Литмир - Электронная Библиотека
A
A

– Potrzebujemy tylko wyjaśnień.

Nozomi stwierdziła, że nie ma sensu się opierać. Zajęła wskazany fotel, zaraz potem na wyświetlaczu pojawiły się miejsca, gdzie miała przyłożyć dłonie. Spojrzała pytająco na Stephena, a ten kiwnął głową.

Gdy umieściła ręce na panelu, poczuła, jakby się do niego przykleiły. Na ekranie natychmiast wyświetliło się wszystko, czego Ingo Freed potrzebował do stwierdzenia, czy będzie mówiła prawdę.

– Mam tylko kilka krótkich pytań – powiedział. – Ale odpowiadaj roztropnie, bo od tego będzie zależeć, czy podzielisz los tego… tworu.

– Rozumiem – odparła.

Kontradmirał kiwnął głową dla porządku.

– Skąd znasz Imada?

– Kogo?

– Odpowiadaj na pytania! – ryknął nagle Ingo Freed, a po rękach Ellyse przeszedł bolesny impuls, który rozlał się po całym jej ciele. Jęknęła głośno, starając się oderwać dłonie. Bezskutecznie.

Urządzenie przez kilka chwil tłoczyło w nią dotkliwe uczucie rwania mięśni. Nozomi zacisnęła usta i starała się znieść to w ciszy.

– Każdy kolejny impuls będzie mocniejszy – powiedział dowódca Yorktown.

Ellyse obejrzała się przez ramię i przekonała, że jej krzyki nie przykuły niczyjej uwagi. Znajdowało się tu kilkanaścioro ludzi, wszyscy zajęci byli swoimi sprawami.

– Gdy zadaję pytanie, musisz odpowiadać.

– Rozumiem.

– Skąd znasz Imada Rehmaniego?

– Był załogantem na okręcie ISS Accipiter.

– W jakiej roli?

– Nawigatora. Chodziło o misję…

– Jestem dobrze zaznajomiony z misją Ara Maxima – uciął Stephen, pochylając się nad nią. – Gdzie jest statek, o którym mówisz?

– Na orbicie Krauss-deGrasse-7c.

– Jak się tam znalazł?

– To długa historia.

Kolejny impuls rzeczywiście był jeszcze bardziej dotkliwy. Nozomi miała wrażenie, że pulpit przypala jej dłonie. Krzyknęła mimowolnie, gdy to palące uczucie zdawało się przejść przez jej żyły i pomknąć dalej w głąb klatki piersiowej.

– Zatrzymano go nieopodal Mi Arae w gwiazdozbiorze Ołtarza, wszyscy załoganci byli martwi – powiedziała. – Dija Udin Alhassan, bo pod takim imieniem go znamy, był jednym z dwóch ocalałych.

Ellyse nie była pewna, ile może powiedzieć temu człowiekowi. Zasadniczo wspomnienie o proelium nie powinno nikomu zaszkodzić, jednak Ingo Freed mógł okazać się większym szaleńcem, niż sądziła. Mógł zechcieć odwiedzić Rah’ma’dul, poszukać rozbitków czy porzuconej technologii. Niczego nie mogła wykluczyć.

– Wiecie więc, że to zło wcielone.

– Tak – potwierdziła.

Stephen wyprostował się i skrzyżował dłonie z przodu.

– Długo pozostawał w ukryciu – mruknął do siebie.

Ellyse ściągnęła brwi, patrząc na niego przez ramię.

– Pierwsze wybudzenie musiało mieć miejsce, gdy ruszyła misja Ara Maxima. Potem to samo nastąpiło na Terze.

– Słucham?

System wyzwolił kolejne ukłucie bólu. Tym razem Nozomi poczuła, jakby rozrywało jej organy wewnętrzne. Przeciągle jęknęła, pochylając głowę.

– „I pochwycił Smoka, Węża starodawnego, którym jest diabeł i szatan, i związał go na tysiąc lat” – powiedział Ingo Freed. – Wasz czas próby nadszedł wraz z misją Ara Maxima, nasz dużo później.

Ellyse nie do końca rozumiała, co sugeruje kontradmirał.

– Nie chciał, by arcykapłan Jozue uzyskał przebaczenie za grzechy. Domagał się kary dla narodu wybranego – perorował dalej Ingo Freed. – Od zarania dziejów wieszczył upadek człowieka. Uważał samego siebie za władcę tego świata, wygłodniałego lwa, który zrobi wszystko, by zniszczyć nasz gatunek. – Na moment urwał, spuszczając wzrok na Ellyse. – Jesteś świadoma walki, którą Michał stoczył z nim w niebie?

– Nie.

Do cholery, na kogo ona trafiła? I co ten człowiek w istocie sugerował?

– Został pokonany, strącony z niebios, zwyciężyła nad nim krew Baranka. Nie był to jednak ostateczny triumf Chrystusa, nie. Pan wygrał, umierając na krzyżu, ale go nie zniszczył. A on otrzymał narzędzia, którymi mógł pogrążyć rodzaj ludzki. Tymi narzędziami były grzechy, rozumiesz to, prawda?

Nozomi nie wiedziała, co odpowiedzieć, więc po prostu skinęła głową. Szybko tego pożałowała, gdyż wymagano od niej bezpośredniej, zwerbalizowanej reakcji. Impuls szarpnął jej ciałem i z przerażeniem dostrzegła, że krew trysnęła jej z nosa na dłonie.

– Wszyscy wiedzieliśmy, że się pojawi. Zakwestionuje ofiarę Chrystusową i omami ludzkość, by ta sama dokonała na sobie dzieła zniszczenia.

Ellyse słuchała z uwagą, spodziewając się, że prędzej czy później będzie musiała odnieść się do tego wywodu.

– Skusił nas jabłkiem – dodał Stephen. – Nieograniczonymi możliwościami, które przedstawiały podróże kosmiczne. Wąż jest za to odpowiedzialny, to on doprowadził do naszego aroganckiego przekonania, że poradzimy sobie ze wszystkim, co nas czeka. Tymczasem gwiazdy to nie miejsce dla nas. Powinniśmy to zaakceptować.

Kontradmirał na moment zamilkł, po czym znów pochylił się nad Nozomi.

– Dlaczego chronisz szatana? – zapytał.

Zwariował. Ten człowiek po prostu zwariował.

Tym razem już kompletnie nie wiedziała, jak odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Wszystko, co przychodziło jej na myśl, niechybnie wiązałoby się z dotkliwym bólem.

– Nie chronię – odparła w końcu.

– A mimo to przybyłaś tu z nim, ramię w ramię. Jak to wytłumaczysz?

Z trudem przełknęła ślinę.

– Staram się uratować tego, który uchronił nas wszystkich przed śmiercią.

– Wytłumacz.

Zastanawiała się tylko przez moment, ostatecznie doszła do jedynego możliwego wniosku – musiała przedstawić tym ludziom, co wydarzyło się podczas proelium. Najwyraźniej widzieli świat przez pryzmat religii, a zatem powinni zinterpretować zmagania na Rah’ma’dul jako jakiś rodzaj walki dobra ze złem. Przynajmniej taką nadzieję miała Ellyse.

Szybko przekonała się, że tak się stało. Ingo Freed słuchał jej relacji z rosnącym zainteresowaniem, a po chwili dołączyli do niego wcześniej obojętni załoganci. Niektórzy obrócili się na swoich miejscach, inni powstali. Nozomi mówiła dalej, a na mostku nikt prócz niej nie odzywał się słowem.

W końcu Stephen przeciągnął palcem przed oczyma, a system wypuścił dłonie Ellyse. Obróciła je i spojrzała na krew pokrywającą wewnętrzną stronę jej rąk. Odwróciwszy się, zobaczyła, że załoganci patrzą na nią nabożnie.

– Wybacz, Nozomi Ellyse – powiedział Ingo Freed. – Gdybym był świadom, że stoisz po stronie światłości, nigdy nie… – Urwał i spuścił wzrok, zażenowany i zły. Sprawiał wrażenie, jakby był tylko o krok od fizycznego skarcenia się za ten czyn.

– Zagoi się – powiedziała, stając przodem do reszty. Wszyscy wyglądali, jakby na dłoniach miała stygmaty, a nie krew, która trysnęła jej z nosa.

Zasadniczo nie mogła się dziwić, że ocalali po apokalipsie zwrócą się w kierunku dawnych religii. Gdy Nozomi opuszczała Ziemię, wyznania stanowiły tabu. Religia mogła istnieć jedynie w wymiarze prywatnym, niemal intymnym. W sferze publicznej była zakazana nie tylko przez przepisy prawa, ale także moralność.

Ci ludzie musieli wyciągnąć jedyny logiczny dla nich wniosek – to wyrzeknięcie się Boga sprowadziło na człowieka pomór. W efekcie wszyscy na powrót zaczęli wierzyć, a teraz postrzegali wszystko tak, jak przedstawiała to ich święta księga. Najwyraźniej była to chrześcijańska Biblia, a przynajmniej tak Nozomi ustaliła na podstawie słów Ingo Freeda.

– Nadal jednak nie rozumiem, dlaczego bratałaś się z diabłem – dodał kontradmirał.

Ellyse miała jakieś pojęcie na temat chrześcijaństwa. Niewielkie, ale wystarczające, by móc improwizować.

– Dlaczego tak go postrzegacie?

– Czyż to nie oczywiste? – odparł Stephen.

– Diabeł był niegdyś w niebie i został z niego strącony, nieprawdaż? – zapytała. – Znajdował się więc w zastępach aniołów.

Wzdrygnęli się na samą myśl. Nozomi dopiero teraz dostrzegła, jak głęboka i chorobliwa jest ich wiara. Gdyby ci ludzie żyli w średniowieczu, zapewne z uniesionymi mieczami pędziliby na niewiernych – i to bynajmniej nie po to, by zagarnąć ich ziemię.

25
{"b":"690736","o":1}