Литмир - Электронная Библиотека
A
A

Polecił Ingo Freedowi, by został na swoim statku, a potem udał się z resztą na Kennedy’ego. Próbę przeprowadzili już w korytarzu, przy pierwszym z brzegu pulpicie. Skandynaw wprowadził swoje dane, a potem podał hasło. System zaakceptował jego logowanie.

Nozomi cofnęła się, a Jaccard pokręcił głową.

– Gideon musiał znać inne kody… – powiedział.

– Żartujesz? Nie byłby w stanie wyciągnąć ich z systemu. Jeśli jest cokolwiek, czego komputery pokładowe ISS-ów strzegą jak oka w głowie, to właśnie kodów.

– Mówiłem, że to Lindberg – odezwał się Dija Udin. – Wszędzie poznam to nieboskie stworzenie.

Håkon spoglądał po ludziach, których uważał za przyjaciół – i którzy teraz patrzyli na niego, jakby pochodził z innego świata. Z ulgą przyjął, że Alhassan nadal żyje. Mimo że zapewne kombinował, jak nawiązać kontakt z Diamentowymi, Lindberg wciąż mógł go uratować.

– Håkon? – zapytała Nozomi.

Na jej twarzy malował się jedynie ból, nie było ani śladu ulgi.

Skandynaw rozłożył ręce i uśmiechnął się blado. Spojrzawszy na swoje dłonie, poczuł się dziwnie – choć przypuszczał, że najbardziej osobliwego uczucia doświadczy, gdy stanie przed lustrem lub będzie brał prysznic. Wzdrygnął się na samą myśl.

– Jak to się stało? – zapytała.

– Nie do końca wiem.

– Więc chociaż nie do końca wytłumacz.

– La’derach jest potężnym narzędziem – powiedział, patrząc na Dija Udina. – Najwyraźniej potężniejszym, niż sądziliśmy. Choć na dobrą sprawę mogliśmy spodziewać się wszystkiego. Ta maska wskrzesiła przecież Hallforda.

– I wskrzesi ciebie – powiedziała z przekonaniem w głosie Ellyse.

– Co do tego nie jestem przekonany – odparł i zauważył, że nie takiej odpowiedzi oczekiwała. Postanowił czym prędzej zmienić temat, ale Loïc go wyręczył.

– Byłeś cały czas świadomy? – zapytał. – Od tego incydentu na Tristan da Cunha?

– Nie. Ocknąłem się dopiero w ciele Gideona. Początkowo mogłem jedynie patrzeć, i to wyłącznie tam, gdzie akurat spoglądał Hallford. Potem sytuacja powoli zaczynała się zmieniać. Zupełnie jakby ustępował paraliż, choć stopniowo, powoli. Ostatecznie wróciło czucie w nogach, ale daleki byłem od możliwości nawiązania z wami kontaktu. I wtedy stało się coś przedziwnego.

– Przypomniałeś sobie, że padłeś trupem na wulkanicznej wyspie – dodał Dija Udin.

– Nie, tego byłem świadomy od początku. Ale kiedy przejąłem władzę nad ciałem Gideona, usłyszałem głos, który mnie instruował.

– Bóg do ciebie przemówił – rzekł Alhassan, unosząc otwarte dłonie.

– Myślę, że to znacznie bardziej prozaiczna rzecz. Ktoś poprowadził mnie za rękę, jak dziecko we mgle. Wiedziałem, co mam robić, do kogo się zwrócić i jakimi słowami.

Lindberg patrzył na zebranych w korytarzu załogantów. Nadal nie obejmowali umysłem tego, co się działo – może z wyjątkiem Alhassana. On doskonale zdawał sobie sprawę, do czego zdolna jest koncha. Nie był zaskoczony – i dlatego on jako pierwszy dał wiarę jego słowom.

Håkon głowił się nad tym, co tak naprawdę wie jeszcze Dija Udin. I co zachowuje dla siebie.

– Załóżmy, że masz rację – odezwała się Channary Sang. – Jesteś tym, za kogo się podajesz, i rzeczywiście słyszałeś jakiś głos.

– Załóżmy – bąknął Lindberg.

– Czemu miałoby to służyć?

– Najwyraźniej temu, żebym zyskał władzę nad Ingo Freedem.

Na dźwięk tego imienia Dija Udin splunął na podłogę. Załoganci popatrzyli na niego z dezaprobatą, ale nikt się nie odezwał.

– I komu miałoby na tym zależeć? – zapytała Sang.

– Nam – odparła Ellyse.

Skandynaw kiwnął głową.

– Otóż to – powiedział. – Cokolwiek się wydarzyło, miało sprawić, że uzyskam kontrolę nad Yorktown. Teraz ją mam. Ingo Freed traktuje mnie jako inkarnację Zbawiciela, twierdząc, że od pokoleń mnie wyczekiwali. Rzekomo wieść o moim powtórnym przyjściu krążyła wśród proroków od dość dawna.

– I jak się z tym czujesz? – zapytał Alhassan. – To duże brzemię.

– Goń się.

– Pytam poważnie. Niełatwo być Wybrańcem.

– Pozwolę im wierzyć w tę bzdurę, póki może nam to pomóc.

– Myślisz?

– Dzięki temu mogę skierować Yorktown tam, gdzie mi się podoba. I miałaś rację, Ellyse, okręt dysponuje napędem nadświetlnym.

– Ale skąd…

– Korzystają też z innych dobrodziejstw – wszedł jej w słowo. – Dzięki niektórym mieli wgląd we wszystkie komunikaty, jakie między sobą wymienialiście. Stąd wiem, co się działo pod moją nieobecność. Resztę przybliżył mi sam Ingo Freed, gdy już się przemógł, by swobodnie mówić w moim towarzystwie.

– Widzę, że ci się to podoba – rzekł Alhassan.

– Bynajmniej.

– Czerpiesz z tego satysfakcję, ty próżny sukinsynu.

– Przeciwnie, jestem po części zażenowany, a po części zmęczony ich upierdliwością. Tak czy inaczej, możemy to wykorzystać.

Jaccard westchnął głęboko, trąc skroń. Podkomendni skupili na nim wzrok, czekając, aż zabierze głos, a on przez moment się zastanawiał.

– Sprawdźmy, czy dobrze rozumiem – odezwał się. – Sugerujesz, że doszło do jakichś machinacji w czasoprzestrzeni?

– Tak przypuszczam – odparł Håkon.

– Jakim cudem? Nie ma tutaj tunelu.

– Tego nie wiemy.

– Słucham?

– Nigdy nie sprawdziliśmy wszystkich korytarzy w Terminalu. Jeden z nich może prowadzić na Ziemię.

– Nie ma mowy – odparł Dija Udin. – Dawno roiłoby się tu od brylantowych łachudrów.

– Może – odparł Lindberg. Jedyne, czego mogli być pewni w kwestii tuneli na Rah’ma’dul, to to, że niczego nie mogli być pewni.

– Alhassan ma rację – zabrała głos Ellyse. – Tym razem najprostsze wyjaśnienie może nie być właściwe.

– Otóż to – dodał Dija Udin.

– Bardziej prawdopodobne wydaje mi się to, że w jakiś sposób sami sobie pomogliśmy.

– To miałem na myśli od początku – wtrącił Håkon.

Jaccard spuścił wzrok.

– Nie żartujcie…

– Proszę się nad tym zastanowić i przez chwilę nie rozważać czasu linearnie.

Loïc westchnął.

– Jeśli skorzystaliśmy z napędu nadświetlnego Yorktown, wszystko jest możliwe – powiedziała Nozomi. – Być może za tydzień lub miesiąc od dziś dotarliśmy do któregoś z tuneli, a potem udało nam się go uaktywnić. Jeśli dostalibyśmy się boczną furtką do Terminala na Rah’ma’dul, możliwości byłyby nieograniczone.

– Mogliśmy cofnąć się w czasie i sprawić, że wiedziałem, co powiedzieć Ingo Freedowi.

– Zaraz… – powiedział Alhassan. – Błagam, nie zaczynajmy znowu. Jeszcze kręci mi się w głowie od ostatniego.

– Sam proponowałeś tę wersję – odparł Lindberg.

– Ale nie byłem świadomy, co macie na myśli. Wycofuję się z tego. Może rzeczywiście istnieje tunel na Ziemi.

Håkon zastanawiał się przez moment, ale bynajmniej nie nad gadaniną Alhassana. Ellyse miała rację – wszystko, co się działo, musiało być wynikiem ingerencji z przyszłości. Głowa rozbolała go na samą myśl o teorii samospójności Nowikowa, która ostatecznie zdawała się wygrać w starciu z innymi liniami czasu. Wszystko, co zrobili na Rah’ma’dul, okazało się tożsame z tym, co zastali w przyszłości. Tyle tylko, że wówczas udało im się oszukać Prastarych i samych siebie. Teraz trudno było powiedzieć, kto i dlaczego zmieniał ciąg zdarzeń.

– I co w związku z tym wszystkim? – zapytała Channary Sang. – Co teraz mamy niby zrobić?

– Kontynuujemy plan Nozomi – powiedział Lindberg bez zastanowienia.

– Nawet nie wiesz, na czym polegał.

Håkon popukał się w czoło.

– Wszystko jest tutaj – oznajmił. – Gideon dał mi dostęp, czy tego chciał, czy nie.

– Wyczuwasz go? – zapytał Dija Udin. – Powiedz, czujesz go w sobie?

Zignorował pytanie przyjaciela i spojrzał na Jaccarda, czekając na decyzję dowódcy.

– Mamy do dyspozycji Yorktown – powiedział. – Lećmy do najbliższego tunelu, przejdźmy na Rah’ma’dul, a stamtąd do kryjówki Yan’ghati. Bez trudu odnajdziemy Ev’radata i damy mu konchę do naprawy. Wrócimy, wskrzesimy mnie i…

– Nie brzmi to jak gadanie normalnego człowieka – wtrącił Alhassan.

33
{"b":"690736","o":1}