Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Wybacz, nauczycielu – powiedział. – Zaraz przygotuję dla ciebie miejsce.

– Nie kłopocz się – odparł czym prędzej Håkon. – Chętnie postoję.

– To niegodne.

Lindberg miał ochotę powiedzieć, żeby nie przesadzał, ale szybko się zmitygował, że nie pasowałoby to do wyobrażenia, jakie mieli o nim ci ludzie. Ostatecznie poczekał, aż dowódca wygospodaruje dla niego wolne stanowisko, a potem zasiadł za pulpitem. Systemy różniły się od tych na pokładzie Accipitera i Kennedy’ego, ale wciąż opierały się na lingua universalis. Lindberg zaczął z ciekawości przeglądać mapę nieba.

Dija Udin wykrył tunel na jednej z planet orbitujących gwiazdę HR 8799 w Konstelacji Pegaza. Nakamura-Amano znajdowała się sto dwadzieścia dziewięć lat świetlnych od Ziemi i wyglądała na typową planetę skalistą. Håkon przypuszczał, że obecnie nie zamieszkiwała jej żadna zaawansowana cywilizacja – inaczej dawno podjęto by próbę kontaktu z Ziemią.

Obserwując, jak załoganci przygotowują systemy do drogi, myślał o tym, w jaki sposób uaktywnić korytarz – i co czynić dalej. Bez la’derach nie dało się sterować Terminalem, chyba że było się jednym z Diamentowych.

Kwadrans upłynął w okamgnieniu, a kolejny minął Lindbergowi na przyglądaniu się Ellyse. Widział, że wkłada w naukę całe serce, ale przypuszczał, że gdyby nie było go na mostku, zapewne łatwiej byłoby jej się skupić. Robiła wszystko, by nie nawiązać z nim kontaktu – i Håkon bynajmniej się jej nie dziwił.

– Jesteśmy gotowi – powiedział w końcu kontradmirał, podnosząc się z fotela dowódcy. Spojrzał pytająco na Lindberga, a ten uświadomił sobie, że Ingo Freed czeka na oznakę aprobaty.

– Świetnie – powiedział więc. – Bierzmy się do roboty.

– Kurs na Nakamurę-Amano ustawiony, generator cząstek w gotowości.

Håkon wstał z miejsca i podszedł do Stephena.

– Jak działa ten napęd? – zapytał.

– Nie mnie to wyjaśniać – odparł dowódca. – To obca technologia, na której znają się mechanicy.

– Ale bezpieczna?

– Oczywiście. Testowaliśmy ją wielokrotnie, nim wprowadziliśmy ją do NISS-ów.

– Zagina czasoprzestrzeń?

– Tak, nauczycielu. Niestety nie znam prawideł jej działania, ale wiem, że emitory cząstek generują promień elektromagnetyczny, który zagęszcza przestrzeń wokół statku. Jest ona ściągana z obu stron, przez co prędkość potrzebna do wyrwania się z tej gęstej materii staje się większa niż światła.

Håkon przypuszczał, że w ten niespecjalnie opisowy sposób Ingo Freed starał się oddać to, co zaproponował Alcubierre w końcówce dwudziestego wieku. Lindbergowi ta koncepcja była znana bardzo dobrze – może nawet zbyt dobrze.

– Rozumiem – powiedział.

– Podróż nie potrwa długo.

Håkon kiwnął głową, a potem wrócił na swoje miejsce. Załoganci znów powiedli za nim wzrokiem – i przypuszczał, że podobny stan rzeczy będzie trwał w najlepsze przez najbliższy czas.

Obce silniki NISS Yorktown wygenerowały zagięcie czasoprzestrzeni – skurczyły ją przed statkiem i rozszerzyły za nim. Lindberg poczuł, że serce zaczęło bić mu coraz szybciej. Zaraz potem wszystkie gwiazdy znikły, a zastąpiły je poziome, białe linie. Okręt wszedł w nadświetlną, a on nawet tego nie poczuł.

Spojrzał na Ellyse. Radiooperatorka była równie podekscytowana jak on. Pożałował, że nie ma z nimi reszty załogantów. Mógł ich tutaj ściągnąć, ale nie chciał nadwerężać usłużności, jaką okazywał mu kontradmirał.

Ingo Freed sprawdził, czy wszystkie systemy pokładowe działają należycie, po czym zbliżył się do stanowiska zajmowanego przez Lindberga.

– Zbawicielu – odezwał się. – Czułbym się lepiej, gdybym wiedział nieco więcej.

– Ja również.

– Więc…

– Ale nasze samopoczucie jest sprawą drugorzędną – wszedł mu w słowo Håkon. – Komfort nie ma znaczenia. Wiem tyle, ile musimy, Stephen.

Pokiwał głową w zamyśleniu, a Lindberg po raz pierwszy zaczął zastanawiać się nad tym, jak daleko będzie sięgała ufność tych ludzi. Ktoś odpowiednio ich urobił kilka pokoleń wstecz, ale nie mogła przecież całkowicie ich zaślepiać. Prędzej czy później zorientują się, że coś jest nie w porządku.

– Wola boża pozostaje dla mnie nieprzenikniona – dodał Håkon. – Ale nie uzurpuję sobie prawa, by wszystko wiedzieć.

– Tym bardziej nie uczyni tego żaden z nas.

– Nie wiem, dlaczego Pan kieruje nas na tamtą planetę – ciągnął w najlepsze Lindberg, próbując przybrać wyraz twarzy świadczący o tym, że ta niewiedza rzeczywiście go mierzi. Nie miał pojęcia, na ile mu się udało, ale rozmówca wyglądał na przekonanego.

Astrochemik zasiadł na swoim stanowisku, a potem obserwował postępy podróży. Czuł się jak dziecko, które trafiło do całkiem nieźle skonstruowanego fantomatu. Na ekranie wyświetlił się pasek postępu i Lindberg mógł na bieżąco śledzić, ile dzieli ich od Nakamury-Amano.

Podróż mu się dłużyła, mimo że Yorktown pokonywał trasę z niebotyczną prędkością. Håkon musiał przed sobą przyznać, że w pewnym stopniu budzi to jego wewnętrzny sprzeciw. Wprawdzie napęd ten stwarzał nieograniczone możliwości badania kosmosu, ale był elementem technologii Diamentowych. Technologii, która zdawała się przeczyć naturze wszechświata. Kiedyś ktoś mądrzejszy od niego powiedział mu, że zaginanie czasoprzestrzeni – choć wykonalne – jest niczym innym jak oszustwem. Coś w tym było.

– Håkon?

Lindberg obrócił się przez ramię i spojrzał na Ellyse. Stała przy jego stanowisku z rękoma za plecami. Popatrzyła na ekran i uśmiechnęła się.

– Obijasz się? – szepnęła.

– Przez moment myślałem, że uda mi się zrobić coś konstruktywnego, ale… chyba nie ma sensu nawet próbować. Nie pozwolą mi ubrudzić sobie rąk.

– Przecież nie masz pojęcia o tych systemach.

– To też prawda.

Uśmiechnął się, a ona odpowiedziała jedynie niewyraźnym grymasem. Przez moment trwała niezręczna cisza.

– Chciałam tylko powiedzieć ci, że niebawem będziemy na miejscu. Ale skoro śledzisz postępy na bieżąco…

Zawiesiła głos, a Lindberg skinął głową. Po chwili odeszła, a on został z nieprzyjemnym uczuciem niedokończonej rozmowy. Zrobił głęboki wdech, a potem spojrzał na wyświetlacz.

Obserwował pasek aż do momentu, gdy gwiazdy przestały zlewać się w linie. NISS Yorktown wyszedł z nadświetlnej, a Håkon natychmiast przywołał na wyświetlaczu obraz z kamery dziobowej.

Interesująca ich planeta była jedną z pięciu w systemie. Gwiazda HR 8799 świeciła kilkakrotnie mocniej od Słońca i była półtora raza większa. Należała do klasy Lambda Boötis, co oznaczało, że w wyższych warstwach jej atmosfery brakuje ciężkich elementów. Jej barwa nie różniła się od Słońca.

Ale to nie ona była celem. Yorktown wyszedł z zagięcia czasoprzestrzennego na orbicie planety Nakamura-Amano – świata przywodzącego na myśl Ziemię, mimo że było tu jeszcze więcej oceanów. Håkon nie dostrzegł choćby jednego dużego kontynentu, za to łatwo zauważalne były grupy wysp, każda wielkości Skandynawii.

– Raport – powiedział Ingo Freed, podnosząc się z fotela.

– Brak sztucznych satelitów – powiedział jeden z załogantów. – Nie odbieram też żadnych sygnałów z powierzchni.

– Monitorowanie przestrzeni?

– Nie wykrywam – odparł ktoś inny. – Brak aktywnych systemów namierzających.

– Wygląda na prymitywną cywilizację – powiedział Stephen, obracając się do Lindberga.

– O ile w ogóle jest tam cywilizacja.

Dowódca Yorktown długo patrzył na Skandynawa.

– Mamy tam zejść, nauczycielu?

– Owszem – odparł z pewnością w głosie Håkon.

– W takim razie potrzebuję dokładnych koordynatów, by posadzić tam Yorktown.

– Wystarczy wahadłowiec.

Ostatnim, czego chciał Lindberg, było zabieranie ze sobą całej świty Ingo Freeda. Wprawdzie zaakceptowali Alhassana na tyle, by go nie zabić, ale dalecy byli od obdarzenia go sympatią. Nie miał wątpliwości, że niewiele było trzeba, by ponownie zaczęli tortury.

– Nie mogę pozwolić na takie ryzyko, Zbawicielu – odezwał się po chwili Stephen.

36
{"b":"690736","o":1}