– Takich jak on było wielu – kontynuowała. – Wyglądają tak samo, co nie znaczy, że są tacy sami. Diabeł został strącony z niebios, ale inni jego pokroju tam pozostali. Dija Udin Alhassan był jednym z nich.
Przypuszczała, że Håkon przewraca się w grobie ze śmiechu.
– Pomógł nam uratować się z proelium. Gdyby nie on, nigdy nie mielibyśmy szansy odbudować rodzaju ludzkiego. Teraz mamy. Nie dość, że odnaleźliśmy swoich braci na powierzchni, na orbicie znajduje się ISS Challenger, statek z zarodkami. Możemy…
– In vitro? – zapytał Ingo Freed.
Ellyse skinęła głową, nie bardzo rozumiejąc, dlaczego kontradmirał się wzdrygnął.
– To dzieło szatana – powiedział. – Niegodny sposób przekazywania życia, pozamałżeński, sprzeczny z godnością rodzicielstwa…
Gdyby jego głos mógł przybrać fizyczną formę, kapałyby z niego krople obrzydzenia.
– To brak szacunku dla życia ludzkiego – dodał inny mężczyzna z czerwonymi oczyma.
– Ta metoda zabiła niezliczone rzesze ludzkich istnień – kontynuował Ingo Freed. – I zabije jeszcze więcej, gdy okaże się, że te zarodki nie zostaną przyjęte przez łono matki.
Ellyse uświadomiła sobie, że mówią o dwóch zupełnie innych rzeczach. Ci ludzie byli tak zniesmaczeni samą ideą, że sądzili, iż ma na myśli sztuczne zapłodnienie kobiet. Tymczasem na pokładzie ISS Challenger istniała aparatura, która pozwalała na rozwinięcie się zarodka w sposób pozamaciczny. Kapsuły mogły literalnie wyhodować całą armię nowych ludzi. Ale to także chyba było dla załogi Yorktown nie do pomyślenia.
Szczerze powiedziawszy, Nozomi również obawiała się, dokąd ta droga może ostatecznie doprowadzić. Gdy posadzą Challengera na Ziemi, staną przed nie lada dylematem – czy skorzystać z okazji i ulepszyć ludzi, którzy będą stanowić bazę genetyczną przyszłych pokoleń, czy pozostawić ich w niezmienionym kształcie? Pokusa ingerencji eugenicznej była wielka, szczególnie że wiele zagrożeń można by wyeliminować.
– Nie rozumiem, jak możesz to proponować, Nozomi Ellyse.
– W tych okolicznościach…
– Nie ma żadnego usprawiedliwienia dla używania narzędzi szatana.
Nagle uświadomiła sobie, że popełniła ogromny błąd.
Tak ogromny, że trudno było początkowo ogarnąć to rozumem.
– Tego świata nie stać na służenie diabłu – dodał Ingo Freed. – Doskonale widzisz, do czego doprowadziło to poprzednio.
Kontradmirał obrócił się do głównego ekranu, a potem wyświetlił na nim Challengera. Ellyse poczuła, jak oblewa ją fala gorąca.
– Nie… – jęknęła, ale wiedziała, że nic nie będzie w stanie zrobić.
3
Jaccard z niepokojem patrzył, jak NISS Yorktown zmienia pozycję. Przez moment trudno było stwierdzić, dlaczego statek zwraca się do nich tyłem. Potem pomyślał, że wygląda to na prosty manewr wojskowy – ustawianie się do strzału.
– Gideon…
– Widzę, panie majorze. Widzę, ale nie rozumiem.
– Ku czemu się zwracają?
– ISS Challenger, panie majorze.
– Wywołaj ich natychmiast.
– Staram się.
Loïc nerwowo potarł się po brodzie, żałując, że nie ma z nimi Jeffreya Reddingtona. Dowódca był dziwakiem, owszem, ale potrafił w dobrym momencie podjąć stosowną decyzję. Miał instynkt przywódczy, który w takich sytuacjach się uaktywniał. Jaccard czekał, aż zaskoczy jego własny – nic takiego jednak się nie stało. Obserwował obracający się Yorktown i nie miał pojęcia, co robić.
– Nadal nic – powiedział Hallford. – Wywołać Romanienko?
Loïc potarł czoło, rozglądając się wokół. Potrzebował chwili, by się zastanowić, choć wiedział, że jej nie ma.
– Wprowadź kurs – powiedział. – Ustaw nas natychmiast między tymi dwoma statkami.
– Tak jest!
Gideon włączył pełną moc silników, które zareagowały w okamgnieniu. Kennedy przyspieszył i po chwili pędził już na pełnej prędkości w kierunku ISS Challenger. Pułkownik Romanienko nie musieli wywoływać, to ona zgłosiła się do nich.
– Jeśli będzie trzeba, staranuję ten okręt – powiedziała bez zbędnych wstępów. – Macie pełną moc?
– Tak – odparł Loïc. – I według mojego kocmołucha zdążymy na miejsce.
– Zablokujcie go – powiedziała. – Hans-Dietrich właśnie zadokował do Wolszczana, który jest najbliżej. Zaraz się do was przyłączy. Reszta również obrała kurs na obcy statek, okrążymy go.
– Na tyle, na ile pozwalają możliwości – odparł Jaccard. – Zdajesz sobie sprawę, że to tylko środek zaradczy?
– Oczywiście.
Powaga w jej głosie kazała mu sądzić, że nie rzucała słów na wiatr, mówiąc o taranowaniu wroga.
– Postawię sprawę jasno, Jaccard – dodała. – Nie dopuszczam możliwości, by Yorktown uszkodził Challengera. Tam jest cała nasza przyszłość, rozumiesz?
– Rozumiem w pełni.
– W takim razie jesteś także świadom, że macie najliczniejszą załogę.
Naraz dotarło do niego, co chciała powiedzieć.
– Proponujesz, żebym wysłał kogoś z moich ludzi na Challengera?
– Tak. I wybór pozostawiam tobie – odparła. – Należy natychmiast obsadzić ten statek, a potem skierować go w bezpieczne miejsce.
– Przyjąłem – odparł, ale Romanienko już go nie słyszała. Połączenie zostało zakończone. Gideon i Loïc wymienili się spojrzeniami, po czym przenieśli wzrok na masywny okręt widoczny przed nimi. Zanim skończy się obracać, znajdą się między nim a jednostką kolonizacyjną.
– Rosjanka ma rację – odezwał się Hallford. – Musimy tam kogoś wysłać.
– Wiem.
Tylko kogo? Na pokładzie Kennedy’ego oprócz nich pozostała tylko Channary Sang. Sumit Gharami powrócił na ISS Kartal i zapewne robił teraz wszystko, by jak najprędzej znaleźć się w centrum wydarzeń.
– Channary? – podsunął Gideon. – Ona nie da sobie rady. Nie zna się na tych systemach.
Szefowa ochrony za moment miała zaprowadzić gości do promu i zaprogramować go do powrotu na Ziemię, potem mogłaby udać się na Challengera. Jaccard musiał jednak zgodzić się z mechanikiem – Sang była dobra do bitki, ale nie do pilotowania ostatniej nadziei ludzkości.
– Jest tylko jedna możliwość – powiedział Loïc.
– Ale panie majorze…
– Kennedy jest twój – uciął dowódca.
Hallford tylko skinął głową. Wiedział, że nie ma innej możliwości. Był potrzebny tutaj, musiał na bieżąco zmieniać położenie statku, by ten stanowił zaporę przed wrogiem.
Nie tracąc czasu, Jaccard ruszył na korytarz.
– Dbaj o niego – powiedział na odchodnym, ale nie usłyszał już odpowiedzi.
W korytarzu minął Channary Sang, która zatrzymała się jak rażona piorunem, widząc biegnącego dowódcę.
– Co się… – zaczęła.
– Nic – uciął. – Wykonuj swoje rozkazy!
Popędził dalej, nie chcąc tracić czasu. Za moment Kennedy ustawi się w odpowiedniej pozycji, a on będzie mógł niepostrzeżenie wymknąć się promem. W pewnym momencie zatrzymał się i zastanowił. Sterburta czy bakburta? Przywołał w pamięci kąt podejścia statku i ostatecznie wybrał lewą burtę. Wpadł do hangaru, a potem w pełnym biegu do pierwszego wahadłowca. Ledwo zasunął za sobą gródź, a Hallford aktywował procedurę wypuszczenia promu.
Po chwili Loïc wyszedł w przestrzeń. Skierował się ku ISS Challenger i dał pełny ciąg silników. Wywołał maszynownię Kennedy’ego.
– Melduj, Gideon.
– Ustawiliśmy się sterburtą do nieprzyjaciela, panie majorze. Na razie po prostu na nas patrzą, ale z pewnością zadowoleni nie są.
– Kontaktowali się?
– Nie.
Loïc zaklął cicho, obserwując odczyty astrometryczne. Nieprzyjaciel nie zareagował na prom, choć sensory musiały wykryć jego obecność. Wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Ingo Freed zastanawiał się, co dalej robić. Otworzenie ognia wywołałoby wojnę domową – i to nim ludzkość zdążyła na powrót się skonsolidować. Z pewnością kontradmirał miał to na względzie.
– Panie majorze…
– Co się dzieje?
– Włączyło nam się ostrzeganie o namierzaniu – odparł słabo Gideon. – Kennedy wyje wniebogłosy.
Systemy celownicze musiały nadto się od siebie nie różnić, pomyślał Jaccard. Przypuszczalnie jednak tego samego nie można było powiedzieć o arsenale okrętów. ISS-y miały wprawdzie systemy obronne, ale nadawały się one bardziej do niszczenia asteroid niż prowadzenia starć w przestrzeni kosmicznej.