każdy element układanki idealnie do siebie pasował. Teraz jednak nie był tego taki pewien. Wyruszył w drogę bez najmniejszego pojęcia o tym, jak dotrzeć do celu. Odnalezienie tunelu wydawało się co najmniej kłopotliwe, a sterowanie nim można było zaliczyć do kategorii cudów.

Poklepał osłonę kabiny, a potem wyszedł z hangaru. Przez moment zastanawiał się nad tym, ile z tych wydarzeń jest w stanie zobaczyć Gideon. Jeśli chociaż trochę, to do tej pory zapewne poprzysiągł sobie, że jak tylko odzyska kontrolę nad własnym ciałem, zrobi porządek z Lindbergiem.

– Wybacz, przyjacielu – bąknął Håkon, ruszając korytarzem w kierunku mostka. Do startu pozostało jeszcze trochę czasu, ale nie zaszkodziło sprawdzić, czy wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Być może jakieś znaczenie miało także to, że Ellyse się tam znajdowała.

Wszedłszy na mostek, Lindberg poczuł na sobie wzrok wszystkich zebranych. Kilku wstało ze swoich miejsc, zanim zdążył się rozejrzeć. Dopiero teraz Håkon uzmysłowił sobie, że ktoś naprawdę się postarał, by zrobić z niego mesjasza.

– Mogę w czymś pomóc, nauczycielu? – zapytał Ingo Freed.

– Nie. Chciałem po prostu zobaczyć, jak odrywamy się od Ziemi.

– Obawiam się, że dzieli nas od tego jeszcze pół godziny.

– Poczekam tutaj, jeśli nie masz nic przeciwko.

– Będziemy zaszczyceni.

Lindberg czuł się co najmniej nieswojo, ale starał się to zignorować. Nie patrzył na załogantów, doskonale zdając sobie sprawę z ukradkowych spojrzeń, jakie mu posyłali. Jedynie Nozomi była skupiona na swoim zadaniu.

Powiódł wzrokiem wokół, szukając wolnego fotela. Ingo Freed natychmiast wyłowił jego spojrzenie i cały się spiął.

35
{"b":"690736","o":1}