Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Mhm – mruknęła Sang.

– Ale żadne z nas nie doświadczyło tego, z czym męczy się kocmołuch. To powinno wam uświadomić, że coś jest nie w porządku.

Dija Udin obrócił się do Gideona z wyciągniętą ręką. Potem zamarł, widząc, że główny mechanik stoi tuż obok, wpatrując się w niego niewidzącym wzrokiem.

– Hallford? – zapytał Alhassan.

Gideon zignorował pytanie i ominąwszy Dija Udina, ruszył dalej w kierunku kontradmirała. Wbijał wzrok przed siebie, jakby nie widział nawet, dokąd zmierza. W pewnym momencie Ingo Freed obrócił się i z ciekawością spojrzał na mechanika.

– Gideon – odezwała się Ellyse, ruszając za nim.

– Co to ma znaczyć? – zapytał kontradmirał.

Dija Udin obserwował sytuację z zaciekawieniem, spodziewając się, że zaraz wszyscy będą mieli okazję zobaczyć nie najgorsze mordobicie. Hallford zatrzymał się jednak przed Ingo Freedem, gdy ten dobył z kieszeni znaną Alhassanowi kostkę. Przez moment stali naprzeciw siebie, nie odzywając się słowem.

– Ten człowiek oszalał – ocenił Stephen.

Załoganci Kennedy’ego ustawili się za kocmołuchem, nie bardzo wiedząc, jak należy postąpić. Jaccard chwycił Hallforda za ramię, ale ten szybko strącił jego dłoń, nawet na niego nie patrząc.

Mierzyli się wzrokiem niczym dwaj zawodnicy przed walką. Ingo Freed dał krok w kierunku mechanika, przygotowując się do zadania wyprzedzającego ciosu. Nie trzeba było geniusza, by stwierdzić, że sytuacja zmierza ku konfliktowi.

– „I zapłonął gniew Pana przeciwko Uzzie” – odezwał się nagle Gideon.

– Co on pieprzy? – zapytał Alhassan.

Nikt mu nie odpowiedział, ale Dija Udin przekonał się, że kontradmirał najwyraźniej od razu zrozumiał, w czym rzecz. Otworzył szerzej oczy i lekko rozchylił usta, po czym machinalnie zrobił krok do tyłu, wypuszczając z ręki kostkę.

– Halo? – domagał się uwagi Alhassan.

Ingo Freed zupełnie pobladł. Cofnął się do swoich towarzyszy, którzy wyglądali na równie zszokowanych. Wszyscy wbijali wzrok w Hallforda – i każdy wyglądał, jakby miał paść z wrażenia. Cokolwiek znaczyło wypowiedziane przez mechanika zdanie, zrobiło na nich niemałe wrażenie.

– „I Dawid uląkł się Pana w owym dniu” – dodał mechanik.

Zaległo ciężkie, pełne napięcia milczenie. Nikt się nie poruszał.

– Czekaliśmy… – powiedział słabo Stephen. – Czekaliśmy na twe powtórne przyjście.

Nagle padł na kolana, a w jego ślady poszła cała reszta załogi Yorktown. Ku niewymownemu zdziwieniu pozostałych przeżegnali się i skłonili głowy przed Hallfordem.

– Co to, kurwa, za hucpa?

– Gideon? – zapytała niepewnie Ellyse.

Główny mechanik obrócił się ku nim, ale jego twarz nadal przywodziła na myśl maskę bez wyrazu. W jego oczach Alhassan widział jedynie pustkę. Hallford obrócił się do grupy klęczących mężczyzn.

Ingo Freed podniósł wzrok.

– „Jakże przyjdzie do mnie Arka Pańska?” – powiedział i nagle jakby coś w jego głowie przeskoczyło. Krew z powrotem napłynęła mu do twarzy, gdy podnosił się, patrząc na Gideona. Reszta żołnierzy znów się przeżegnała, a potem wstała.

Zanim ktokolwiek zdążył sformułować pytanie, Hallford ruszył w kierunku Yorktown, a kontradmirał i jego podkomendni poszli w ślad za nim.

– Co tu się odstawia? – bąknął Dija Udin, patrząc po towarzyszach. Wydawało mu się, że są bardziej skonsternowani niż on. – Mam wrażenie, że jestem w jakimś fantomacie, a kiedy ostatnio sprawdzałem, trudno było o dostęp do socjalek.

Ellyse potrząsnęła głową.

– To jakiś absurd – powiedziała.

– Może nie powinienem się dziwić – dodał Alhassan. – Całe moje życie nim jest.

– Cisza – uciął Jaccard, ruszając za oddalającymi się ludźmi. Pozostali nie czekali na zaproszenie.

Jeden z załogantów Yorktown obejrzał się przez ramię, a potem zwrócił uwagę dowódcy na idących za nimi przybyszów. Ingo Freed dał znak, by się zatrzymać. Hallford zdawał się tego nie zauważyć i szedł dalej w kierunku okrętu.

– Może mi pan wytłumaczyć, co się dzieje? – zapytał Loïc.

– Zbawiciel powrócił.

– Hę? – wypalił Dija Udin.

– Nie mam zamiaru tłumaczyć rzeczy oczywistych.

– To wytłumacz chociaż te nieoczywiste – odparł Alhassan. – Co to wszystko ma znaczyć?

Stephen nabrał tchu, wodząc wzrokiem po zebranych. Dołączyli do nich członkowie innych załóg, na czele z Romanienko. Wszyscy pytająco patrzyli na kontradmirała.

– Czekaliśmy na jego powtórne przyjście – oznajmił. – Nasi prorocy wieszczyli, że niebawem będzie to miało miejsce.

– Jego? – zapytał Dija Udin, wskazując na oddalającego się Gideona. – Przecież to kocmołuch z naszej maszynowni!

– Licz się ze słowami – odparł dowódca Yorktown i Alhassan nie miał wątpliwości, że niewiele dzieli go od powtórki z celi.

– Czekam na wyjaśnienia – odezwała się Wieronika, wychodząc przed szereg. – Zawarliśmy umowę – dodała, wskazując na statki znajdujące się w okolicy. – Mieliśmy podjąć wiążące decyzje na temat przyszłego kształtu ludzkości i…

– Doskonale wiem, jaki będzie ten kształt. Nasze ustalenia nie są wiążące. Zbawiciel powrócił i nas poprowadzi.

– Musi pan to rozwinąć – dodał Jaccard przez zaciśnięte zęby.

Ingo Freed przez moment się zastanawiał. Potem obejrzał się przez ramię na Hallforda wchodzącego na pokład Yorktown.

– Prorocy zapowiadali, że pewnego dnia pojawi się człowiek, który wypowie te słowa.

– Te o Uzzie? – zapytał Loïc.

– Te i kolejne. To passus z Księgi Samuela, który nawet u nas znany jest tylko nielicznym. Każdy, kto ma do niej dostęp, składa śluby wierności, by dochować tajemnicy. Ja jestem jedną z tych osób.

– I? Co te słowa oznaczają?

– Że przybyła Arka Pańska – odparł Stephen. – Nikt z nas nie wiedział, jak interpretować ten ustęp. Teraz otrzymaliśmy wskazówkę. Być może myliłem się co do tego okrętu. – Potrząsnął głową i spojrzał na Challengera. – Wszystko w rękach Zbawiciela. On nas poprowadzi.

Obrócił się na pięcie i szybkim krokiem udał ku swojemu statkowi. Dija Udin i reszta odprowadzili go wzrokiem, nie zatrzymując. Mieli wrażenie, że powiedział już wszystko, co miał do przekazania.

Przez moment wszyscy trwali w bezruchu, skonsternowani i niepewni, co ich czeka. Po tym spotkaniu mieli uzyskać gwarancje bezpieczeństwa i ustalić, jak zaczną odbudowywać ziemską cywilizację. Tymczasem Ingo Freed zostawił ich z całą masą absurdalnych pytań.

– Jak to możliwe? – jęknął Jaccard.

– Pytanie powinno brzmieć: co tu się, kurwa, właśnie stało? – poprawił go Dija Udin.

– Najwyraźniej Hallford znał jakąś formułkę, która zadziałała na nich jak kod aktywujący – wtrąciła Channary Sang.

– To akurat zauważyłem – odparł Alhassan. – Co niewiele wyjaśnia.

– Obawiam się, że więcej się nie dowiemy – powiedział Loïc. – Przynajmniej nie teraz. Pozwólmy im ogarnąć te kwestie, a potem skontaktujemy się z Ingo Freedem.

– Zgoda – dodała Romanienko. – Najważniejsze, że na razie jesteśmy bezpieczni.

– Bezpieczni? – zapytał rozbawiony Alhassan. – Chyba w rosyjskim rozumieniu tego słowa, znaczy kiedy ma się gnata przy potylicy.

– Nie widzę, by ktokolwiek brał nas na celownik.

– Więc cierpisz na ślepotę umysłową – ocenił, wskazując Yorktown. – Bo na tym po zęby uzbrojonym statku znajduje się cała banda postrzeleńców, którzy właśnie modlą się do naszego kocmołucha.

– Nie widzę w tym niebezpieczeństwa.

– Utwierdzam się więc w przekonaniu o ślepocie.

Wieronika spojrzała na Jaccarda w poszukiwaniu ratunku, ten jednak zawiesił wzrok na kadłubie nowoczesnego okrętu i nie zwracał uwagi na prowadzoną dyskusję.

– To szaleńcy – dodał Dija Udin. – Sądzą, że spełniła się jakaś przepowiednia, a Gideon jest kolejnym wcieleniem Chrystusa. Nie słyszysz, jak to brzmi, kobieto?

– Ostrożnie – powiedziała Romanienko. – Chyba, że chcesz skończyć ten dzień z większą liczbą blizn.

– Zastanów się – odparł, zbliżając się do niej. – Coś ewidentnie wstąpiło w naszego głównego mechanika. To nie on będzie sterował tą bandą kretynów, tylko to coś.

31
{"b":"690736","o":1}