Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Trudno. Świat nie należy do normalnych.

– Nie przesadzaj.

Håkon odchrząknął.

– Potem wrócimy na Ziemię i zajmiemy się zarodkami. Oficjalna doktryna Kościoła Lindberga powiada, że to Arka Pańska.

– Będziesz się za to smażył w piekle – ocenił Dija Udin.

– Tylko jeśli nie zrobię z tym nic dobrego. A zamierzam sprawić, że ludzkość znów zasiedli tę planetę.

Patrzyli w milczeniu na głównego mechanika i starali się dostrzec w nim Håkona. Przez kilka chwil panowała pełna wyczekiwania cisza, którą w końcu przerwał Loïc.

– Potrzebuję dokładnego planu – powiedział. – Jeśli Ingo Freed ma być naszym taksówkarzem, nie może być tego świadomy.

– Bez obaw. O wszystkim zdążyłem już pomyśleć – odparł z pewnością w głosie Lindberg, choć pewien wcale nie był.

9

Dija Udin z uwagą obserwował przyjaciela, gdy ten stanął przed dowódcą Yorktown i zaczął swoje przemówienie. Mówił nabożnym tonem, jakby przelewał na rozmówcę mądrość usłyszaną bezpośrednio od Boga.

W pewnym sensie Alhassan brzydził się myślą, że Håkon podszywa się pod proroka – bo tym w przekonaniu Dija Udina było to, co wyczyniał Skandynaw. Nie miał jednak zamiaru choćby zająknąć się o tym słowem. Zburzyłoby to jego image, na który tak długo pracował.

– Bóg przemówił przeze mnie – perorował dalej Lindberg. – I ukazał nam kierunek, który powinniśmy obrać.

Ingo Freed patrzył na niego wyczekująco.

– Konieczne dla przetrwania naszej rasy jest, byśmy odnaleźli planetę, którą wskazał mi Pan.

– Jaką planetę? – zapytał kontradmirał.

Lindberg zamknął oczy i uniósł głowę, jakby odbierał przekaz od Wszechmogącego. Dija Udin znowu poczuł zgrzyt – jakkolwiek rzecz nie dotyczyła bezpośrednio Allaha, nadal sprawiała, że chętnie przywaliłby Skandynawowi.

– Nie jest to dla mnie do końca jasne – powiedział Håkon. – Bóg zamierza nas pokierować, ale nie chce, bym znał wszystkie odpowiedzi już na początku tej wędrówki. Rozumiesz, Stephen?

– Oczywiście – odparł Ingo Freed i skłonił się.

– Pan życzy sobie także, byśmy się zjednoczyli.

– Rozumiem.

– Chciałby, by bracia i siostry wyruszyli w tę podróż razem.

– Yorktown nie pomieści wszystkich – zauważył jeden z załogantów, patrząc na grupę ludzi stojących za Lindbergiem.

– Nie szkodzi – odparł astrochemik. – Wystarczy, że pojednamy tych najbardziej zwaśnionych. Właśnie dlatego ich tutaj przyprowadziłem. Załoganci Kennedy’ego i Yorktown wspólnie wypełnią wolę bożą.

– Amen – powiedział Ingo Freed.

Dija Udin miał ochotę zabrać głos i przemówić tym wszystkim ludziom do rozsądku, ale w porę ugryzł się w język.

– Pan będzie rad – oznajmił Håkon.

Dowódca Yorktown spojrzał na przybyszów.

– Kwater powinno wystarczyć – powiedział. – Moi ludzie zadbają o to, byście zostali odpowiednio przyjęci. Pokażą wam także, jak korzystać z systemów. Różnią się nieco od tych, do których jesteście przyzwyczajeni.

Jaccard kiwnął głową, Alhassan zaś z niedowierzaniem patrzył na człowieka, który nie tak dawno temu okładał go bez pamięci. Przypuszczał, że niebawem jego temat zostanie poruszony. I tak też się stało.

– Czy obecność tego… tworu jest konieczna? – zapytał Ingo Freed.

– Przede wszystkim musisz powiedzieć mi, pod jaką postacią go znacie i co wam uczynił.

– Wiele złego, Zbawicielu.

Lindberg obejrzał się przez ramię i na chwilę zawiesił wzrok na Dija Udinie. Ten pomyślał, że przyjaciel czerpie z tej sytuacji nielichą przyjemność. Zaklął w duchu, po raz kolejny poprzysięgając mu zemstę.

– Muszę to wiedzieć, nim wyruszymy – powiedział Håkon.

– Sądziłem, że wiesz o wszystkim, nauczycielu.

Lindberg uśmiechnął się pobłażliwie.

– Nie o wszystkim – odparł. – Nie było mnie z wami, gdy mieliście z nim do czynienia.

Ingo Freed przez moment się zastanawiał.

– Kim on jest tak naprawdę, nauczycielu?

– Istotą zasługującą na przebaczenie – odparł natychmiast Håkon. – Tylko tyle musisz wiedzieć, a teraz powiedz, co wam uczynił.

– Pojawił się na Terze.

– Na nowej Ziemi?

– Tak, Zbawicielu. Zwaliśmy go Imadem Rehmanim i ufaliśmy, że przynosi Dobrą Nowinę.

– I co się zdarzyło?

– Ściągnął na nas śmierć.

Dija Udin dał krok do przodu, a potem teatralnie powstrzymał ziewnięcie. Spojrzał na przyjaciela, następnie głęboko westchnął.

– Jeśli ten facet będzie mówił w takim tempie, nigdy nie dowiemy się, jakich okropnych zbrodni dopuścił się jeden z moich braci.

– Spokojnie – odparł Lindberg, dostrzegając irytację kontradmirała. Znów przywołał na twarz sympatyczny uśmiech, co zdaniem Alhassana nie robiło najlepszego wrażenia. Poharatane oblicze głównego mechanika nadawało się jedynie do ponurych grymasów.

– Imad Rehmani przybył do nas na własnym statku – powiedział ze spokojem Ingo Freed. – Twierdził, że udało mu się odkryć uszkodzony pojazd na Ziemi, naprawić go i nas odnaleźć. Jednostka nie przypominała niczego, co znaliśmy, ale w końcu wiele czasu upłynęło, od kiedy opuściliśmy naszą planetę.

Kontradmirał spojrzał na Håkona, jakby oczekiwał przyzwolenia, by kontynuować swoją relację. Ten skinął głową.

– Przekazał nam wieść, że na Ziemi ponownie kwitnie życie, choć jedynie pod powierzchnią.

– Nie brzmi jak zbrodniarz – wtrącił pod nosem Dija Udin.

– Wygłaszał płomienne przemowy, a my słuchaliśmy z przejęciem – dodał Ingo Freed, spuszczając wzrok. – Głosił prawdy, na które czekaliśmy. Prawdy, które teraz głosisz ty, nauczycielu. Wybacz to porównanie.

Lindberg machnął ręką.

– Utrzymywał, że przybył na Terrę, by zjednoczyć rodzaj ludzki. Chciał, byśmy wrócili do domu.

– I co się zdarzyło? – zapytał Håkon, chcąc przyspieszyć opowieść.

– Wysłaliśmy okręty, które nigdy nie wróciły. Potem misje ratunkowe, a później… – kontradmirał urwał, podnosząc wzrok na Skandynawa. – Później pojawili się oni.

Dija Udin nadstawił ucha.

– Kto? – zapytał.

– Nie nawiązali kontaktu. Zaczęli ostrzał z orbity, nie dając nam szans na obronę. Zanim zdołaliśmy zmobilizować odpowiednie siły, z powierzchni Terry zniknęło kilka największych miast. Potem rozpoczęła się rzeź w kosmosie.

– Zniszczyli wasz świat? – zapytał Håkon.

– Nie. Udało nam się odeprzeć atak, wycofali się. Na jednym ze strąconych statków odkryliśmy technologię, która pozwoliła nam przemieszczać się z prędkością nadświetlną. Było to kilka pokoleń temu. I wówczas zapadła decyzja, by pozostać na Terze. Ostatecznie porzuciliśmy plan zjednoczenia się z naszymi braćmi na Ziemi, a Rehmani stał się synonimem wszelkiego zła. Ściągnął na nas tragedię i widmo eksterminacji.

– Obcy nigdy nie wrócili?

– Nie. Byliśmy gotowi na ich powrót, ale nigdy się nie pojawili.

– Jak wyglądali? Odkryliście jakieś ciała na tym wraku?

– Owszem – odparł niechętnie Ingo Freed. – Wynaturzone, diamentowe twory, które przywodziły na myśl raczej posągi niż istoty żywe.

Załoganci Kennedy’ego wymienili spojrzenia.

– Jak dawno to się wydarzyło? – zapytał Lindberg.

– Około dwustu lat temu.

Dija Udin przeprowadził w głowie szybką kalkulację. Najwyraźniej Diamentowi musieli trafić na Terrę, zmierzając ku Rah’ma’dul. Accipiter i reszta byli już w trakcie proelium, więc najpewniej chciano zadbać o to, by ciążył na nich imperatyw przetrwania. Gdyby wówczas wiedzieli, że ludzkość przeżyła na innej planecie, nigdy nie narażaliby się, by chronić zarodki na Challengerze.

– Wciąż jesteśmy gotowi na kolejny atak z ich strony – odezwał się po chwili Ingo Freed.

– Nie musicie – odparł Dija Udin. – Diamentowi już nie wrócą.

– Skąd ta pewność?

– Bo wiem, jak działają.

Stephen uniósł brwi.

– Chcieli was wybić tylko dlatego, by uczestnicy proelium musieli walczyć o przetrwanie gatunku. Nie zależy im na eksterminacji ludzkości dla samej zasady.

Kontradmirał spojrzał na Lindberga, a ten potaknął.

34
{"b":"690736","o":1}